wtorek, 29 marca 2011

Daj sobie czas, wszystko się w końcu zdarza

Nie kop owada

(Dan do Lenn)

No i tak, opalamy się na różowo pod radioaktywnym słoneczkiem. W setce łon dorastają do wyjścia nowi X-mani. Morza zbierają sobie cez. Dan się śmieje, że to nic, najwyżej troszkę zmutują łososie i zaczną łowić niedźwiedzie, więc jeśli zobaczycie łososia tłukącego niedźwiedziem o przybrzeżne kamulce, albo niosącego misia w paszczy to się nie przejmujcie. Wszystko będzie dobrze dopóki nie zmutuje rzeżączka i to paskudztwo, które wywołuje opryszczkę.
A kiedyś się śpiewało do gitary: A na półkach zamiast szynki, tylko pyłu są drobinki. Zetor, Zetor ruski traktor, wypieprzyło im reaktor... Ostatnio jakaś starsza kobita urządzała wokół mnie fukuszimski taniec paniczny. Ja jej na to: Pani, gdy czterysta kilo stąd walnął Czarnobyl ja i moi koledzy biegaliśmy sobie radośnie pod błękitnym słoneczkiem, pośród kłębów radioaktywnych chmur, więc co się będę przejmował japońską elektrownią, która dymi 9000 kilometrów stąd.
Kaczyński zrzekł się immunitetu... przed wyborami... Ten koleś naprawdę nie dysponuje instynktem samozachowawczym, przecież to oczywiste, że całe mnóstwo jego oponentów i ofiar, uśmiecha się właśnie jak krokodyle. Cholera, sam tak się uśmiecham. Przy odrobinie szczęścia ober prezes obejrzy sobie głosowanie zza krat.
Amerykańscy naukowcy odkryli, że u ludzi, którzy uprawiają sex nieregularnie rośnie prawdopodobieństwo zawału. Więc kochanie, jeśli to czytasz...
A poza tym dowiedziałem się, że jak będę bierzmowany to będę musiał sobie wybrać drugie imię. Od razu dostałem oczywiście wycieku pomysłów: Honoriusz, Apostazjusz, Anatemiasz, Lucyferiasz, Belzebubian, orientujecie się może czy był może Święty Ford Shelby? Jeśli macie własne propozycję to dawajcie, może uszczęśliwią Szponiastą bardziej niż moje. W każdym razie jest i wąż w tym raju, trzydziestometrowa, wyskakująca z kibla anakonda, będzie namaszczał mnie biskup... O miękka Hekate i wszyscy aniołowie, Głódź będzie mnie dotykał! Może owinę się w jakąś folię albo co...

Istota, która jest odporna na
uszkodzenia nie musi być
silna

(Kości)

*

piątek, 25 marca 2011

A błyskawice rozdrapią niebo białymi szponami

A cześć, właśnie sparaliżowałam
mojego chłopaka, a co u was?

(Lady Pazurek)

