piątek, 7 listopada 2014

W kosmosie nic nie jest nielegalne

- Kachu, kachu
- Co tam?
- Wdycham mąkę
- Nie wiedziałem że jesteś narkomanką
- Mąkomankką
- Hi hi, jedna żona a tyle radości

(My)

Zbiegam w dół pod estakadami w kierunku doliny Kartuskiego Potoku przede mną dolina mgieł, pokryta fawelą gubiącą powoli jesienne barwy. W rękach czuję wciąż obroty maszyny, mijają mnie ze trzy autobusy nim dotrę do przystanku. Daleko na ostatnim szczycie, który jest równocześnie początkiem Moreny geometryczne bryły kościółka. Pastelowy błękit zmierzchu, lekka mgiełka jak ze snu i neonowy krzyż, lśniący w górze jak brocząca białym światłem wyrwa w niebie.
Nakręcono pierwszy film porno z drona.
A na Discovery mają puścić film dokumentalny z wnętrza głodnej anakondy. Jakiś koleś zrobił sobie specjalny strój w którym da się połknąć i zobaczyć jak to jest...i będzie dokumentować... od środka... o ja pierdole...
Moja niezwykle zdolna babka, lat 83, postanowiła zadziwić wszystkich i chrupła sobie ścięgno achillesa. Służba zdrowia w szoku, pięć godzin sprawdzali bo nie wierzyli, a ja od dawna podejrzewałem, że jak nikt nie patrzy to babka cichcem udaje się za dom kultury charatać z małolatami w gałę, tudzież uprawia skyboarding, tudzież inne skoki z opóźnionym otwarciem spadochronu.  Nieistotne, ważne za to, że jest obecnie mobilnie upośledzona przesunęła więc ciężar swej egzystencji na me bohaterskie barki. Mówię wam, nie podejrzewacie nawet jakie formy aktywności przejawia taka staruszka. Praktycznie drugi etat.
Ostatnio po takim zagęszczonym wikendzie chciał wpaść do nas Marzan, spławiliśmy go zachowując ostatnie szczątki uprzejmości.. Akurat leżeliśmy dogorywając z łapkami do góry, jak sobie pomyślałem, że musiałbym wstać, zejść po schodach otworzyć mu furtkę ...
Teraz M jedzie do Czech, a jego Freulain koczuje gdzieś na Kostaryce czy innej Sri Lance, więc jakiś czas ich nie ujrzę.
Muszę też łazić z babcinym pseudopsem na spacery. Okazało się, że bestia boi się ciemności i jeśli się ją spuści ze smyczy po zmroku to wiedziona nieomylnym instynktem i pragnieniem powrotu w krąg domowego ogniska, z miejsca, z pełną prędkością gna do domu. Mam chęć eksperymentalnie puścić ją na Stogach, żeby przekonać się jak szybko rozwiąże taktyczną kwestię kanału...
Ostatnio walcząc na jednej z klatek nalałem do maszyny jakiegoś płynu, na którym wielgachnymi bukwami napisali, że może podrażnić oczy, oczywiście moja hipochondria natychmiast wychynęła z jamy i rozejrzała się z ogniem nadziei w ślepiach. Jadę kręciołem po pół piętrze a tam wielgachna, niestabilna donica, pełna takich kulistych dziadostestw i rozłożystej palmy. Reasumując więc ten krótki przebłysk czasu, obawiałem się by kręcioł nie wyrwał mi się, nie przewrócił donicy, nie uszkodził palmy i nie zwiał w radosnych podskokach w dół schodów gnany całą mocą silnika i trzydziestokilową masą, no i oczywiście podrażnienia oczu... Znacie zwrot złośliwość losu? No właśnie. Pomknął, trącił donicę, palma runęła majestatycznie niczym drzewo rodzinne w Avatarze. Kręcioł odbił się i wyskoczył w otchłań, tak że tylko poświęcając stawy w rękach i dobry humor powstrzymałem go przed dalszym lotem nurkującym. Gdy podnosiłem palmę jeden z zabrudzonych pianą liści przejechał mi dokładnie po oku. Zamarłem tam, na chwilę klęcząc pośród tych wszystkich mydlin i stwierdziłem z podziwem: Jakież to cudownie makiaweliczne.

-...nie diament? To daj mi pięciometrowy,
alabastrowy pomnik - Centaur strzelający
z łuku do syreny.
- ...jadącej na pegazie

(My)

*