Co najmniej 140 ciał zmarłych
tragicznie wspinaczy spoczywa
na zboczach Mount Everestu
Gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że nie dźwignę kartonu
kaset magnetofonowych to bym go wyśmiał i nazwał bęcwałem o żółtym mózgu.
Tymczasem zapakowałem wszystkie taśmy jakie znalazłem w pokoju po usunięciu
mebli do kartonu po telewizorze, ogółem jakieś 800 sztuk i dźwignąłem...
Dźwignąłem, wydałem dźwięk, odstawiłem, i z pokorą przełożyłem połowę do
kartonu po odkurzaczu. Tak moi drodzy, w starym pokoju pozostała obecnie
jedynie zdekompletowana szafa, którą usiłowaliśmy, bez powodzenia przewlec z
Danem, pościel i sfatygowane łóżko, które ewakuując się ostatecznie z dziką
radością obleję benzyną i podpalę, za te wszystkie zaostrzone sprężyny pomiędzy
żebrami o poranku. Nowe lokum jest gotowe, umeblowane, ułożone i czeka na
pierwszych gości, którzy dokonają pierwszych zniszczeń w czasie sylwestra.
Powiesiłem sobie w drzwiach nawet znalezioną na miejscu
główkę Mikołaja z gęstą brodą. Jest dość mała i wygląda jakby wyrwano ją z
kotła Pigmejom. Cały czas zastanawiam się czy części brody nie farbnąć na
czerwono, wyglądałoby jakbym upolował i spreparował Mikołaja a następnie
powiesił ku przestrodze Dziadkowi Mrozowi.
Co tam jeszcze, aaa, były niedawno podwójne urodziny Lenn i
Avatara. Avatar zażyczyła sobie w prezencie bombki choinkowe, wszyscy
przynieśli, ale niektórzy bardziej, albowiem Dannonki spędziły upojny wieczór
na drobnych przeróbkach kilku kupnych bombek. Była więc np: bombka wyglądająca
jak mała, rozwścieczona główka z paszczą pełną zębów i skrzydełkami po bokach,
była tez taka duża, biała z wystającymi wulkanami, wielką różą i stojącym nad
nią papierowym Małym Księciem, czy też maj fejwryt, bombka oblepiona futrem z
wiszącymi łapkami i ogonkiem, wyglądająca jak pół obciętego kota.
Poza tym wszyscy jesteśmy chorzy, bo po Mieście rozniosła
się ostatnio jakaś zaraza. W czasie gorączkowych majaków śniło mi się ostatnio,
że gwałcę wampiry, opracowałem przy tym jakiś skomplikowany system, żeby mogły
ssać nie ssąc, jeśli wiecie co mam na myśli...
Do tego święta, u mnie w domu tradycyjnie na krawędzi
wymiany ciosów nuklearnych. Dziś wybieram się do przyszłych teściów. W
sylwestra zaś z ekipą tradycyjnie udamy się na plażę obserwować fajerwerki we
mgle i dokonać równie tradycyjnego rzutu Lennonką. Choć w tym roku, wyjątkowo
ze względu na jej stan błogosławiony a wzdęty, ktoś będzie musiał ją łapać w
locie.
Co robi Szkot po postawieniu
wszystkim kolejki? Budzi się
z krzykiem na ustach...
(CKM)
*