Na czas ruchu obrotowego Ziemi wpływa śnieg czy liście na drzewach. Latem czas płynie wolniej choć szybciej płyną myśli. Tymczasem ponad krajem szybują biedronki i pożerają polityków. Kaczyński jak ostatni debil przepłacił o dwie dychy za zakupy. Ja odnalazłem wymordowany las, spod którego pierzynki wyrwano wprost w światło dnia starodawne moczary, a wszystko to dla dwóch nowiuteńkich słupów energetycznych. Mam ochotę wysadzić skurwysynów. Ale nie, jest dobrze, jest pięknie, chodzę teraz bez przerwy głodny i wkurwiony. Przez cztery dni walczyłem w obłokach pyłu z maszynami, gdzieś w zapoconych wnętrznościach ziemi, ziemia mści się chłodem, jak napisał jakiś nieważny poeta. Wszyscy poeci są nieważnie. Są. Nikt ich nie zna, nikt ich nie czyta. Wszyscy ich lekceważą i kojarzą z rymowaniem. Poeta w czasach dobrobytu to nadgniły anachronizm, tak nieadekwatny jak list pachnący płatkami róż w czasach Facebooka.
Dan znów prawił farmazony o płacy maksymalnej dla wszystkich, zupełnie nie kumając, że zamordowałoby to większość tego, co tworzy z nas ludzi i obywateli, choć z drugiej strony „Gdy człowiek zapomina, że jest zwierzęciem zaczyna przegrywać”. Zgadzam się z nim jednak, że nastającym pokoleniom brakuje jakiegoś istotnego elementu, jakiejś podstawy, wyczucia właściwości. Potniesz inaczej bułkę a oni się dziwią, że tak można i tracą w obliczu takiego zaburzenia poczucie komfortu. Niby są elastyczni i potrafią się dostosować, ale tylko do chwili gdy zmiany mieszczą się w pewnych granicach pojmowanej przez nich realności. Szliśmy ostatnio z Szrapnelem drogą na bagna, ominęło nas trzech nabuzowanych, łysawych byczków. Burknęli, my odburknęliśmy. No to zawrócili za nami i wyraźnie prą na zderzenia. Spojrzeliśmy po sobie, rozejrzeliśmy się po ziemi, po czym nazbieraliśmy kamieni i zaczęliśmy w nich rzucać... a ci się zatrzymali i stoją z szokiem w oczach. Nie do pojęcia, naprawdę nie wiedzieli co robić. Gdybyśmy się naprawdę przyłożyli do celowania, to moglibyśmy położyć ich tam trupem na miejscu, zanim w końcu zdecydowali się na odwrót.
Jutro ma nadciągnąć nad nas radioaktywna chmura z Japonii. Zakładam, że kombinacja zupek chińskich i zamiłowania do tanich substancji zawierających alkaloidy pozwoli mi jeszcze zatańczyć na waszych grobach. Karwatwa, ależ ja potrzebę jakiegoś kataklizmu!

Pesymista to optymista, tylko
lepiej poinformowany. On wie,
że życie stoi przed nim otworem,
tyle, że wie co to za otwór.

(RMF Max)

*

niedziela, 20 marca 2011

Jedno słowo dzieli cię od śmierci panie, proszę mów dalej...

Zawsze poruszaj się szybko
nigdy nie wiesz co cię dogania

(Pratchett)

Przez pół nocy podążałem z Rolandem przez napromieniowane przestrzenie czwartego tomu, ku podnóżu Czarnej Wieży. W tle dudniła transowa muzyka, zza okna dobiegał śmiech potworów. Nad ranem wyszedłem poszukać resztek księżycowego światła. Ulicami parskając sunęły jeże. W parku czaił się duch mojego dziadka, a piach plaży był miękki i zimny niczym alabaster skóry wampirzej kochanki.
Dziś pogoda rozkwitła słońcem, a ja zabieram towarzyszy na wycieczkę po podszewce Miasta. Nadal nie wiem, czy wszystkie wybrane drogi są drożne, ale w końcu gubienie się i znajdywanie to najlepsza część zabawy.
Gdzieś tam daleko, z rykiem turbin, Europa ciągnie na wojnę. Pierwszy raz w historii wspólnie idziemy porządkować świat. Amerykanie muszą czuć się lekko skonfundowani. Z drugiej strony ruszyliśmy za późno o całe tygodnie a całością dowodzą Francuzi...
Marzan wraz z poetami powędrował na krucjatę przeciwko Agorze. W sumie mógłbym powlec się za nimi. Może Wyborcza wypłaciłaby mi kasę za użycie bez pozwolenia wiersza o falowcu. Nie to żebym był jakoś specjalnie zły, ale przydałoby się trochę kasy na ślub.
Na razie składając priony agresji na ołtarzu przemocy sprofanowałem trzech studentów, którzy używali w stosunku do mnie karygodnych epitetów i machali mi rękami przed twarzą. Epitety w sumie spłynęły jak rzadki kał po mojej łuskowatej skórze, ale te ręce... to jak pluskać palcami o powierzchnię wody w akwarium z piętnastokilową, plejstoceńską piranią.
Borys chyba poprztykał się ze ślubną i stał mi w nocy pod furtką, ale obecnie jestem na niego z lekka zirytowany po tym co mi zrobił za pomocą jakiegoś potwornego, różowego destylatu, cisnąłem więc w niego jeżem, i to wcale nie jest żart. To tylko moja babka dziwiła się skąd jej psica wzięła takie brunatne piłki do zabawy.

