Alexander znieruchomiał, a w jego
oczach rozbłysło nagłe zrozumienie. Tak właśnie musiało być - Harrington
straciła Troubadura i leciała z przyspieszeniem wynoszącym ledwie dwa i pół
kilometra na sekundę kwadrat, co oznaczało znaczne uszkodzenia okrętu. Mogła
mieć całkowicie zniszczoną łączność, nie tylko sensory grawitacyjne...
Odwrócił się do swojego szefa
sztabu i spytał:
- Kiedy znajdziemy się w
maksymalnym zasięgu rakiet, Byron ?
- Za trzydzieści dziewięć minut
sześć sekund , sir.
- A kiedy kursy Saladina i
Fearless się zetkną?
- Za dziewiętnaście minut, sir -
odparł zwięźle Hunter i Alexander zacisnął zęby.
Ból był tym większy, że nastąpił
po pierwszej, odruchowej radości. Dwadzieścia minut - mniej niż nic w skali
galaktyki, a w tej sytuacji różnica o podstawowym znaczeniu. Te dwadzieścia
minut oznaczało bowiem, że jednak nie zdążyli na czas. Albo inaczej - zdążyli,
by uratować planetę Grayson, ale przybyli zbyt późno dla załogi HMS Fearless,
której ostatnią walkę i śmierć będą mogli jedynie bezczynnie obserwować.
Umilkły ostatnie akordy „Salutu
dla wiosny” i Honor odetchnęła głęboko. Wyprostowała się w fotelu i spojrzała
na Cardonesa.
- Ile zostało do przechwycenia,
Rafe? - spytała spokojnie.
- Osiemnaście minut
Skipper...sześć i pół do wejścia w maksymalny zasięg rakiet.
- Doskonale - Położyła ręce
precyzyjnie na poręczach fotela i poleciła - Stan gotowości dla obrony
przeciwrakietowej.
- Kapitanie Edwards!
- Słucham, milordzie? - Głos
kapitana Relianta był stłumiony. Ostatni akt niedawnej tragedii obserwował na
ekranie taktycznym, zaciskając bezsilnie pięści.
- Zwrot wszystkich jednostek o 90
stopni na prawą burtę. Proszę wystrzelić natychmiast pełną salwę burtową w
Saladina.
- Ale...- bąknął zaskoczony
Edwards, nim ugryzł się w język.
- Proszę wykonać natychmiast,
kapitanie Edwards!
- Aye, aye, sir!
Bryan Hunter spojrzał spod oka na
admirała, odchrząknął i powiedział cicho:
- Sir, odległość wynosi ponad sto
milionów kilometrów. Nie zdołamy trafić go...
- Znam odległość od Saladina,
Brian - Alexander nie podniósł głowy znad ekrany taktycznego fotela - ale to
wszystko co możemy zrobić. Może Harrington zauważy rakiety na radarze... jeśli
jeszcze ma jakiś radar. Saladin też może mieć poważnie uszkodzone sensory i nie
próbuje uciec, bo nikt na jego pokładzie również nie wie, że tu jesteśmy. Jeśli
się dowie, może zrezygnować z walki. Może zresztą jakimś cudem go trafimy,
jeśli nie zmieni kursu!
W końcu uniósł głowę i szef
sztabu poznał po jego oczach, że chwyta się rozpaczliwie cienia nadziei…
- To wszystko co możemy zrobić -
powtórzył Alexander zrezygnowany.
Krążowniki Osiemnastej Flotylli
zwróciły się burtami do przeciwnika i wystrzeliły salwy burtowe, przechodząc
natychmiast na ogień ciągły, wystrzeliwując łącznie trzy salwy w ciągu minuty.
Saladin wystrzelił pierwszą salwę,
ale zmasakrowane sensory HMS Fearless dostrzegły rakiety dopiero wtedy, gdy te
znalazły się w odległości pół miliona kilometrów, co dało Cardonesowi i Wollcot
ledwie siedem sekund na zniszczenie ich, czyli zbyt mało czasu na użycie
przeciwrakiet. Po drugim spotkaniu nauczyli się jednak znacznie więcej o
możliwościach rakiet Saladina niż porucznik Ash o ich możliwościach obronnych i
odpowiednio przeprogramowali ECM-y pokładowe i boje. W efekcie trzy czwarte
straciło namiar i poleciało w różnych kierunkach, nie wyrządzając żadnych szkód.
Komputerowo sterowane sprzężone działka laserowe zajęły się pozostałymi i z
pierwszej salwy ani jedna nie dotarła do celu.
Ale za nią leciały następne i to
lawinowo, gdyż Saladin przeszedł na ogień ciągły. Większość rakiet eksplodowała
rozbijając się na ekranie, lecz wiele przelatywało nad lub pod nim.
