piątek, 28 stycznia 2011

Wszystkie kobiety są wredne, ale niektóre mają duże cycki

Jak można inaczej nazwać
wkładkę higieniczną?
- Podkładka pod myszkę.

(Playboy)

Ostatnio komornik usiłował wyeksmitować z mieszkania w bloku jakiegoś kolesia 3szklaneczek. Przeliczyli się jednak trochę, bo typ należy do naszej kasty, kolekcjonerów śmiercionośnego żelastwa i potworów z zamiłowania. Podczas gdy jego siostra zagadywała terminatorów, on z niemałym wysiłkiem (te wszystkie progi) wytoczył z pokoju a następnie wypchnął na klatkę 70-cio kilową skorupę po bombie lotniczej. Podobno pomykali na dół gubiąc teczki a za nimi odbijając się od lastryko i wydając złowrogie, dźwięczące dźwięki spadała bomba. Jestem pewien, że gdzieś tam 5 kilometrów pod ziemią, w podziemnym silosie, gdzie mieści się sztab wszelkiego komornictwa, a łupieżcy śpią na hałdach łupów niczym Smaug pod górą, mają jakieś specjalne archiwum dotyczące przypadków z Brzeźna. Już nie mówiąc o tym, że przysyłają tu zapewne tylko wyjątkowo nielubianych pracowników, których nagłe a tajemnicze zniknięcie zostałoby przywitane powszechną ulgą.
A u nas po staremu. Bawimy się z Danem, małym czołgiem na halach garażowych. Rozsypał nam się przedłużacz, Dan skręcał go z pomocą noża. Potem w ramach eksperymentów podłączyliśmy do niego czajnik (jest trochę tańszy niż mały czołg) i odpalaliśmy ostrożnie na odległość wyciągniętej ręki na wypadek gdyby miał eksplodować.
Krewetka urządziła festiwal wymiotów. Najpierw Dan pomknął do łazienki niosąc przed sobą w koszuli różne straszne rzeczy, chwilę potem Lenn pewna, że amunicja się skończyła przytuliła do siebie maleństwo, skutkiem czego, trzeba jej było pożyczać ubrania i czyścić avatarową kanapę vanishem do dywanów. Lenn wyglądała doprawdy wzruszająco, gdy tak stała bezradnie z rączkami na boki, a z całej jej powierzchni opadały ziarenka ryżu. Krewetsien natomiast pomiędzy poszczególnym atakami pozostawała uśmiechnięta i ogólnie zadowolona z życia. Potem, gdy Lenn już spała z zatyczkami w uszach, Dan siedział nad nią do trzeciej nad ranem, żeby się przypadkiem nie utopiła.
Tiaaa, my też będziemy mieć dzieci, całe mnóstwo dzieci... i niańkę, i wybieg i plastikowe kombinezony. I będziemy się z nimi kontaktować przez pancerne szkło do chwili, w której będą w stanie przeprowadzić rachunek różniczkowy.

Właśnie wróciłem z pracy. Najwyraźniej Mama Lenn miała rację i faktycznie przyniosła na Krewetkę tego retrowirusa, który dziesiątkuje obsadę laboratorium na Akademii Medycznej. Skąd wiem? Bo zaraza dosięgła też Dana i dziś chodził za maszyną taki cichy i grubo ubrany. Dodam, że chodził dostojnie i powoli, tylko czasem przyspieszał w kierunku windy by dotrzeć na powierzchnię, do najbliższej końcówki kanalizacji. A wiecie jak długo jedzie winda w takiej sytuacji? To morze czasu! Całe falujące oceany... W każdym razie i ja tam byłem, miód i mleko piłem, obiad zjadałem z ławy i czekam na objawy...

Jeśli kobieta ma krótką spódniczkę,
to facetowi obojętne czy jej torebka
pasuje do butów.

(Playboy)

*

wtorek, 25 stycznia 2011

WAMPIRY!!! - Już w kioskach.