Prawdziwi mężczyźni są tam,
gdzie przegnały ich kobiety.

*

piątek, 18 marca 2011

Kochałem je wszystkie całym sercem, i zapamiętałem imiona wielu z nich

- Ale z ciebie zdzira!
- To druidyzm kochany, moi
ziomkowie każdej jesieni palą
dziewicę, ostrożności nigdy
za wiele

(Moore)

Jestem tragicznie niedospany, na zewnątrz w ciśnieniowych koszmarach kłębi się marzec, a, i muszę iść do pracy. Przez wysuszone ugory mej percepcji suną różowe, puchate czołgi w poszukiwaniu czegoś co dałoby ulgę zniszczenia. Marcowy księżyc przybiera na gwieździstym niebie tak, że mam ochotę wybiec na zewnątrz, wywyć do stratosfery dogłębne tęsknoty i porastać sierścią. To już najwyraźniej przeklęta wiosna, bo podobają mi się wszystkie kobiety.
We wtorek oglądaliśmy coś co nazywa się „Zombie SS”. Nadgniły Wermacht gania po górach za młodzieżą w celu uzyskania bliżej nieokreślonych korzyści majątkowych i dokonując rzeczy niemożliwych z anatomicznego punktu widzenia. Najbardziej przerażający w nim był język norweski. Gdyby ktoś tak do mnie zagulgotał w ciemności, to pewnie padłbym na zawał z wylewem przekonany, że obcuję co najmniej z Cthulu. Najbardziej wzruszający był koleś, który wyciągnął ze skutera śnieżnego półtorametrowy karabin maszynowy, a na pytanie skąd go ma odpowiedział: Miałem przeczucie.
Wczoraj za to przeczytałem Dwa tysiące osiemset coś kroków Pilipiuka i „Błazna” Moora. Razem coś ze 900 stron. W międzyczasie byłem w pracy, na zakupach, umyłem w wannie blisko osiemdziesięcioletnią babkę, żułem bez pośpiechu i szwendałem się bez sensu. Przegadałem też godzinę przez telefon z najwspanialszą kobietą świata skutkiem czego w piątek sfotografujemy świat z góry, a w niedzielę idziemy stadem na dziwną wycieczkę po miejscach gdzie zimują żądze. Nadal nie ustaliliśmy kiedy pójdziemy patrzeć jak płonie Lost Angeles.
W niedzielę nadejdzie też ostateczny kres mojej zimowej sierści, tak żebym przywitał wiosnę z głową o dwa kilo lżejszą. Zawsze zastanawiałem się czy nie powinienem kolekcjonować tych moich włosów w jakimś silosie i topić w nich wrogów. Powolna śmierć przez wypełnienie moją zrogowaciałą tkanką, czyż może być godniej i sprawiedliwiej?

...ale widmo już znikło, a ja stałem
w lesie z Wackiem w ręce i gadałem
do drzewa.

(Moore)

*

niedziela, 13 marca 2011

Jak coś tak wielkiego może latać?

Podobno Titanic zatonął pod
ciężarem podróżników w czasie,
którzy chcieli zobaczyć jego
zatonięcie

(Void)

