Pomyślał o koralowcach. O rafach
porastających zatopione lotniskowce.
Może i ona stanie się czymś takim,
tajemnicą pogrzebaną pod pokrywającą
ją nadbudową domysłów, a nawet
mitem
(Gibson)
W opuszczonej Stoczni w Gottenhaven umierają z głodu setki
porzuconych kotów.
„Wojna polsko – ruska” okazała się świetnym filmem. Rzut
Magdą o ścianę czy rozmowy z Dżordżem na długo pozostaną w mojej prywatnej
księdze zdziwień. Podobno film obejrzał Bruce Willis i bardzo mu się spodobało,
na tyle, że skontaktował się z Szycem. Lady Pazurek twierdzi jednak, że mam
lepszy tyłek. Widzieliśmy też początek ostatniego Star Tracka. Scena gdy
dziewczynę wyrzuca w przestrzeń przez rozerwany kadłub jest precyzyjnie
masakryczna. Najpierw wycie uciekającego powietrza, chaos wirujących strzępów,
jej krzyk, a potem gdy wylatuje na zewnątrz nagła, absolutna cisza, w której
wiruje pośród oślepiających błysków, odbywającej się w tle bitwy.
Szedłem ostatnio długim podejściem przez las do Dzielnicy
Dziwnych Klatek. Jest tam taki zakręt, na którym zamontowali właśnie nowe
barierki. Wkrótce dowiedziałem się czemu. Pośród jasnobrązowego kobierca liści
krzyże, stare i nowe. Na drzewie zaśniedziałe tabliczka z czterema nazwiskami.
Spośród liści wystają dyskretnie tu i ówdzie potrzaskane samochodowe części. Tu
lampa, tam błotnik. Na stoku zaczynającego się kawałek dalej rowu, otwarta
teczka pełna liści i przegniłych papierów. Obok zasnuta bielmem, pozieleniała
komórka. Kawałek dalej, tuż przy drodze dziecięcy smoczek. Włos się jeży na
karku a głęboko w gardle rodzi się skowyt. Nie pójdę tamtędy do wiosny, dopóki
tych wszystkich kawałków potrzaskanych żyć nie zakryją nowe liście.
Mechanika przypadku znowu działa. Padać zaczęło dokładnie w
momencie, gdy Pazurzasta przekroczyła próg swojego domu. Z dobijającą pracowitą
stałością siąpiło przez całą godzinę, gdy trzeszcząc na złączach, telepałem się
do domu. Przestało w chwili gdy wszedłem pod daszek i wyciągnąłem klucz do
moich drzwi. Przypadek oczywiście, tak samo jak to, że analogiczną sytuację miałem
parę godzin wcześniej między drzwiami autobusu a domem. Jestem prawie pewien,
że gdzieś tam, nad chmurami dryfuje gigantyczny pęcherz i gdy tylko wynurzę się
spod jakiejś osłony wszechświat w sposób dobroduszny i bezpośredni daje mi znać
co o mnie myśli. Z drugiej strony, może mnie tak bezustannie podlewa, bo chce
bym wzrósł duchem ponad chmury czy coś równie wzniosłego a absurdalnego.
Jak mawiał Konfucjusz:
Karma to dziwka
(Adrenalina2)
*