Rumba to wertykalny
wyraz horyzontalnych
pragnień

(Zatańcz ze mną)

Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem. Siora Pazurkowatej jest zaledwie drugą znaną mi osobą, w ciągu całego mojego życia, która wykonała salto samochodem przez maskę. Za pierwszym razem byłem w środku takiego samochodu, ale na kołach nie stanęliśmy, bo wóz zarył dziobem w rowie a dachem oparł się o rury ciepłownicze. Raz też dachowałem przez bok Wartburgiem, to z tamtych czasów mam wstawkę z tworzywa w miejsce kości i ksywę „Sztuczny Obojczyk”. Raz prawie dachowałem, gdy samochód przy 120 na godzinę wpadł bokiem do rowu i sunął po ziemi burtą, tak że paręnaście centów od mojej twarzy sunęły z zawrotną prędkością przeróżne straszne rzeczy, a szkło wytrząsałem sobie z różnych zakamarów jeszcze przez miesiąc. Reszta to pospolite kolizje, pełnego salta nie zaliczyłem jeszcze nigdy. Chyba zacznę jeździć z Siorą, przecież nie mogę dopuścić by mój zestaw doświadczeń pozostał niepełny.
Wiecie, w sumie to powinienem iść do pracy, ale strasznie mi się nie chce. Na zewnątrz jest ciemno i zimno, mnóstwo roboty i szef, który mi powie dlaczego znowu nie przywiózł mi kasy za remont. Na koniec spotkanie z Lennonką, która ostatnio rezonuje czymś strasznym, tak że świat wokół niej zdaje się rozmywać i rozpadać na kawałki. Jestem trochę zmęczony. A może to starość? Może staję się zgorzkniały, skostniały i nietolerancyjny? Może to będzie postępować... już nie mogę się doczekać
Ech, przydałoby mi się pół roku na Bali.

„I znów się zaczyna” - Powiedział
człowiek wewnątrz skafandra i
spojrzał w jeszcze jedno, obce
niebo.

(Banks)

*

niedziela, 23 stycznia 2011

To dziwne, że kubeczki smakowe nie mają smaku

Okręt miał osiemdziesiąt kilometrów
długości i nazywał się „Rozmiar to
nie wszystko”.

(Banks)

Siostra Szponiastej pokazywała swojemu facetowi wirtuozerię w prowadzeniu samochodu, ze szczególnym naciskiem na wyprzedzanie na lodzie. Wykonała wozem przepiękne salto i stanęła z powrotem na kołach, podobno do użytku nadaje się już tylko silnik. Na szczęście tym razem nie wieźli ze sobą ani psa ani pralki, bo potem bestia miałaby pewnie traumę i musieliby ją wpychać do samochodu spychaczem, żłobiąc bruzdy w asfalcie, a pralka, że tak powiem, mogłaby w czasie wywrotki, wpaść w niekontrolowane wirowanie... Sami zainteresowani po załatwieniu formalności nad dymiącym wrakiem kontynuowali podróż do znajomych na wódkę.
Kalifornijczyk pisze do Pazurkowatej, że ją kocha i chce całą noc trzymać ją w swoich ramionach. Powiedziałem jej żeby odpisała, że ja też chcę trzymać go przez całą noc w moich ramionach. Mocno, och jak mocno...
Wczoraj za to kupowałem te oślizgłe chusteczki dla niemowląt i na kasie wyskoczyło 9111 zł. Dwa razy. Najwyraźniej to bardzo drogie chusteczki. No i fakt, dzieci to finansowa studnia bez dna, szeroko otwarta japa, w którą bez przerwy trzeba wpychać robaki, tfu, znaczy tego, bobofruty czy inne mielonki. W każdym razie koleś ze sklepu będzie miał zapewne niewielki problem z wyrównaniem manka.
Kończę. Jest niedziela, więc oczywiście spadł śnieg. Może ze dwa centymetry, ale przecież nasza firma musi codziennie udowadniać jak bardzo troszczy się o klientów. Affirner and Clean - to my uratujemy cię przed zlodowaceniem.