3szklaneczki pochłaniała jakieś czekoladki, które dał jej obecny amant, strasznie się nimi zachwycała aż do chwili, gdy nas poczęstowała i Borys stwierdził, że wyglądają jak murzyńskie napletki... I nagle wszyscy przestaliśmy żuć. Jak to melorecytował Linda: Już NIGDY czekoladki nie będą tak smakować.
Robi się ciepło. Nieodwołalnie nadchodzi chwila wygaszenia kominka „Na rogu”. Noc wycofuje się na północ a wraz z nią znużone lodowe smoki. Krzychu pogrzebał mi trochę przy internecie i teraz sieć pojawia mi się czasem jak duch. Doradził, żebym wystawiał antenę za okno na listewce. Już widzę niewymowne szczęście na twarzy mojego ojca, gdy po powrocie zobaczyłby taka sterczącą nibynóżkę z burty jego bezcennej posesji.
Szponiasta nie mogła spać po „Sali samobójców”, bo film oscyluje zbyt blisko granicy rzeczywistości. Mała dalej rzeźbi swoją magisterkę o średniowiecznych kluczach i posuwam się ostatnio nieco bocznym torem. Mali Chińczycy odkupili od Seby całą zszarganą, przetłuszczoną i przesiąkniętą różnymi ustrojowymi potwornościami kolekcję „One to lubią”. Nabijamy się, że teraz będzie musiał oszczędnie gospodarować zapasem bananów z ładowni, bo ich nieco podgrzane w mikrofali skórki będą na wagę złota.

Nasi wrogowie nigdy nie są
bardziej podli, niż wtedy gdy
mają rację.

*

sobota, 12 marca 2011

Nie potrafisz znieść bólu? A to takie proste...

Wkraczam wprost z wiatru do
Empiku. Lenn na widok moich
włosów: Wyglądasz jak Król Lew

Chyba mamy już wiosnę bo w TV zaczęli reklamować płyny do szyb. W Lidlu za to ósmego, można było kupić tulipany za 6,66, podoba mi się ich przewrotny humor.
Wczoraj w drodze na Niedźwiednik wpadłem na Cmentarną Bramę do Stasia Zwanego Czesiem. W przydrożnym sklepie zaopatrzyłem się w kilka blaszanych zasobników płynnego szczęścia i gdy Zwany zakończył straszne a absorbujące czynności zawodowe, udaliśmy się w górę, by na zalesionym stoku ponad miejscowym kościołem - potworem spożyć je w intencji odchodzącego śniegu (Oby zdechł i nie wracał). Słoneczko przygrzewało, gdzieś daleko w dole połyskiwała roztopowa wilgoć, las szumiał i pachniał a my porykiwaliśmy ze śmiechu wprawiając w drżenie igły i płosząc małe, puchate zwierzątka klasy Dzik.
Po straszliwej aferze z kradzieżą roweru Hitlera, wyleciał ten wiecznie przerażony, łysy ochroniarz. W jego miejscu wylądował człowiek prosty i dobitny, jak to się wyraził Stasio, niczym konstrukcja cepa bojowego. I tak pewnego dnia Stasiu wchodzi do akwarium, a tu odwraca się w jego kierunku prosty człowiek i mówi: Na naszej Akademii Medycznej krzyżują ludzi ze świniami... S zamarł a następnie udał się pod ziemię by przeanalizować tę niezwykłą informację i ewentualnie pogodzić się z rychłym nadejściem Ludzi - Świń. Potem przeczytał w Gazecie, że zamierzają u nas lekko zmutować świnie, tak żeby można było w nich hodować ludzkie organy. Gdy później dotarł do domu, usiadł na krześle, spojrzał na swoją żonę lekarkę i mówi: Kochanie nie wiem czy wiesz ale na naszej Akademii będą krzyżować ludzi ze świniami...
Mój El Duce kupił zamiatarkę, dziś mam ją testować na parkingach jakiegoś ostatecznego zadupia. Zastanawialiśmy się z Danem czy będzie elektryczna i do sprzątania kilometrów parkingów oprócz operatora będzie potrzebowała „kablowego”, który okiełzna to multiwersum spłatanej izolacji, a może z baterią i będzie zdychała po godzinie pracy by ładować się trzy, czy też będzie spalinowa, co zaowocuje dwoma zaczadzonymi trupami spoczywającymi pośrodku hali garażowej. Szef rozmowę jednak zaczął od tego, że elektryczne zamiatarki kosztują z 10 tys. Coś mnie już wtedy tknęło. Na moje pytania uściślające otrzymałem odpowiedź, że jest jak odkurzacze „Kasia”. Mam takie przerażające wrażenie, takie okropne uczucie, że to ważące 25 kilo cholerstwo będzie wykorzystywało jako napęd i paliwo nasze nieszczęsne osoby i jedyna korzyść będzie taka, że nie będę za każdym razem wynosił z hali kilograma pyłu w płucach.
Poszliśmy na „Salę Samobójców”, i żyjemy. To jeden z tych filmów, z którym gdy ludzie wychodzą są bardzo milczący. Nie potrafię powiedzieć czy mi się podobał bo zostawił we mnie wszystkiego po trochu. Faktem jest, że wywołuje zmarszczki na mózgu i nie pozwala minąć się obojętnie.

