wtorek, 29 czerwca 2010

Hiperbola zapomnianej emocji



On jest zupełnie jak leniwiec.
On się nie leni, on TRAWI

Gorąco. Chodzę po piętrach i kapię. A pot syczy zagłębiając się w podłoże i odbarwia kafelki...eee, nie ta bajka. Dan i Stasiu szaleją po garażach z maszyną do mycia, potem wyłażą na powierzchnię, dowcipnisie i mówią, że wcale nie jest gorąco. Jeden garaż czyściła inna ekipa. Dan miał z nich zwałę, bo nie opuścili kółek i sprzęt tańczył walczyka na szczotkach. Przyszli potem bardzo smutni i wyczerpani i opowiadali „jak im ciężko, jak ciężko”.
Ja z kolei przeprowadzam akcję uświadamiającą. Akcja ma uświadomić Krzyśków jakim straszliwym błędem jest pozostawienie w naszych rękach swojego osobistego sprzętu elektronicznego, w tym wypadku cyfrówki, która pozostała w naszym posiadaniu po imprezie. Jak powiedziałem o tym chłopakom to od razu zaczęli rozpinać spodnie. Coś jak z tym aparatem i szczoteczką do zębów w jednym z polskich filmów. „Kochała go, ale nie mogła, po prostu nie mogła go więcej pocałować...”. Jutro podrzucę Meave aparat nic nie mówiąc, po czym wyjadę na miesiąc do Rumuni.
W niedzielę odwiedzili nas pod pomnikiem Kostek z Elą i uzbrojonym w mały wóz strażacki Kajetanem. Kostka nie widziałem całe lata i miał wiele do opowiedzenia. Przez 2h wymsknęły mu się może cztery zdania. Do tego piwa nie pił heretyk.
A poza tym. Poza tym kryzys wieku średniego. Pognałem przez pachnące rozgrzanym igliwiem wzgórza. Odkrywałem nowe ścieżki, odnajdywałem zagubione bunkry, Wypadałem niespodziewanie zza szczytów wprost w niebo i opadałem ku skłębionemu w dole Miastu. Myślę, że zebrałem się do kupy. Odpocząłem w tej wyspie normalności jaką udało mi się utrzymać przez ostatni rok. Skumulowałem się w sobie, sprężyłem. Czuję się gotowy do kolejnego uderzenia na rzeczywistość. Odgłos śmigłowców w mgle przed świtem. Uczucie gdy w coś walisz a to się łamie.

*

niedziela, 27 czerwca 2010

Kaczyński kontra Cichopek



Ja będę głosował na Cthulu.
Po co wybierać mniejsze zło...?

(Kłosa)

Zbudziłem o się o szóstej bo usłyszałem bijące na całym kontynencie dzwony i pomyślałem, że jest już 12, i że nieźle zaspaliśmy. Kładliśmy się grubo po drugiej. Bo po wykopaniu ostatnich gości za furtkę długo gapiliśmy się na niesamowite niebo o barwie indygo, poprzecinane płynną siecią srebrzystych nitek. Ogólnie rzecz ujmując daliśmy sobie z lekka w palnik.
Na razie żadnych większych objawów, choć co czas jakiś wypełzają spod promilowych kamieni oślizgłe i cokolwiek rozmyte wizje mrocznych wspomnień, w typie okupacji parkowego kręciołka i błyskających fleszy. Też sobie powirowałem zwisając pod wymuszonym siłą odśrodkową kątem, moje żebra dziś mi za to podziękowały.
Ranek spędziłem myjąc naczynia i jedząc różne straszne rzeczy, które zostały z wczoraj. Jestem mniej więcej w takim stanie, że po chwili zastanowienia „co to” wziąłem z talerza musztardę w palce.
Właśnie przypomniało mi się, że wczoraj stadnie żegnaliśmy zachodzące słońce a Ciapek przyniósł mi wielgachny czosnek z łodygą, kurcze on musi gdzieś tu być.
Na razie tyle, muszę wyrywać, bo pod Pomnikiem ma się pojawić Ela z Kostkiem, potem mamy zabukowaną wizytę u Stasiów, a po drodze chcę porobić zdjęcia mostu – twierdzy zanim zniszczą jego stylową dziewiętnastowieczną linią betonem i łuszczącą się łuską klinkieru.
Do wszystkich zainteresowanych, przypomnijcie mi w komentarzach co ciekawsze wydarzenia bo obecnie posiadam dziwne przerwy w obrazie wczorajszego wieczoru.