Należy pamiętać, że zawsze po
udanej sztuczce nagradzamy
dziecko kostką cukru, albo nalepką.
Jeśli jesteś osobą, której dzieci nie
tolerują i reagują płaczem, jesteś
typem tzw. gargamela, przyuczamy
dziecko siłą i zastraszaniem (Patrz
film „Pręgi” i „Imperium kontratakuje”)

(Rutkowski)

*

czwartek, 20 stycznia 2011

Właśnie nabiłam głowę świnki na suwmiarkę

- A mi w grze nie dali bałwana!
Wszyscy mają a ja nie.
- Dzięki temu jesteś wyjątkowa.
- Nie wyjątkowa, tylko pokrzyw-
dzona. Nie myl pojęć.

(My)

Lenn, gdybym był zdolny do nienawiści to już dawno leżałabyś w betonowych butach na dnie Wisły. To naprawdę ciekawe, że tak zaciekle bronisz ludzi, których byłabyś pierwszą ofiarą.
Tymczasem jednak krążąc poza zasięgiem telefonów i mojego szefa w czeluściach niższej hali garażowej trafiłem na strzałkę ułożoną z groszówek. No nic, zebrałem i ruszyłem we wskazanym kierunku, by odnaleźć koleiną strzałkę, a potem jeszcze jedną. W końcu dotarłem do jakiegoś, ślepo zakończonego zakamara a tam na kartonowym talerzyku, owinięta kokardką leżała złotówka. Teraz zastanawiam się czy to był żart czy jakiś mroczny rytuał.
Szponiasta, nadal konwersuje z podrywającym ją Kalifornijczykiem, zaczęła nawet wcześniej wstawać. Wysyła jej wirtualne całusy i opisuje swoje fantazje. Zastanawiam się czy nie szarpnąć się i nie zadzwonić do moich meksykańskim przyjaciół, by przekazali mu ode mnie wyrazy uszanowania wiertarką udarową. Do tego jeszcze przypałętał się jeszcze... powiedzmy „Indianin”, który nie chce podać swojej tożsamości bo go znajdą. Ech, jakże ciężko być facetem pięknej blondynki...
We wtorek opowiadałem dziewczynom, jak dałem Sebie na rejs parę CD z horrorami. Ze wskazaniem na takie pozycje jak: „Trójkąt”, „Wirus”, „Ciśnienie” czy „Ghost Ship”. Efekt był taki, że koleś bał się wyjść z kajuty. Wyobraźcie sobie statek – kilkadziesiąt metrów długi, mnóstwo pokładów, cieni, zaułków. Do tego niespodziewane dźwięki, jęki metalu, niezidentyfikowane uderzenia. A ich na tej kupie żelastwa 16 i każdy w innym kącie. Potem już te horrory oglądał dla kurażu z kumplem, ale jedynie co w ten sposób uzyskał to to, że zaczęli się bać razem i nakręcać sobie nawzajem paranoję.
Bardzo nas to wszystkich rozbawiło i już zaczęliśmy kompletować dla niego kolekcję: Morskie katastrofy. Frodo wydrukował nawet okładkę: W tle tonący frachtowiec, a na pierwszym planie jakiś okrwawiony marynarz skubany przez rekiny, wyciąga błagalnie rękę do widza.

Trzymał w palcach kieliszek jak
schwytaną istotę pocącą się
światłem.

(Banks)

