niedziela, 28 grudnia 2008

Czy aby zastrzelić mima potrzebny jest tłumik?


...bo  Kaczyński  nadal nie potrafi
zrozumieć,  że  nie  jest  po  to, by
oceniać Wałęsę czy Jaruzelskiego,
on jest po to by ich reprezentować

Jutro nastąpi ostatni akt przeprowadzki. Wyniosę szczątki doczesne szafy i zacznę remont starego pokoju. Babcia jeszcze nie wie, że wkrótce potknie się w ciemnościach o narwala pośród szaf, a moi starsi nie podejrzewają nawet, że już za chwilę będą ścierać ze wszystkiego cekolowy kurz. Ja po prostu uwielbiam szerzyć dobro i ogólne zaangażowanie.
Zaraz ruszam do epicentrum, Szponiasta jest nadal chora, jadę więc bez połówki i czuję się trochę kulawo. Jako cel życiowy na dzień dzisiejszy wyznaczam sobie poszukiwanie deski do chleba, anteny do tv i dziurkacza do papieru. Okazało się, że właśnie te przedmioty wygrały w konkursie rzeczy absolutnie, najbardziej niezbędnych. Jutro za to muszę kupić jakieś farby. Zastanawiam się, czy nie uszczęśliwię starszych pięknym odcieniem sraczkowatego, albo żarowiasto zielonym, świecącym w ciemnościach, ewentualnie intensywną, krwawą czerwienią. Na pewno by się ucieszyli.

Wydaje  ci  się, że  jesteś
najjaśniejszą kwarcówką
w tym solarium?

(Juno)

*

piątek, 26 grudnia 2008

Czy można płakać pod wodą?


Co najmniej 140 ciał zmarłych
tragicznie wspinaczy spoczywa
na zboczach Mount Everestu

Gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że nie dźwignę kartonu kaset magnetofonowych to bym go wyśmiał i nazwał bęcwałem o żółtym mózgu. Tymczasem zapakowałem wszystkie taśmy jakie znalazłem w pokoju po usunięciu mebli do kartonu po telewizorze, ogółem jakieś 800 sztuk i dźwignąłem... Dźwignąłem, wydałem dźwięk, odstawiłem, i z pokorą przełożyłem połowę do kartonu po odkurzaczu. Tak moi drodzy, w starym pokoju pozostała obecnie jedynie zdekompletowana szafa, którą usiłowaliśmy, bez powodzenia przewlec z Danem, pościel i sfatygowane łóżko, które ewakuując się ostatecznie z dziką radością obleję benzyną i podpalę, za te wszystkie zaostrzone sprężyny pomiędzy żebrami o poranku. Nowe lokum jest gotowe, umeblowane, ułożone i czeka na pierwszych gości, którzy dokonają pierwszych zniszczeń w czasie sylwestra.
Powiesiłem sobie w drzwiach nawet znalezioną na miejscu główkę Mikołaja z gęstą brodą. Jest dość mała i wygląda jakby wyrwano ją z kotła Pigmejom. Cały czas zastanawiam się czy części brody nie farbnąć na czerwono, wyglądałoby jakbym upolował i spreparował Mikołaja a następnie powiesił ku przestrodze Dziadkowi Mrozowi.
Co tam jeszcze, aaa, były niedawno podwójne urodziny Lenn i Avatara. Avatar zażyczyła sobie w prezencie bombki choinkowe, wszyscy przynieśli, ale niektórzy bardziej, albowiem Dannonki spędziły upojny wieczór na drobnych przeróbkach kilku kupnych bombek. Była więc np: bombka wyglądająca jak mała, rozwścieczona główka z paszczą pełną zębów i skrzydełkami po bokach, była tez taka duża, biała z wystającymi wulkanami, wielką różą i stojącym nad nią papierowym Małym Księciem, czy też maj fejwryt, bombka oblepiona futrem z wiszącymi łapkami i ogonkiem, wyglądająca jak pół obciętego kota.

Poza tym wszyscy jesteśmy chorzy, bo po Mieście rozniosła się ostatnio jakaś zaraza. W czasie gorączkowych majaków śniło mi się ostatnio, że gwałcę wampiry, opracowałem przy tym jakiś skomplikowany system, żeby mogły ssać nie ssąc, jeśli wiecie co mam na myśli...
Do tego święta, u mnie w domu tradycyjnie na krawędzi wymiany ciosów nuklearnych. Dziś wybieram się do przyszłych teściów. W sylwestra zaś z ekipą tradycyjnie udamy się na plażę obserwować fajerwerki we mgle i dokonać równie tradycyjnego rzutu Lennonką. Choć w tym roku, wyjątkowo ze względu na jej stan błogosławiony a wzdęty, ktoś będzie musiał ją łapać w locie.

