-
Twoje udka już nie schudną, one po
prostu
mają taki kształt.
-
Och, to nie ma sensu, zjem ciasteczko.
(My)
Wchodzę
do kościołów jak do zadziwiających akwariów pełnych oddechów.
Jestem na mszy. Potem zadaję pytania: czemu to, czemu tak, czemu w
tym momencie. Jestem turystą we własnym kraju. Obcy w obcym kraju.
Nadchodzi noc pierwszej spowiedzi i pierwszej komunii. Jak można
streścić trzydzieści pięć lat czynienia zła i wolnego wyboru
według własnego rozeznania. Każdy dzień był odkryciem, nie
istniała żadna moralność poza moją własną. Teraz muszę
nasunąć na siebie chrześcijaństwo niczym puchową kołdrę.
Cieplej i bezpieczniej, ale mniej oddechu i swobody ruchu. Wiele
czasu zajęło mi odkrycie, że każdy debil może być wolny.
Wyzwanie to nałożyć na siebie ograniczenia i wytrwać w nich.
Nigdy
nie byłem modny. Myślę też, że narastająca tępota,
niezaradność w realnym świecie i lenistwo nowych pokoleń, może
być właśnie związana z osłabnięciem wiary. To próby i
ograniczenia wykuwają w nas siłę woli i determinację. To wiara w
transcendencję, w coś większego od nas daje nam oparcie pośród
wirującego pyłu, jaki nazywamy rzeczywistością.
Czuję
się dziś jak starzec. Jestem bardzo, bardzo zmęczony. Pracowałem
non stop dwa tygodnie, zrobiłem prywatnie, po nocach dwa remonty, a
i w dzień nasz Il Duce nie oszczędzał nas za bardzo. Parę dni
temu obudziłem się jak w horrorze, w pokrwawionej pościeli, a to
po prostu w nocy popękały mi rany i odciski na rękach. Do tego
jeszcze lekkie przygnębienie polityką finansową naszego szefa.
Istnieją trzy etapy w wypłacaniu pensji: Motywacyjny, dostajesz
tyle kasy, że jesteś z niej zadowolony, chce ci się pracować,
starać i robić więcej niż się od ciebie wymaga. Drugi - gdy
ciężko ci się chodzi do roboty, nie kosisz kokosów, ale pensja
przynajmniej rekompensuje niewygodę. Ostatni to etap szacunku, a
liczy się go od tyłu, pensja nie odzwierciedla w najmniejszym
stopniu już wykonywanej pracy, a mimo to szef nakłada kolejne
zobowiązania. Ja wiem, że jest kryzys, ciężko na rynku, ale
szczerze mówiąc ja i większość ludzi firmy czujemy się
nieszanowani. Ostatnio o mało nie doszło do otwartej rebelii,
jedyne co uratowało Bossa, to to, że nie wypłacił ludziom kasy za
odśnieżanie w tym samym momencie. Gdyby to zrobił i wszyscy
wkurwiliby się równocześnie, wspierając nawzajem swoją złością,
to dziś w firmie miałby dwie osoby.
W
tym miesiącu ma być podwyżka. Obejrzę ją sobie, a potem
zastanowię się co dalej.
Na
razie pada śnieg.
Jesteśmy
czującymi maszynami,
które
przypadkiem myślą.
(Watts)
*