Szponiasta romansuje w sieci:
Indyjczyk – Dziś poruszymy ważne
kwestie kulinarne – Jesz wołowinę?
Szponiasta z lekka niepewnie - Tak
Ind – I jak smakuje???

*

środa, 9 marca 2011

...to makabryczny i interesujący pomysł...

- O do licha! Udało nam się przelecieć!
- Nie wiem co mnie bardziej przeraża,
twoje zaskoczenie czy fakt, że płoniemy

(Armada)

Pomogłem jakiejś fajnej laseczce z wózkiem i zakupami w tramwaju. Szliśmy potem kawałek w tym samym kierunku a na pożegnanie dostałem od niej wizytówkę Night Clubu „Amor” z odręcznie napisanym imieniem „Ada”. A więc chłopaki jeśli byt wam doskwiera a plemniki reagują niepokojem i ruchami Browna na osiemdziesięcioletnią, bezzębną teściową kolegi, to wiecie co robić, jazda do tramwajów wynosić kobietom wózki. Tylko upewnijcie się najpierw czy hipotetyczna matka udziela wam uprzednio zgody na ten desperacki czyn, bo możecie poczuć pod żebrami stalowe wąsy paralizatora i 10 000 volt. Choć przyznaję, że w zatłoczonym tramwaju, gdzie wszyscy stykają się ciałami może mieć to własności edukacyjne (Czy pan Zenek na końcu wagonu też się zatrzęsie), tudzież rozrywkowe.
A tak poza tym szef zostawił mnie bez kasy na dzień kobiet. To coś porównywalnego z tym momentem w Resident Evil, gdy idziesz podziemiami pełnymi żarłocznych nieumarłych i nagle gaśnie ci latarka. Jak spytasz, to żadna kobieta nie obchodzi i nie chce tych żałosnych, poniżających kwiatów, ale spróbuj nie dać. Nagle znajdujesz się w sytuacji, gdy nic nie widać, nic nie słychać, ale masz wrażenie, że coś złowrogiego porusza się w ciemności za plecami... i mlaszcze.
Ostatnio nachodzi mnie coraz częściej myśl by zastosować zasadę: „Jaka płaca taka praca” i zabrać do roboty karimatę... i może jakiś kocyk. Misia przytulankę? Drinki z parasolkami?
Obejrzeliśmy ostatni parodię Zmierzchu. Eksterminujące się nawzajem, lotne watahy nastoletnich fanek Edwarda i Jacoba, Jacob zmieniający się w złowrogiego, krwiożerczego cziłałę te rzeczy. Przedtem obejrzeliśmy Czarnego Łabędzia, to jeden z tych filmów, które ratuje koniec. Przez większość seansu człowiek zastanawia się po co właściwie to ponure, oklepane badziewie ogląda, aż przychodzi koniec i banał nabiera perlistych odcieni.
Hmmm, w sumie powinienem już wychodzić do pracy... Eeee tam, przecież nikt mi za to nie zapłacił, a i podwyżka była obiecana, jak bonie dydy, w styczniu. Może przejdę się na spacer, wszak pogoda jest piękna i zrobiło się osobliwie ciepło, biorąc pod uwagę, że dwa tygodnie temu temperatura oscylowała około minus dwudziestu. Mały spacerek, do WhiteTown i z powrotem, może nawet starczy czasu na pracę.
A po południu idziemy na „Salę samobójców”, dziś wieczorem wszyscy będziemy Emo, jak to kiedyś odkrywczo stwierdził TT, montując do szlifierki kontowej piętnaście nożyków do tapet. Do dziś nie wiem po co mu to było, przecież takim zestawikiem można by rozpylić drewnianą ścianę.