*

wtorek, 18 stycznia 2011

Bomba żyje tylko wtedy, gdy spada

Nie można kochać czegoś, co
w pełni się rozumie. Miłość to
proces, nie stan

Bomba żyje tylko wtedy, gdy spada, człowiek żyje tylko wtedy, gdy wypełnia swoje przeznaczenie. Leżąca bomba, czy wegetujący człowiek, to bez sensu. Z całych sił przeciwstawiam się dziś chęci ciężkiego obrażenia kogokolwiek. Świder codzienności wyraźnie natrafił we mnie na złoża nieopanowanej agresji i tak sobie, bez powodu poniszczyłbym zastałe stosunki międzyludzkie.
Kupiłem ostatnio Zupki Japońskie. Od chińskich różnią się tym, że się inaczej nazywają. Z niecierpliwością oczekuję teraz zupek indyjskich.
A ty co widzisz... bo na pewno nie zauważasz mojego lekkiego nietrzymania moczu... a ty ile różnych rzeczy wolałbyś nie wiedzieć o kobietach. Przez ostatnie 20 lat reklamy zerodowały doszczętnie resztki romantyzmu dokonując monstrualną robotę edukacyjną. Zapewne nigdy na tak szeroką skalę nie rozpowszechniła się wiedza o wzdęciach i tym, co kobiety wpychają w siebie by nie kapać, szczególnie w porze kolacji.
Pod pomnik przybyła Korniczek, która w międzyczasie stała się matką i żoną. Opowiadała nam w herbaciarni mroczne historie, jak to zawsze spóźniają się na śluby, nawet na własny spóźnili się pół godziny. Podobno gnali na niego wąskimi drogami Korniczkowym mini morrisem gubiąc kawałki dekoracji, a gdy w końcu dojechali cały kościół, łącznie z księdzem opanowała nieokiełznana wesołość. To pewnie z ulgi, że nie dotarli jak zwykle na końcowe dawanie kwiatów.
Na pytanie zaś Seby, loża po długiej i wnikliwej dyskusji odpowiada: Nie, w naszym kraju jest to nielegalne, choć osobliwie zajmujące. Zapewne większość z was jest ciekawa o co chodzi, odpowiem tylko, że za zadawanie podobnych pytań na forum zamknęli po kolei moje 3 blogi polityczne i dopóki ten blog znajduje się na polskim serwerze Wielka Loża Plażowa Północy zachowa dyskrecje.

...a najgorsze jest to, że nie jestem
gejem. Facet tańczący w cekinach
jest bardzo samotny.

(Zatańcz ze mną)

*

niedziela, 16 stycznia 2011

Lembasy z majonezem

Wiecie kto by leżał na Wawelu,
gdyby obaj Kaczyńscy byli na
pokładzie Tupolewa? – Pilot

(Bash)

No i Rosjanie potwierdzili to co każdy, kto posiada mózg wiedział właściwie od początki. Potrzeba było do tego „Złych Rusków”, bo u nas występuje głęboka niechęć do choćby napomknięcia, że episkopat pochował na Wawelu nie tylko nieudacznika i przepalonego nienawiścią idiotę ale i masowego mordercę. Osobiście uważam, że Kaczyńskiego należy ekshumować i sprawdzić na zawartość alkoholu, w końcu generalicja musiała sobie z kimś tam dać w palnik.
Strasznie mnie intryguje, że w naszym tak katolickim kraju nie przyszło nikomu do głowy, że to była boska interwencja. Skala wydarzenia, miejsce tragiczne i symboliczne, czas i w końcu to, że nasz duce tak zażarcie zawsze walczył o ten samolot, w końcu otrzymał go na zawsze. Wielka metalowa trumna pychy wbita pięścią Boga w smoleńskie, pełne okruchów kości błoto. Jeśli istnieje sprawiedliwość, to gdzieś tam w piekle ta katastrofa trawa, wciąż i wciąż i od początku a Wielki Dziadu płonie i rozpada się na kawałki bez końca...
To są ogólne wnioski i nadzieje naszego wczorajszego, pierwszego, odwilżowego rozpracowywania chmielowych rozkoszy na wynurzającej się z wielkiej bieli plaży. Jak wspaniale jest czuć prawdziwy piach pod stopami. Tak naprawdę nie nienawidziliśmy specjalnie tego młota, wiedzieliśmy, że koleś nie ma szans przetrwania w normalnym, zdrowym społeczeństwie i w sumie nadal czujemy niedosyt, że nie mieliśmy szansy zniszczyć go w wyborach. Widok jego wykrzywionej niedowierzaniem zdeformowanej mordy uszczęśliwiłby nas bardziej, niż widok tej trumny. Faktycznie też było nam żal prezydenta, ale jako symbolu a nie osoby, był też żal po kilku porządnych osobach, które przypadkiem zaplątały się w gniazdo żmij, które nasz dobrotliwy stwórca wypalił żywym ogniem do ziemi. Nasze uczucia biorą się z poczucia sprawiedliwości, równowagi. Każdy z nas ma większe, czy mniejsze przestępcze paprochy na życiorysie, ale gdyby nam się w którymś momencie podwinęła noga, to żadnemu do głowy by nie przyszło mieć pretensję do policji, świadków, czy sędziego. Życie to gra, jeśli przegrywasz z własnej winy, to cóż, możesz mieć pretensję tylko do siebie, jeśli przegrywasz z przyczyn od ciebie niezależnych, to robisz co możesz, walczysz ze wszystkich sił do końca. W takiej przegranej nie ma upadku poniżenia, jest honor i człowieczeństwo. Ktoś kto obwinia ciągle innych o własne niepowodzenia, gorzej, kto niszczy innych, naprawdę niszczy, w imię tego co ma w głowie, zasłużył na karę.
Gdy Tupolew rozprysnął się po smoleńskich bagnach, był szok i smutek, ale było też zrozumienie. Wszystko znalazło się na właściwym miejscu, zbalansowało się, części mechanizmu znowu szczepiły się i maszyna historii ruszyła ponownie.
A potem kontynuując już w tonie biblijnym, sprofanowano Wawel a rozdrażniony Bóg zesłał za karę powodzie i huragany.