Przychodzi zebra z pingwinem do
fotografa i chcą zdjęcie. Fotograf
pyta: kolorowe czy czarno - białe?
Pingwin na to – A jebnąć ci?

Cholera, odnalezienie gwiazdki na klawiaturze, okazało się przed chwilą zadaniem niemal poza moje siły.

*

piątek, 25 czerwca 2010

Kaczyński wsiądź do samolotu!



- Co on robi, próbuje zestrzelić samolot?
- Nie, próbuje latać czołgiem...

(A-Team)

Kto widział ten wie, że powiodła mu się ta trudna sztuka. Najlepsza zaś była rechocząca pod nosem babcia. Film może niespecjalnie mądry, ale ileż dostarczył prostych radości. Przed seansem dotarliśmy stadnie pod dom Lenn, gdzie łamiącym się chórem zachęcaliśmy ją do wyjścia. Robiliśmy to do chwili, gdy w oknach pojawili się wszyscy sąsiedzi a Avatar odkryła w swoim telefonie, że L usycha już z tęsknoty do nas w kinie.
Lennonko, akcja pozyskiwania brykietu ma się dobrze, jakby zabrakło to będziemy w grillu palić kurzem, akurat po przemeblowaniu dołu zdobyłem pokaźny i treściwy kłąb. Jestem pewien, że opiekana wędlina, z czegokolwiek będzie, będzie miała smak wyjątkowy i z wszech miar osobliwy. Sam nie wiem co mnie podkusiło do robienia imprezy pod koniec miesiąca, w samym środku finansowej pustyni. Zapewne wrodzone szaleństwo i nieokiełznana chęć pogrążenia się niczym Titanic w odmętach promili.
Wracając z Danem, Partyzantów natknęliśmy się na Hanie, trochę szerszą po sesji i bardziej podkrążoną, za to pędzącą w obcisłym, białym golfiku, zdaje się bez stanika. - Co, nie poznałeś jej? - Zapytał z krzywym uśmiechem Dan. - Patrzyłem na biust – Odparłem. Nie chciało mi się tłumaczyć, że gdy ma się gówniany wzrok obserwuje się najpierw rzeczy najważniejsze stosując gradacje wielkości... Cholera, jak mądrze można napisać, że gapiło się na czyjeś cycki.
Co tam jeszcze? Opowiadałem wam jak Borys obudził się u kogoś na łóżku po imprezie, przeciągnął się rozkosznie na czyjejś pościeli, przetarł oczy i stwierdził, że wtarł sobie w oczodół czyjąś spermę? No to nie opowiem.
Stasia Zwanego Czesiem napadł Empik twierdząc, że jego książka nie jest jego, akurat brakowało takiej na półce. Jak usłyszeliśmy o tym z Danem, zarechotaliśmy tylko, przewidując reakcje zadowolonej z polowania obsługi, gdy odkryje, że niewinnie wyglądający, wieziony na złom bojler jest tykającą bombą termojądrową. Takoż też się stało, Staś zaangażował swoją osobą większe siły. Opierdolił wszystkich łącznie z kierownikiem, zażądał policji, wglądu w monitoring oraz zasugerował, że jego prawnik ich pożre. Następnie przyjął przeprosiny i kupony rabatowe, niestety wcześniej podzielił się wrażeniami z żoną. Stąd lotem błyskawicy dowiedzieliśmy się o wszystkim, bo Void zareagowała jakby Staś co najmniej  zadzwonił, że jest w tartaku przywiązany do kłody a piła tarczowa właśnie wjeżdża mu między nogi.

Żona wraca z kliniki plastycznej
Ona - No i jak ci się podobam?
Mąż - Zrobili co mogli.

*

wtorek, 22 czerwca 2010

Dzień jak świeca topi się, krzyczy zmarnowany czas



Był taki plakat, z Garry Cooperem
jako szeryfem „w samo południe”,
który w swoim czasie splagiatowała
Solidarność. Podobno piSSowcy też
postanowili wpasować się w legendę
i w postać Garrego wcielili Oberprezesa.
Problem jednak, jak to stwierdzili
Wojewódzki i Figórski, polega na tym,
że Cooper był szczupły, wysoki i
kochał kobiety...