Kobiety to niby słaba płeć,
ale spróbuj w nocy przeciągnąć
kołdrę na swoją stronę.

*

sobota, 5 marca 2011

Gdy nie używasz danej ci mocy twoja wola słabnie

Nie ma nic, w was, w powietrzu. Zużyci do granic spływacie jak brudne szmaty po aluminiowych rurkach. Waszej zagłady nie odnotowałyby żadne gazety. A ja rzygam w ciemności żółcią, gdy uświadamiam sobie jak bardzo jestem do was podobny. Za dużo się ostatnio zgadzam, za mało niszczę. Katastrofy, które kiedyś niemal złamałyby mi kręgosłup, teraz spływają po mnie jak ciepły jedwab. Boże, jakże tęsknię za tym by kogoś nienawidzić. Nienawiść jest wszak formą zainteresowania. A tymczasem wszystko stało się nieważne.
Chciałbym się wyrwać stąd i odejść gdzieś, gdzie słychać ciszę. Gdzie można by cieszyć się pracą własnych rąk, zbudować dom, zasadzić drzewo. Gdzie nikt by potem nie spytał o zezwolenia czy podatek gruntowy. Chciałbym trafić tam, gdzie można swobodnie palić ogień i nie myśleć o innych. Zbudowaliśmy zajebiście bezpieczny świat. Świat, w którym nic nie wolno, bo zawsze znajdzie się ktoś kogo coś urazi, albo będzie mu przeszkadzać w interesie. Jesteśmy zbyt blisko siebie by naprawdę ucieszyć się na widok innego człowieka. Jesteśmy zbyt blisko by nie przeszkadzał nam czyiś dym z palonych zdjęć.
Za chwilę stąd wyjdę, ale nie ruszę do źródeł Nilu ani w do Meksyku w poszukiwaniu złotych miast. Nie wychodzę by polować na zmutowane bestie pośród potrzaskanych, na wpół zatopionych blokowisk Zaspy ani nawet kopnąć w jaja oberskurwiela Kurskiego. Wyjdę, będę grzeczny, będę się zachowywał, kawałek mnie umrze.

*

piątek, 4 marca 2011

Kochając się powoli na środku złocistej mozaiki

Niebo zrobiło się czarne, z jego
serca wystrzeliła błyskawica i
uderzyła w serce morza

(Nora Roberts)

Jest tłusty czwartek. Ale ja zawstydziłem tłusty czwartek – jestem tłusty przez cały rok. W nocy wpadłem do znajomej piekarni. Jej zapach niosący się pośród jedwabników hoteli asystenckich wielokrotnie uratował mi o świcie życie. Nie zostało tam wielu ludzi z czasów, kiedy tam pracowałem, ale wystarczająco by rozebrać się do koszulki i trochę pośmiać pośród ciepłych wirów mąki. Nie ma lepszego momentu by wpaść na noc do piekarni, niż wigilia Tłustego Czwartku, w tę jedną noc robi się tyle pączków co normalnie przez pół roku. Ludzie są wyczerpani po ostateczne granice wisielczego humoru. Przekrzykują się potwornościami jakie można by umieścić w pączku w ramach niespodzianki, a w chwilach gdy kolejna partia idzie w temperaturę, niosą niczym ofiarę dla bogów smalcu, małą, wierzgającą, Czarną Ewkę w kierunku kadzi z lukrem. Mam teraz słodko za paznokciami i w wąsach. Pierwszy raz od dawna zamiast kurzu wytrząsałem z włosów cukier. Po zmianie udaliśmy się na tajejącą plażę i z pomącą pięciu litrów Sangrii i odnalezionego w tajemniczych okolicznościach literka Żołądkowej uczciliśmy nadejście wiosny i ponowną młodość świata.
Na sekundę horyzont rozświetlił srebrzysty blask, zaraz potem wychynęły zza niego szkarłatne żagle słońca. Wrzeszczeliśmy na całe gardło, gubiąc na chwilę patynę i chropowatość przeminionych lat. Nasze małe, drżące na wietrze, piaszczyste epicentrum wszystkich marzeń. Ci, którzy mogą patrzeć na morze znają smak wszystkich możliwych tęsknot. W równym szumie fal słyszą tętno świata.
Co dzień patrzę z okna łazienki jak śnieg cofa się w głąb trawnika.