*

czwartek, 13 stycznia 2011

Chcesz cukierka? Wykop Gierka

- Powiesz mi, co to jest szczęście?
- Szczęście? Szczęście... to obudzić się w jasny,
wiosenny poranek po wyczerpującej, pierwszej
nocy spędzonej z piękną... namiętną... wielokrotną
morderczynią.
- O cholera! Tylko tyle

(Banks)

Czuję się jak poligon w Semipałatyńsku. Od początku tygodnia kruszę lodowce na przemian z pokrywaniem warstwą teflonowych farb kolejnych ścian. Znów jestem na tej osobliwej krawędzi, gdy ciało wykonuje zaprogramowane czynności w seriach perfekcyjnych odruchów a umysł zapada się i rozciąga w poskręcanym, kolapsie ku pochłaniającej wszystko osobliwości, oblizującej się smakowicie, gdzieś w samym środku tego, co zwykłem definiować jako mnie. Czuję się dokładnie tak.
Wczoraj leciało „Osiem części prawdy”. Nie przepadam za tego typu filmami, ale ten do mnie dziwnie przemówił. Gwałtowność i dynamika rzeczywistości. Wielkie sprawy tego świata. Wielkie namiętności i dramaty, a w końcu i tak wszystko się zapętla wokół małej dziewczynki stojącej pośrodku autostrady.
Do Bossego zadzwoniła kobita, która ma na tarasie miejsce parkingowe nr 152 i zawanturowała się, że leży tam śnieg. B wysłał mnie tam. Wchodzę faktycznie – śnieg. Pokopałem go nawet trochę, a jak przyjechał Pryncypałos i zrobił się dociekliwy powiedziałem: Pamiętasz to miejsce, w które spychacz zwalił z całego tarasu ponad 25 ton śniegu? To TO miejsce.
Poza tym wydobyłem z ulicy żelka. Spostrzeżenie naukowe: Żelki nie poddają się hibernacji. Po wykuciu żelka z litego lodu nadal był... hm, żelkowaty.
Ostatnio miałem też niezłą zwałę. Zamknęli jeden z Brzeźnieńskich Burdeli. Miałem tam znajome, nawet gdy ta szacowna instytucja jeszcze działała i generowała przychody do budżetu jako salon odnowy biologicznej, to brałem czasem jedną, czy dwie laski do remontów jako pomocników. Może was to dziwi, ale cholery są wysokie, wysportowane i... wytrzymałe. Nauczyły się przy okazji tego i owego. No i teraz Tamara, Finka i reszta radosnych degustatorek majonezu wylądowały na bruku. Nie złamało ich to w najmniejszym stopniu. Po dręczeniu mnie przez dwa dni telefonami i trzygodzinnym przewleczeniu przez Praktikera, dziewczyny założyły firmę remontową. Firma funkcjonuje czwarty tydzień i ma się dobrze. Wyobraźcie sobie sześć długonogich, długowłosych lasek w topach z przepastnymi dekoltami i w kusych pseudodzinach macha pędzlami na wysokościach i smaruje się namiętnie śliskim cekolem. Już nie wspomnę nawet o skręcaniu hydrauliki czy, o Mon Dieu, wyciskaniu sylikonu. Mają zlecanie za zleceniem, podobno zleceniodawcy potrafią postawić sobie w drzwiach krzesełko turystyczne i pijąc kawkę patrzeć jak dziewczyny się pocą.
Ostatnie dwa dni malowałem w towarzystwie dwóch papużek falistych, które, za każdym razem gdy byłem w pobliżu, gwałtownie przysysały się do krat i wpatrywały się we mnie intensywnie, jakby chciały pożreć mi wątrobę. Ciapek zrobił prawo jazdy i jest teraz jeszcze bardziej niebezpieczny niż był, strach pomyśleć co się stanie jak uzbroi się w samochód. Marzana zaczepiło dwóch żuli jeden chwycił go za kołnierz. M spojrzał na niego, a gość puścił go cofnął się dwa kroki i powiedział niepewnie: Żartowałem psycholu. Zdaje się zobaczył w jego oczach to wyjące coś co M znalazł podczas samotnej wędrówki przez bezludne góry Bułgarii.

