Dowódca piechoty morskiej
dźgnął
Kancelistę bez słowa w nerkę kciukiem
wielkości
sporego kołka. Wykazując
dziwną solidarność, skłóceni zazwyczaj
przedstawiciele
kawalerii, piechoty i
korpusu
inżyrenijnego podtrzymali
omdlałego urzędnika,
a kilku
barczy-
stych marynarzy zasłoniło natychmiast
całą scenę przed oczyma cesarza.
(Przechrzta)
Magiel jest efemerydą. Teoretycznym poetą, który wydał
naręcze tomików, które rozdawał dzielnie przy każdej okazji, każdemu, kto je
chciał lub nie. Dbał też o odpowiednią ilość skandali: w restauracji, gdzie po
jakiejś imprezie stołowali się poeci wywalił kutasa do talerza wypełnionego
kotlecikiem, ziemniaczkami i sałatką i zaczął wydzierać się na kelnerkę „Żeby
TO zabrała”. Klasycznie „szkodziło mu picie”, po paru głębszych potrafił wejść
do kościoła i zacząć odprawiać mszę. Na ścianie trzymał rentgena z połamanymi
żebrami swojej dziewczyny, które zresztą sam połamał. I co? I nic. Rozpływa się
w stylistycznej mgle miasta. Wystarczyło trochę nie pisać, trochę się nie
pokazywać. Ślad zostanie tylko w takich miejscach jak to, ale czy można być z
tego dumnym?
Tymczasem Marzan dzięki rosyjskiej Naszej Klasie odnalazł
się ze swoją pierwszą miłością, jeszcze z czasów gdy mieszkał w Korei. Mówi, że
uczy się rosyjskiego na nowo, bo zasób słów nastolatka nie dostaje do języka
flirtu. Wspomina coś o wyjeździe do Tatarstanu. Niecierpliwie czekam na kartki
spod Uralu.
Tu należy wspomnieć, że parę lat temu, przez 2 czy 3 lata
dostawałem kartki z całej Polski od Wuja Matta z Podróży, pisane
charakterystycznym fraglesowskim stylem. Ja jako istota wolna i subtelna nie
dociekałem specjalnie autora, przyjmując całą sprawę jako jeszcze jeden
zadziwiający fakt, rozjaśniający moją mroczną egzystencję (...czy piszę jak
emo?). Ostatnio do autorstwa przyznał się Marzan, a od Wuja Matta zacząłem
dostawać smsy.
Dwudziestego koncert Haydamaków w Uchu. Istnieje poważna
możliwość mojego pojawienia się tam w zacnym celu picia po ukraińsku.
Gotenhaven jest miastem z wszech miar obrzydliwym, ma jednak jeden ogromny
plus, z każdego miejsca tej przyszłej, peryferyjnej dzielnicy Miasta blisko
jest do morza. A nie ma lepszego miejsca do alkoholizowania się niż jego brzeg.
Hmmm, tak sobie przeczytałem tą miłą i miodem płynącą notkę
i stwierdzam, że mam chyba dziś jakiś kompleks. Nic to, jak to powiadał Pan
Michał, na moment przed tym jak jego poszarpane flaki zaścieliły pięć
kilometrów kwadratowych okolicy, zaraz pójdę na spacer, pooddycham wiosną,
popełnię jakiś czyn karalny...
*
PS: Koncert Haydamaków został odwołany przez organizatorów.
Z poważaniem, Lady Pazurek.
*
Moja gwiazdka;)