Szukali wybiegu dla młodego lwa.
Miejscowy ksiądz zgodził się by
biegał po miejscowym cmentarzu.
Wykazał się specyficznym poczuciem
humoru pozwalając lwu biegać po
grobach chrześcijan.

(TV)

*

środa, 2 marca 2011

Wiesz co mówią o szczurach... udek wystarczy dla wszystkich

Nawet Stalin miał
rację co do Hitlera

(Hela w opałach)

Nuda, nic się nie dziej. Boli mnie głowa. Biorę zaległy urlop. Będę leżał i łypał okiem z pościeli niczym krokodyl w oczekiwaniu na gazelę. Będę chodził po mieście, w którym mieszkam, a w którym nie byłem od miesięcy. Posieję strach i grozę w sercach tych wszystkich, którzy w swej naiwności pomyśleli, że czas usunął mnie bezpiecznie z ich życia. Zapewne wywołam też jakąś eksplozję. Bo ja lubię wywoływać eksplozje.
W pracy, przy minus 21 eksplodowała mi znaleziona butelka napoju gazowanego. Lekko trąciłem szkłem o kontener i cholera wybuchła niczym szrapnel zmieniając trzymany w rękach worek w powiewający strzęp. Jeszcze godzinę wytrząsałem szkło z włosów, a mam teraz na sobie zimową grzywę prawie dziesięciocentymetrowej długości. Nasz El Duce najwyraźniej sprawdza ile jesteśmy w stanie wytrzymać i dał mi 4 hale garażowe do sprzątnięcia w dwa dni, myślałem, że jajo zniosę. Na jednej hali paliła się tylko część świateł. Dobrałem się oczywiście do skrzynki z korkami. Przełączam ja ci dźwigienkę a tu snop różowych iskier na dwa metry. Dobrze, że z budowlanego przyzwyczajenia przełączam takie rzeczy wierzchem paznokcia, bo mogłoby się okazać, że potrzymałbym to sobie przez chwilę. W każdym razie gdy przybył nasz master of high voltage zwany w krajach nierozwiniętych konserwatorem, odkryliśmy, że jedna z jarzeniówek jest szczelnie wypełniona wodą.
Prywatnie też nudy, Marzan wyparował ze swojego bloga, może znowu go ktoś rzucił i zrobił coś bardzo poetyckiego, np. związanego z mieczem wakizashi i jamą brzuszną. Od trzech tygodni tacham do Sióstr stertę tobołów dla Lenn, ale Dannonki ostatecznie użyli Krewetki jako żywej tarczy dla swojego lenistwa. Lady Pazurek jest rozkrzyżowana w sieci pomiędzy wschodem a zachodem, a Seba pisze, że po statku biega im pełno małych chińczyków z narzędziami, którzy bez przerwy, z uśmiechem powtarzają: Boruc...
A mnie boli głowa, wspomniałem już? Idę wziąć czwarty Ibuprom.

Podciągnęła się na linie. Lądownik
obsunął się o kilka kolejnych centy-
metrów w głąb rozpadliny...
- Hutch? - odezwała się SI
- Tak Glory?
- Wychodzisz?
- Tak
- I nie wrócisz?
- Nie Glory, nie wrócę.
- Wyłączysz mnie?

(McDevitt)

*