Przeciwrakiety i działka niszczyły większość z nich, ale nie były w stanie
unieszkodliwić wszystkich i alarmy uszkodzeniowe ponownie rozbrzmiały, gdy
kolejne przedziały traciły hermetyczność, ginęli dalsi ludzie, a następne
stanowiska ogniowe przestawały istnieć.
Mimo to Fearless parł wyznaczonym
kursem, a na jego mostku panowała cisza. Honor Harrington siedziała
wyprostowana i nieruchoma w fotelu kapitańskim niczym w oku cyklonu i
wpatrywała się w ekran taktyczny, na którym powoli przeskakiwały sekundy.
Do momentu przechwycenia
pozostało siedem minut.
Simonds już nawet nie klął,
obserwując z niedowierzaniem ekran taktyczny. Fearless ciągle się zbliżał mimo
lawiny ognia. Krążownik liniowy klasy Saladin, Thunder of God wystrzeliwał
siedemdziesiąt dwie rakiety na minutę i stany magazynów artyleryjskich topniały
w oczach. A przeciwnik nie odpowiedział choćby jedną rakietą, za to parł stałym
kursem przez morze ognia i widok ten pomimo wściekłości i zmęczenia pierwszy
raz napełnił serce Simondsa strachem. Trafiał - wiedział o tym z meldunków Asha
- i wywoływał spore zniszczenie. A Fearless trwał dalej, niczym przeznaczenie,
którego nawet śmierć nie zdoła powstrzymać.
Obserwując pozostający za nim
ślad wyciekającej z rozprutego kadłuba atmosfery, przypominający smugę krwi,
próbował zrozumieć jego dowódcę i nie mógł. Harrington była poganką,
bezbożnikiem i kobietą. Co dawało jej taką siłę woli i upór, że gardziła
śmiercią?!
- Przechwycenie za pięć minut,
skipper.
- Rozumiem - W chłodnym sopranie
nie było śladu żadnych uczuć.
Znajdowali się pod ostrzałem od
sześciu minut i zostali trafieni dziewięć razy, z czego dwa poważnie. A ogień
Saladina będzie stawał się tym skuteczniejszy, im mniejsza będzie dzieląca
okręty odległość.
Potężna salwa mknęła przez
przestrzeń - osiemdziesiąt cztery rakiety wystrzelone przez cztery krążowniki
liniowe, poruszające się z prędkością prawie trzydziestu tysięcy kilometrów na
sekundę. Za nią mknęła druga, a za nią jeszcze jedna, ale miały do pokonania
niesamowicie dużą odległość.
Ich napędy przestały działać po
trzech minutach, gdy znajdowały się o dwanaście koma trzy miliona kilometrów,
lecąc z prędkością prawie stu sześciu kilometrów na sekundę. Teraz poruszały
się torem balistycznym, niewidoczne dla nikogo, także dla sensorów HMS Reliant.
Hamish Alexander mógł jedynie obserwować pusty ekran i czekać, czując, że
zamiast żołądka ma kawał lodowatego metalu.
Od wystrzelenia rakiet minęło 13
minut - nawet przy tej prędkości będą potrzebowały jeszcze czterech minut, by
znaleźć się w pobliżu celu, a przy takiej odległości szanse trafienia malały z
każdą mijającą sekundą.
Krążownikiem wstrząsnęły dwa
kolejne trafienia w lewą burtę , tak bliskie w czasie że zlały się w jedno.
- Wyrzutnia numer 6 i laser numer
8 zniszczone ma’am - zameldował komandor Brenthworth - Doktor Montoya informuje,
że przedział 240 został rozpruty i zdehermetyzowany.
- Proszę potwierdzić - powiedziała
spokojnie i zamknęła na moment zdrowe oko; przedział 240 został zamieniony na
tymczasowy szpital, gdy ranni przestali mieścić się w izbie chorych.
Miała nadzieję, że większość
uratują kokony środowiskowe, ale wiedziała, że oszukuje sama siebie - z
przebywających tam rannych szanse ocalenia mieli naprawdę nieliczni.
Fearless szarpnął się ponownie i
na mostek spłynęły kolejne meldunki o zniszczeniach i stratach, ale czas płynął
nieustannie i to było jedyne pocieszenie. Zostały jeszcze cztery minuty, kiedy
musiała być ruchomym celem. Potem jeśli jej okręt będzie jeszcze istniał,
odpowie wreszcie ogniem.
Przechwycenie za trzy minuty pięć
sekund - oznajmił chrapliwie Ash.
Simonds skinął głową i chwycił
poręcze fotela. Koniec świata miał się za chwilę zacząć.