- Boże naruszasz moją prywatność
- Mam wszelkie pełnomocnictwa
(Dziechciarz)

*

wtorek, 4 stycznia 2011

Znów muszę wymyślić tytuł

Przeciętny płatek śniegu
spada z prędkością 1,7
metra na sekundę

O jejciu! Kolejny poranek, kiedy się nie chce. Też tak macie? Przynajmniej nie mam problemów ze wstawaniem, budzik mam daleko, a jest tak irytujący, że pofatygowałby się go wyłączyć nawet kontynent. W celu wyłączenia rozjazgotanej bestii muszę zrzucić z swego subtelnego ciałka wszystkie kołdry i koce i przemknąć na golasa przez przestrzeń pokoju o temperaturze ciekłego azotu. To trochę jak dekompresja, przejście z pełnego snu do pełnej trzeźwości w półtorej sekundy. Dramat zaczyna się dopiero później gdy trzeba zacząć coś robić, iść do pracy na przykład.
Miasto za to zmienia się na moich oczach. Zrobiłem sobie ostatnio nocny kurs i dziwiłem się światu, potykając o nowe budynki, które wyrosły nagle spod ziemi, gdy nie patrzyłem. Treści nabiera idea ponownego połączenia Miasta, które w swoim czasie rozerwano na pół W-Zką, skazując na powolną śmierć w mękach jego południową część. Teraz budują nowe drogi, które odciągną większość ruchu, tak, że W-Zkę będą mogli zmniejszyć do dwóch pasów i wcisnąć w ramę z nowych budynków po obydwu stronach, wyburzą przy tym prawdopodobnie estakadę. Po plotkach, że dobudują do niej jeszcze trzy poziomy, to małe zaskoczenie. Mają też wyburzyć budynek LOTu. Dla niezorientowanych, to tak jakby Gronkowiec Walczący ogłosił, że zrówna z ziemią warszawską rotundę. To jedno z trzech, głównych miejsc spotkań w centrum. Niegdyś stał tam pomnik Cesarza Wilhelma na koniu i ludzie spotykali się „Pod ogonem”, potem system równości społecznej przetopił Wilusia na siatki ogrodowe i ustawił szkieletorowaty cud architektury, który chwieje się na wietrze do dziś. Większość mieszkańców, tych, którzy jeszcze wciąż postrzegają swoje otoczenie, sama z chęcią by go wyburzyła. Większość ma też cichą nadzieję na powrót w to miejsce bryły dawnego Danzinger Hof, który ponownie odtworzyłby symetryczną, secesyjną ramkę dla Bramy Wyżynnej.
A tak poza tym to byłem z przyszłą rodziną na rewii rosyjskiej. W konferansjerkę bawił się Kevin „Strażak” Aiston. Spod pięknych strojów epatował las żeber a włos łonowy powiewał w powietrzu, ale muszę przyznać, że bawiłem się całkiem nieźle. Na koniec, dziewczyny, po odtańczeniu kankana, zeskoczyły ze sceny i ucałowały staruszków z pierwszego rzędu. Potem jeden z tych dziadków sunął prze tłum niczym krążownik z wielkim karminowym całusem na czole. Pewnie zastanawiał się, czemu wszyscy się do niego tak serdecznie uśmiechają...