Co robi Szkot po postawieniu
wszystkim kolejki? Budzi się
z krzykiem na ustach...

(CKM)

*

piątek, 19 grudnia 2008

Czy bałwan ma kręgosłup?


Jak ty pięknie czipsy przeżuwasz...

(Krzysztof do Mevy)

Wszystko mnie boli. Przenosiłem swój dobytek przez tydzień, aż ostatecznie udało mi się przenieść wszystko po ostatnią, zatęchłą broszurkę jehowych. Teraz udam się do wanny, zaleję wrzątkiem i przez dwie godziny nie będę robił nic, tylko leżał i puszczał bąbelki.
Potem wyjdę miękki i pomarszczony i zacznę ten cały burdel układać...
Babka chodzi nad tymi parującymi stertami i buja się jak stary żyd. „Aj jaj ileż tego jest”.  Zastosowałem w przeprowadzce sprawdzoną Metodę Krasnoludzką z „Hobbita”. Najpierw weszło dwóch krasnoludów i zaczęło opowiadać, potem następnych dwóch i w tym momencie opowiadający wspomniał o następnych dwóch, i tak, aż w środku była cała czternastka. Ja też zacząłem od kubków a kończę na brontozaurze pośród szaf.
No, wczoraj miałem już nawet pierwszych gości. Pomogli mi znieść lodówkę po wąskich, krętych schodach i pomyć szafki w kuchni...

Dwie młode dreslejdis w tramwaju:
- To jaki to jest w końcu kolor?
- Flamandzki róż metaliczny...

(Avatar)

*

poniedziałek, 15 grudnia 2008

Błękitna noc


Dan-Weźmiemy gumki recepturki
       i przetniemy je na pół
Lenn-Wzdłóż czy wszeż?

Mam nowe klucze z gejowskim bryloczkiem i urojoną przepuklinę. Taaak, zacząłem przeprowadzkę i tacham teraz na grzbiecie cały mój majątek, składający się głównie z papieru w przeróżnych formach i stanach skupienia. Jak już wszystko przeniosę to zabiorę się za sprzątanie, bo ostatnia lokatorka miała wyraźną awersję do chemicznych środków czyszczących i używała czystej wody (Jak się wylała). Tak więc obecnie wkraczam ostrożnie na teren mroczny i skażony niczym Czernobyl. Czuję się z lekka jak stalker z Braci Strugackich, trafiam czasem nawet na różne artefakty.
I tyle na dzisiaj. Siedzę właśnie na Niedźwiedniku. W przedpokoju czai się wypchany plecak, a na zewnątrz wilgoć zmienia się właśnie w lód. Tak więc będę za chwile zapewne mknął po stoku niczym Małysz, a na końcu może nawet polecę jeśli trafi się jakiś krawężnik.

sobota, 13 grudnia 2008

Każdy jest starszy o 9 miesięcy


„Prawie” liczy się tylko
przy rzucie granatem...

Przeciekam na złączach. Wszystko dzieje się na raz: Nawał pracy pośród tego oślizgłego gluta bezśnieżnego grudnia, projekty rodzące się i upadające, wtręty dyletantów i rodziny, fale depresji walące równym rytmem o brzeg i niepewność zmian doprowadzająca do szaleństwa. Do tego jeszcze odpaliłem sobie w nocy obydwa „Ostatnie brzegi’. Chcę umrzeć.
Frustracja wywołuje agresję, diabeł ładuje jej akumulatory tysiącem rozkosznych drobiazgów. Waliłbym pięściami w mur, gdyby nie to że będą mi jeszcze potrzebne. Nawet pisanie nie pomaga, to co zżera mnie od środka nie maleje.
Stada stalowych wilków gnają nocnymi ulicami. Ich metalowe boki ocierają się ze zgrzytem o rogi budynków, krzesząc białe chmury zerwanego tynku. Każdy kto znajdzie się na ich drodze zasila policyjne listy zaginionych. Węszą złe myśli i namawiają ludzi do samobójstwa, by potem u bram piekła, ułożywszy sobie spokojnie łup pomiędzy przednimi łapami, wyrywać smakowite ochłapy. Cóż może być lepszego od jędrnego ciała nastolatki. W jej oczach wciąż widać świadomość i nieme przerażenie, gdy bestie rozrywają jej piersi i brzuch rozgryzają z trzaskiem kości twarzy, wychłeptują wciąż żywy mózg, wysysają duszę wraz ze szpikiem. Cóż może być smaczniejszego niż przesiąknięty czosnkiem i alkoholem wisielec z parku czy soczysty yappie, z kulą w czaszce.
Za każdym razem gdy wpadają na mnie w ciemności, hamują, skrobiąc pazurami po bruku. Otaczają czujnym kręgiem, wciągają w nozdrza smród Brzeźna. Potem zaś biegną dalej odwracając się ze wzgardą.
Mała, dziewczynka w białej sukience, stoi u wylotu ulicy. W jej ogromnych oczach widać czerń i wirujące gwiazdy. Patrzy na mnie smutno, odwraca się, odchodzi.
Jestem sam w ciemnościach. Opuszki palców mam starte do krwi od wymacywania sobie drogi przez mrok. Czasem trafiam za róg, wprost w ruch uliczny i światła sodowych latarni. Jest jeszcze gorzej.

