poniedziałek, 18 stycznia 2016

HELLo DARKNESS

-  Ja też jestem krzywa od noszenia torebki
- Oj tam, interesująco wygięta
- Kusząco asymetryczna

(My)

No i nadszedł. I pada, pada, pada, na godzinę przed świtem, pośród sobotniego popołudnia. A potem topi się, I topi się i wkurwia.
No ale nic to, wojna trwa. Gdy  co dzień wstaje się o 4 świat staje się taki jarzeniowy i z lekka nieobecny. Gdy człowiek zmienia się w czystą muzykę w takt wibracji silnika gdzieś w drodze za Chwarzno, gdy zostaje się samemu w lodowatej ciemności na godzinę przed świtem. A potem nagle świt nadchodzi, błękitnymi smugami pośród pól i kopuł lasów, gdy eksploduje nagle czerwienią ponad dachami.
A poza tym ludzie są wprost niesamowici.Na Alei Chłopów z mansardowego balkoniku, niczym jakaś piekielna kukułka wysuwa się blond truteń z równie utlenioną połowicą i zaczyna na nas wrzeszczeć, żebyśmy nie sypali soli, bo potem jego piesek chodzi i piszczy bo go szczypie... sen to czy omam?
- Niech mu pan nasunie na łapki puszorki.
- Niech pan go nosi.
I tyle mu powiedzieliśmy w tym temacie. No dorzuciłem jeszcze, że według umowy nie możemy mu nie solić,a jeśli ma jakieś wątpliwości niech dzwoni do Il Duce,niech i on ma trochę surrealistycznej radości.
Lądowaliśmy też w Galerii Szperk w zbombardowanych regionach lotniska wojskowego, obecnie znanych jako Obuże, Mamy tam fitness z kortami do squosza. Cztery korty, cztery wielgachne szyby zewnętrzne % -3 metra, które poza wszystkim innym trzeba codziennie umyć. Jeśli kiedyś ktoś przy mnie będzie narzekał na mycie okien, to go tam zawiozę, wrzucę i ucieknę.
Samotnieję jakoś tak ostatnio. Avatar jedzie do Belgii obściskiwać się z Manualem, Arki nas już nie kochają, Lenn i Krzyśki mają swoje życie, Dana pożarła Biedronka a Marzana zmiażdżył pantofel. No przynajmniej do Stasiów będzie można znów postrzelać, bo elektroniczny paitball tak im się spodobał, że zamówili kolejną sesję w ramach obchodzenia ich podwójnych urodzin.
Co włączę tv to ktoś umiera na raka.
W sumie to zabawne, ostatnio zakładam, że cokolwiek robię, robię to po raz ostatni intensywność życia nieprawdopodobna, ale i zmęczenie adekwatne. Tylko strach bywa nieogarnialny, gdy nadpełza wieczorami albo w szarym zmierzchu popołudnia, gdy budzi nocą oszalałą serią bicia serca. Dopada zawsze w chwilach spokoju, nie mogę się więc zatrzymywać. Muszę wciąż gnać w stronę horyzontu, bo noc i ciemność depczą mi po piętach.

*