Przychodzi naga baba na bal przebierańców
cała pomalowana na biało. Koleś pyta:
- A ty za co się przebrałaś?
- Za dziurę w zębie.

(CKM)

*

niedziela, 2 stycznia 2011

Wciąż kończę zaczynając

Nie wyglądasz jak babcia. Dlaczego
masz takie wielkie zęby? Dlaczego
w ogóle masz zęby?

(Potem)

Tuż przed świętami Dan otarł się o śmierć... karawan trącił go lusterkiem.
Nowy rok przyniósł totalną zmianę pogody. Zerwał się silny, wiosenny wiatr. Glacjał skuwający dotąd pochyły daszek za moim oknem wycofał się dyskretnie i spadł w dół na ryj z cichym plaśnięciem. O świcie uświadomiliśmy sobie ze Szponiastą, że na zewnątrz w blachy bębni ulewa, a na parapecie mamy nasze ekskluzywne lody w kształcie butelki szampana. Akcja ratownicza odbywająca się nago, w półmroku i na lekkim kacu była tyleż widowiskowa co nieskoordynowana. To co nie zmieściło się w mojej mikro zamrażarce musieliśmy pożreć na wczesne śniadanie. Osobiście widziałem gorsze rozpoczęcia roku.
Uwielbiam gdy sylwester odznacza się takim wyraźnym resetem. Okupujące miasto śnieżne bastiony zachwiały się i zapadły w sobie pod uderzeniem odwilży, ja zaś otrzymałem od Lenn nasutnik, który utrzymywał na niej jej iluzoryczny biustonosz, będę go nosił z dumą... w nowym notesie, jak kupię.
O północy zbombardowaliśmy niebo, z pomocą arsenału przywleczonego przez Avatara. W furtce natrafiła na moich starszych ruszających w świat i moja matka orzekła, że Av ma piękne włosy.
Obchody zakończyliśmy o trzeciej, kiedy to zepchnąłem ze schodów ostatnią osobę. W nowy rok wpadli do mnie za to znajomi rakietierzy, ze smakiem pożarli makowiec Pazurkowatej i uzupełnili mi zapas promili we krwi, po czym udali się w dalszą drogę by siać niepokój i zwątpienie w duszach ludzi dobrych i płacących miesięczne rachunki.
W „Arteriach” wyszedł poemat Marzana, w którym faktycznie występuję. Co prawda w pewnym momencie pojawia się nieszczęsny dobór słów sugerujący, że tę biedną marzanową istotkę wywlokłem siłą do lasu, by porzucić pośród dzikiej, pełnej mamun i dziwożon kniei a nacieszywszy się jej bólem i przerażeniem, usiłowałem na koniec utopić w szambie, ale co tam, darowanemu aligatorowi nie patrzy się w siekacze, o ile jakiś ma.

Gdy w kwietniu 1886 Dymitr Karakozow
dokonał nieudanego zamachu na cara
Aleksandra II, ten w pierwszym porywie
wykrzyknął do pojmanego:
- Ty Polak?
- Nie
- To za co?

*