Wszystko zaczęło kwitnąć, naraz, w tym miejscu pozdrawiam więc wszystkich alergików, którzy są równie zasmarkani i mają obłędnie swędzące oczodoły jak ja. Mama Szponiastej dała mi nalewkę sosnową, która nawet pomaga, ma moc małej bomby atomowej a do tego nieźle smakuje... bardzo dobrze smakuje, hik...
Herbaciarka urządza nocne eskapady samochodem przez granice województw i snów. Znów nie udało nam się dotrzeć na wieczorek Marzana, ale nie ukrywajmy ten co wymyślił dzień i godzinę musiał być bezrobotnym psychopatą. Lenn się na nas za to wkurzyła, choć przebywając w swoim obumierającym od bezczynności, małym świecie zapomniała, że nie wspomniała, że też chciałaby iść. Do tego Pazurkowata, jak to sama określiła jest „okresowo nieprzyjemna”. Ogólnie jest ostatnio jakoś tak. Dan już nie tylko w domu robi za milczący i rozlazły kloc organicznego lenistwa, ale zaczyna mu to też przełazić na pracę. A takie rzeczy niestety potrafią być zaraźliwe. Czasem ma się ochotę dać mu takiego kopa w dupę...
Ostatnio widziałem kolesia zbierającego puszki. Wylazł z gąszczu z jedną, potrząsnął, powąchał i wypił. Sebę podobno zatrzymano w Singapurze za nieobyczajne zachowanie. Wszyscy usilnie zastanawiamy się co zrobił.
W sobotę może zrobię grilla. To bardzo ambitne zamierzenie, szczególnie, że nie mam grilla, węgla drzewnego, kiełbasy, trunków, no w ogóle nic. Zupełnie jakby mi przez mieszkanie przeszarżował Kononowicz. Ale nic w ostateczności upichcimy z pomocą dwóch cegieł i papy, moje ultraszczelne skórzane buty, które boję się zdjąć gdy idę w gości. Tak czy inaczej będzie fun.

- Też będziesz chodzić w białej
halce po gzymsach?
- Po co?
- Jak w teledysku.
- Nie, nie mam ani halki ani
gzymsu
- Załatwię ci.
- Czekam.

(My)

*

niedziela, 20 czerwca 2010

Czas odstrzału



Ptaki świergolą w lesie na Stogach...
- Kochanie, słyszysz?! Papugi!
- To nie są papugi, to niemożliwe.
To pingwiny!

(My)

Sobota Przeminęła pod znakiem bursztynowej gorączki i wędrujących smug światła wystrzeliwującego przez dziury w chmurach i wędrujących po ziemi jakby w poszukiwaniu wybrańców. Nie muszę chyba mówić, że jedna z nich rozświetliła nas, oznaczając niczym laser znacznikowy dla nadprzyrodzonych pocisków. Nie mogliśmy znaleźć wieży namiernikowej artylerii. Biorąc pod uwagę, że to kilkadziesiąt ton betonu wyniesionego pod niebo, to albo rzeczywiście poszliśmy gdzie indziej, albo skretyniałe burzymurki z portu bezpowrotnie unicestwiły kolejny zabytek. Pośród tych wszystkich piasków i drzew ogarnął mnie nagle cień. Przypomniałem sobie jak krążyliśmy z Marzanem wśród morenowych wzgórz i M co chwila trafiał na płoty przegradzające jego dziecięce szlaki. „Ogrodzili mój świat” powiedział wtedy, i ja też się trochę tak poczułem, jakby mój świat zbiedniał i utracił kolejną garść tajemniczości. Zwykłość nadciąga ze wszystkich stron niczym pustka w Neverending Story.
Niekończące wydmowe łąki Stogów upstrzone były gęsto białymi bliznami płukanek. Podcięte stoki wzgórz, smugi drobnego białego piasku, który zamarł zawiłymi, rozlanymi jęzorami gdy zabrakło wody z pomp, dwumetrowej głębokości dziury pokryte plątaniną nienaruszonych traw i korzeni niczym wilcze doły. Klęczeliśmy w promieniach zachodzącego słońca zbierając bursztynowe odpryski do opakowania po chusteczkach higienicznych. Daleko za lasem brzęczał i huczał terminal kontenerowy sortując chińskie dobra dla spragnionej Europy Wschodniej.
A dziś wybory. Zastanawiałem się nad Napieralskim, on jeden w tej hałastrze nie wygląda jak impotent. Nigdy nie wybaczę Platformie, że na kandydata nie wybrali Sikorskiego, który wygląda, mówi i myśli jak prezydent, a za to wypchnęli przed szereg Ciepłe Kluchy Komorowskiego. Przecież to dupa nie polityk, charakteryzuje się tym, że siedzi cicho, więc nikt go nie zauważa w czasie rozpierduchy. Jedyną jego zaletą jest, że nie jest hitlerowcem, no i nie zabił Blidy.

*