- Rakiety powinny się znaleźć w
odległości bezpośredniego ataku ...teraz - oświadczył nieswoim głosem kapitan
Hunter.
Alarm zbliżeniowy zawył na
pulpicie porucznika Asha w momencie, w którym na ekranie radaru pojawiło się
mrowie czerwonych punktów zbliżających się z dużą prędkością. Ash wytrzeszczył
oczy - zbliżały się niewiarygodnie szybko, i nie miało prawa ich tam być.
A były. Przebyły ponad sto
milionów kilometrów, podczas gdy Thunder of God cały czas leciał im na
spotkanie. Brak napędów pomógł im w ukryciu się przed działającymi jeszcze
sensorami krążownika liniowego, a radar tak małe obiekty był w stanie wykryć z
odległości nieco większej niż pół miliona kilometrów, co przy prędkości jaką
leciały, dawało załodze zaledwie pięć sekund na reakcję,
- Rakiety w namiarze 352! -
krzyknął i Simonds podskoczył.
Spojrzał na swój ekran radarowy i
zamarł.
Jedynie pięć rakiet znajdowało
się na tyle blisko by móc zagrozić Thunder of God. Żadna nie miała napędu na
poprawki kursu, ale krążownik od ponad 2 godzin leciał prostym, stałym kursem,
nie wykonując żadnych manewrów, toteż pociski przeleciały przed jego dziobem i
skręciły na tyle, na ile pozwoliły im strumieniowe silniczki manewrowe. Nie był
to duży skręt, lecz dziób okrętu osłaniał tylko pancerz. Wszystkie rakiety
eksplodowały równocześnie i znaczna część promieni laserowych z ich głowic
trafiła w cel.
Thunder of God prawie stanął dęba,
gdy kilkanaście laserów trafiło w lewą burtę i dziób, prując pancerz,
otwierając przedział za przedziałem i niszcząc wszystko, co napotkały na swojej
drodze. Część dziobowa praktycznie przestała istnieć, a Simonda stał się prawi
przezroczysty ze strachu, gdy dostrzegł na ekranie, że w ślad za pierwszą
nadlatuje druga salwa.
- Prawo na burt ! - ryknął
Sternik posłuchał rozkazu,
natychmiast kładąc okręt w ciasny skręt, by bezbronny i poharatany dziób
przestał stanowić idealny cel dla rakiet, i Simonds poczuł ulgę.
A potem zrozumiał, co zrobił.
- Anuluję ten rozkaz ! - zawył -
Powrót na poprzedni kurs!
- Robi zwrot! - krzyknął
uradowany i zaskoczony równocześnie Rafe Cordones.
Honor podskoczyła na fotelu . To
co widziała, było niemożliwe, bowiem nie istniał żaden powód, by...
- Obrót na lewą burtę! -
rozkazała - Wszystkie działa ognia!
- Ognia z dziobowych dział! -
krzyknął zdesperowany Simonds.
Thunder of God zbyt wolno
reagował na stery, co pogarszało tylko skutki błędu Simondsa. Powinien był
nakazać dokończenie pełnego zwrotu i obrót, by chronić nadwątloną osłonę lewej
burty i ustawić się ekranem do nadlatujących rakiet i prawą burtą do
przeciwnika. Otrzymujący sprzeczne rozkazy sternik próbował wrócić na pierwotny
kurs, ale nie zrobił obrotu, przez co okręt przez kilka sekund był zwrócony
dziobem do HMS Fearless.
Z dziobowego uzbrojenia Thunder
of God niewiele zostało, ale dwa grzbietowe lasery, umieszczone na górnej
powierzchni kadłuba strzelały z pełną szybkością do celu, który znalazł się
bezpośrednio przed dziobem. Pierwsze strzały trafiły w ekran, ale Fearless już
się obracał, by stanąć burtą do przeciwnika, i następne promienie laserowe
przeniknęły przez osłonę, zniszczyły pancerz burtowy, który z tej odległości
nie stanowił żadnej przeszkody, i rozpruły kadłub, z którego zaczęło wylatywać
powietrze i rozmaite szczątki.
W następnej sekundzie to, co
pozostało z uzbrojenia burtowego ciężkiego krążownika, odpowiedziało ogniem,
cztery działa laserowe i trzy grasery wystrzeliły pierwszą salwę i natychmiast
przeszły na ogień ciągły.
A dziobu krążownika liniowego nie
chroniła żadna osłona.
Matthew Simonds miał ułamek
sekundy, by zdać sobie sprawę, że zawiódł swego Boga, nim HMS Fearless zmienił
jego okręt w oślepiającą kulę ognia, gdy któryś z promieni laserowych trafił w
reaktor.
David Weber
„Honor Harrington”