Jesteśmy  ostatnimi  ludźmi,
którzy widzieli San Francisco

(Ostatni Brzeg)

*

wtorek, 9 grudnia 2008

Graniczne stany anioła i bestii


Statki z Krain Fantazji przybijają do ziemskich portów zawsze wczesnym świtem. Zapach mojego plecaka nieodmiennie wywołuje ruje u kotów. Nie znoszę ich, więc one z reguły mnie uwielbiają, ktoś mi kiedyś tłumaczył, że bestie posiadają wykrywacz takich ludzi w płacie czołowym, tuż obok sektora odpowiedzialnego za wykrywanie alergików.
Łeb boli mnie tak potwornie, że walczę z nieprzemożoną chęcią by walić nim o ścianę i skowyczeć. Jeżeli Bóg istnieje i rzeczywiście mnie kocha, to uczyni mi tę łaskę i po śmierci rozpuści mnie w niebycie, tak żebym nie musiał już niczego czuć, niczego postrzegać, czy być czegokolwiek świadomym. Liczę na tę jego litość.
Pogoda jest obmierzła. Jesień już umarła i za oknami leży jej wyschnięty trup. Zima nie przyszła i wszystko co żyje męczy się w zawieszeniu. Muszę zaraz wyjść, a nie chce mi się. Tak dobrze mi się leży pod tym workiem wypełnionym lodem. Rano naprawiałem parapety kobicie, która waży 160 kilo i cierpi na nieuleczalną manię mycia okiem. Byłem u niej po raz czwarty. Poprzednio byłem tam w okolicach Wielkanocy, a poprzednio też przed Bożym Narodzeniem itd... Tym razem władowałem pod parapety po solidnym kątowniku. Jeśli teraz ten majdan znowu się urwie to z połową ściany.
A co ze statkami? Ano nic. Jak wiadomo statki z Krain Fantazji wyruszają w rejs powrotny do domu zawsze o zmierzchu. Do zmierzchu już niedaleko. Jest szansa.

Powiedziałem narkotykom
stanowcze: NIE! Ale one
nie posłuchały...

(Z muru)

*

poniedziałek, 8 grudnia 2008

Leżących wiatr omija


- A ty Kiszczak kim byś był
 we Władcy Pierścieni?
- Królem Rohanu
- Ale on przecież zginął.
- Ale jak...

Sfora z którą pijam wykopała gdzieś ostatnio pięciometrową lufę działa. Z braku miejsca wtachali ją, kosząc zakręty, na trzecie piętro w bloku i upchnęli na sztorc w pokoju Bladego Stefana, opierając czubek w lewym, górnym rogu i zostawiając nad łóżkiem taki prześwit, że Stefek może się co prawda w łóżku położyć, ale z naciągnięciem kołdry może mieć już pewne problemy. Gdy pierwszy raz ujrzałem owo misterium grozy, zapytałem przytomnie: A co jeśli w tej całej rdzy siedzi jeszcze pocisk? Seba odparł, że pomyśleli o wszystkim i lufa jest wycelowana w kibel nader nieprzyjemnych sąsiadów Stefana, którzy z nieznanych nam bliżej przyczyn nazywają naszego zacnego towarzysz lumpem i pijakiem. Tak więc jeśli ktoś z was mieszka na czwartym piętrze i ma na dole upierdliwego lumpa i pijaka imieniem Stefan to osobiście radzę: Załatwiajcie się bardzo, bardzo ostrożnie i delikatnie spuszczajcie wodę.
A tak poza tym zabrałem Szponiastą na gdański festiwal czekolady. Delektowaliśmy się widokiem czekoladowych rzeźb i smakiem rozlicznych darmówek. Zapach przylgnął do mnie taki, że w tramwaju ludzie uśmiechali się błogo w moim towarzystwie. Dziś rano za to w ramach kontrastu wyciągałem spod zdjętej wanny, wprost z kanalizacji 236 skamieniałe gumy do żucia. Wiem ile bo potem policzyliśmy z właścicielką mieszkania oraz jej gumożerną latoroślą znaną szerzej jako Bartosz.
Podjąłem też ostatnio wiekopomną decyzję o zmianie okularów na kontakty. Stało się tak oczywiście dlatego, że nadwyrężone wspólnym wysiłkiem Lenn i Phantoma stare patrzałki rozpadły mi się całkowicie i definitywnie. Od paru dni chodzę więc bez okularów zadziwiony szeroką perspektywą, nie ograniczoną horyzontem oprawek. Moje oczy zaś usiłując złapać ostrość wyglądają tak lśniąco i tajemniczo, że oglądają się za mną na ulicy panny.
Oczywiście gdy już podjąłem decyzje zgłosił się mój starszy z propozycją, że mi nowe okulary kupi na święta... Jeżeli świat jest oparty na jakiejś zasadzie to jest to z pewnością ironia...
I tyle. Kończę, bo siedzę u Awarii i chcę zanim wróci wykasować jej z kompa wszystkie zdjęcia Rammsteina. Ciau

