Samotność czeka na raj,
cierpliwie w przedsionku
i czesze włosy przed lu-
strem, dłougie proste
włosy.
(Wiedemann)
Piękna pogoda wszystko schnie. Śnią mi się przerdzewiałe
wraki statków leżące na pustyni. Leżę w ich cieniu i odczytuję sanskryt chmur.
Jarmark w tym roku jest jakiś taki słabszy i biedniejszy.
Widomy znak dotyku władz, pewnie ustalili jakieś regulacje no i nie ma
trzech-czwartych interesujących stoisk, które jeszcze dało się znaleźć w
zeszłym roku. Zastanawiam się czy w dobie obciążeń budżetowych spowodowanych
przez Euro, nie jest to jakiś widowiskowy sposób na finansowe samobójstwo władz
Miasta. Może są już tak znużeni rządzeniem, że podświadomie prowokują jakegoś
solidnego, społecznego kopa w dupę.
A może to po prostu dlatego, że był wtorek a artyleria
wyjedzie dopiero w łikend.
Jutro zaczynam kolejną robotę. Remont piwnic. Kraina gdzybów
i starych, metalowych regałów o morderczych skłonnościach. Znów przez dwa dni
nie będę widział słońca. W niedzielę być może wybiorę się z Gwardią Phantoma 35
kilo wzdłóż Wisły. Marsz pośród szumiących traw porastających wały bywa czymś
niesamowitym.
Odliczam dni do powrotu Szponiastej. Każdy kolejny dzień
przybliża koniec tych moich "100 lat samotności".
Ze znajomymi odwiedzam różne zadziwiające miejsca i
konsumuję w wilgotnych głębiach aromatyczne owoce z dna baniaka z winem. Myślę
o niebieskich migdałach i za mało cierpię żeby dobrze pisać.
A tak poza tym dowiedziałem się gdzie mieszka Jacek Kurski i
aktualnie jestem bardzo zajęty wyrobem napalmu.
Herr Majer
niczym poeta romantyczny
w rozchełstanej, białej koszuli
z bokobrodami
lodówka mruczy
swoje murmurando
biedna kuchnia
w fazie larwalnej
mały kot, małe dziecko
i żona nosząca
w sobie rys konkretu
pijemy piwo
za oknem przesuwa się świat
tramwaje się przesuwają
mija czas
piwo gasi ból mięśni
ból duszy
i łagodzi chropowaty
upływ minut
gdzieś w środku
rodzi się muzyka
*