Dziewice jako jedyne nadają się
do  niektórych  rodzajów magii,
posiadają jednak pewne wady,
poza oczywistymi

(Chalker)

*

piątek, 5 grudnia 2008

Jurasic Pork


Gdybyście naprawdę mnie kochali
wszyscy zabilibyście się

(Pająk Jeruselem)

Zakrzewska ociera się o mnie swoim ciepłym i wilgotnym wzgórkiem w ciasnym korytarzyku Kasjopei, i mruczy coś o zimnie na zewnątrz i cieple „w środku”. Oświadczam jej nieco bełkotliwie, że jestem już wystarczająco gorący i idę wytarzać się w śniegu. Ona otwiera szeroko te swoje modre oczy i mówi, że przecież nie ma śniegu. Odpowiadam: Nie szkodzi, pójdę poszukać...
Czy gdybym uzależnił się od narkotyków to miałbym jakiś cel w życiu?
Ciekawe cóż się takiego stało z nami - legendami. Czy Agentka nadal łapie we włosy wiatr wichrowych wzgórz? Czy Kerry Silver Mountain King spotkał swoją Eneę w ciemnych zaułkach, pośród nabrzmiałych swą ważnością kamienic Krakowa? Ciekawe, czy dotknęła palcem jego ust, rozmazując mu na nich kroplę swej inteligentnej krwi. Czy Raczek nadal jest boski, czy Merigold maluje wyobraźnią po szkle, czy Mars – Zielony ma piczę w poprzek?
Te i inne pytania i odpowiedzi na nie w wiecznej sprzedaży na Targu Wyobraźni. Paradoksalnie będzie mi brakowało małego mieszkanka Lenn, wysoko ponad Biskupią Górką, a jeszcze bardziej wieczornych wędrówek do niej.
Na moje strony na Webshocie ostatnio włazi nawet 90 osób tygodniowo. Muszę tam zajrzeć, żeby sprawdzić czy któryś rysunek nie zmutował w hardpornograficzny grejpfrut audiowizualnego grzechu. Podłoga w herbaciarni wybrzuszyła się na pół metra do góry w miejscu gdzie dziś będą urodziny Awarji. Czy to jakiś znak?
Wychodzę. Oddycham. Zakrzewska staje w drzwiach z Kumpelą. W Kucykach i w mini do pępka. Odpalają długie papierosy. Krzyczą za mną: Czy wiem po co się myje szklanki? – żeby zmieściło się więcej herbaty. Kraczemy razem, to ten rodzaj śmiechu w którym więcej jest kwasu niż zasady.

Chciałbym być Barbie,
ta kurwa ma wszystko

(Ze zderzaka)

*

wtorek, 2 grudnia 2008

Ostatnia zwrotka


Wilgoć. Szarość nieba, szarość kamienia. Pacyny rdzy oddzielające się warstwa po warstwie z wręg sterczących ku niebu niczym żebra przedpotopowej bestii. Kwadraty płyt poszycia, pochylone, sczerniałe, powyginane od dawno wygasłego żaru. Z każdym kolejnym sztormem pozostaje ich coraz mniej. Wystrzępione monowłókna, osypujące się rurki węglowe. Mrok we wnętrzu setek bulajów, czeluście obnażonych pokładów, powietrze tańczące w cembrowinach luf ogromnych dział. Nad przechylonymi nadbudówkami zapada powoli noc.
Nie powiewa żadna flaga, kroki nie rozbrzmiewają w stalowych jaskiniach korytarzy. W ciemnościach spowijających mostek, słabym rubinem żarzy się jedynie ekran radaru. Przemykający promień wyciąga z nicości echa milionów spiętrzonych czaszek, żeber i piszczeli.
Mewy o skrzydłach z postrzępionych gazet szybują z wietrze,. Panuje ogromna cisza, słychać tylko niemrawy plusk fali. Na ubitym piasku plaży nie widać śladów ludzkich stóp.

*