piątek, 23 sierpnia 2013

Jeżeli chcę być głaskana, to zapewniam sobie głaskanie

Przepraszam którędy do muzeum
erotyzmu? Jestem eksponatem

Warszawa zdobyta, przetrawiona i pozostawiona za odległym horyzontem. Dni gęsto upakowane zdarzeniami, owinięte tasiemką naszych roków odciśniętych na gorącym asfalcie. To miasto nocy. Nocą jest najpiękniejsze, wszechpotężne i mistyczne jak piczka Isztar. Nocą z zaułków wychylają łeb tajemnice, a rozproszone światła smużą kontury zapomnianej historii... potem nadchodzi świt.
Warszawiacy na całym terytorium Najjaśniejszej a także na terytoriach przyległych, mają opinię niewysłowionych chamów, buraków i szmaciarzy, nie dziwię się. Gdybym mieszkał w takim architektonicznym chaosie, kwiczącym stylistycznym burdelu, okraszonym łuszczącą się łuską zaniedbania też bym chodził nieustannie wkurwiony i nienawidził wszystkiego wokół. To niesamowite, całość wygląda jakby ktoś wziął miasto i podrzucił do góry nie martwiąc się zbytnio gdzie co upadnie. Wszędzie, na murach, trawnikach, bramach tablice, że tu tylu a tylu pomordowano, tylu spalono żywcem  i tati a taki batalion rozgromiono i rozsmarowano na czołgowych gąsienicach. Każda ulica jest cmentarzem, każdy dom nagrobkiem.
Do tego to co mnie osobiście zadziwiło, to brak na ulicach ładnych dziewczyn. U nas można sobie łeb ukręcić, ewentualnie dostać nieskoordynowanych podrygów gałek ocznych od kontemplacji rozbujanych biustów. Najwyraźniej do W dotarł już zachodni trend, który wciąga laski do biur i zakładów a na ulicach pozostawia opad popromienny i jego efekty.
Nie narzekajmy jednak: Starówka świetna, choć mikroskopijna, Muzeum Narodowe, Muzeum Wojska świetne. W Wojskowym ekspozycja katyńska, nie przepadam za martyrologią i akcjami typu: Groby bohaterów - wykopki, ale to akurat robiło wrażenie. Półmrok, wysoko od sufitu spuszczone podświetlone siatki, którymi porusza lekki powiew, słychać lekki poszum, całość sprawia wrażenie jakby nagle weszło się do gęstego lasu. W szklanych gablotach jedne pod drugimi eksponaty, tak jakby leżały warstwami w ziemi...
Stawiliśmy też bohatersko czoło kolejce do Centrum Kopernik, ale polegliśmy w niej szlachetnie, gdy obsługa wstrzymała ją tłumacząc, że teraz musimy poczekać aż budynek opuści około 200 osób, co może zająć godzinę, tudzież resztę dnia.
Mieliśmy też wpaść do Muzeum  Erotyzmu, niestety właściciele musieli dowiedzieć się że jestem w okolicy i zwinęli interes. Poza tym chodziliśmy, chodziliśmy ulicami, parkami, fortyfikacjami. Znajdowaliśmy Place Trzech Krzyży i znane budynki, nawiedziliśmy sejm... Dwa dni później minister Rostowski ze zdziwieniem odkrył dwukrotne zwiększenie dziury budżetowej. Chodziliśmy po obrysie muru getta, przekraczaliśmy linie dzielnic  i przetrawialiśmy siatkę tramwajowych linii i kolei dojazdowych. Tradycyjnie jak podczas każdej wizyty w Wawie wylądowaliśmy w końcu na jakimś polu z zielskiem o wysokości zdolnej ukryć batalion wygłodniałych raptorów tudzież zbuntowany, rządny zemsty kombajn.
Zwierze zabrały nas do restauracji brazylijskiej,dokarmiali kanapkami i umiejscowili na noc na wysokim piętrowym łóżku zawieszonym złowieszczo nad buczącymi serwerami Zwierza. W nocy gdy budziłem się co czas jakiś wskutek kolonizacji zwierzowych kotów, oczyma wyobraźni widziałem jak łoże to składa się pod moim ciężarem a ja wykrwawiam się naszpikowany kartami pamięci i ćwiartowany kręcącymi się wściekle łopatkami wentylatorków.
Zwierzu ma pokój o szklanych ścianach za którymi stoją tysiące figurek różnych systemów, do tego czołgi, samoloty, artyleria. Przysadziste puszki drednautów i kolczaste siły chaosu. Pośrodku tego wszystkiego jest łóżko z wielką poduszką z wyszytym Totoro, a nad łóżkiem, w zasięgi ręki wisi sobie nadziak.
Zwierzu bierze różne zabawne tabletki, jedna powoduje, że po jej wzięciu w Zwierzu, jak w krokodylu z Piotrusia Pana zaczyna tykać zegar, i naprawdę dobrze, by kiedy przestanie tykać Zwierz był w łóżku a nie na przykład na drabinie pod sufitem.
Tau puściła nam straszliwy serial w którym Harry Potter był Rosjaninem i wyrywając kolesiowi zęb wyrwał mu kawałek szczęki... jjaaaakkkk!
Nocne niebo przecinały samoloty, a my paliliśmy kiełbaski na ognisku pośrodku zdziczałego podwórka Zwierząt, w jednym z rozbebeszonych garaży za naszymi plecami był staw.
Na sam koniec pojechaliśmy różnymi, strasznymi rzeczami do Jeruzala, gdzie kręcą Ranczo. Zrobiliśmy sobie zdjęcia na ławeczce, zakupiliśmy flaszkę Mamrota, połaziliśmy po okolicy w poszukiwaniu znajomych miejsc z seriali, które w rzeczywistości wyglądają zupełnie inaczej, a następnie z ulgą stamtąd uciekliśmy. Zdjęcia robił nam miejscowy żur, wyglądający nieco jak Solejuk i robiący kasę na turystach, jak usłyszał skąd jesteśmy wzruszył się i przez dobrą chwilę gadaliśmy o brzeźnieńskim barze Perełka i nadplażowych knajpach,.Tak właśnie kończą starzy geodeci.
Gdy wysiedliśmy z Polskiego Busa było ciemno, mokro i zimno, od razu wiedzieliśmy, że jesteśmy w domu.

- Co pan tam robił?
-Już mówiłem, dźgano mnie nożem(

(Griffin)

*

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Fluorescencyjne kulki analne

Ja - I jak smakuje ten kurczak?
Szponiasta - Jak człowiek

Spadam wirując poprzez lato. Jest ciepło, tak ciepło. Wirują ze mną nasiona traw i krople oleju. Miejska magia oblepia mnie. Płonie we mnie elektrycznością neonów i rozżarzonymi kulkami gazu wędrującymi przez ziemię.
Znalazłem się w fudze. Dan poszedł na urlop, a Radosny jeszcze z urlopu nie wrócił, uczciłem to więc zderzeniem ze słupem energetycznym podczas koszenia Trzech Żagli. Słup zadrżał, ja zalałem się posoką, którą dzielnie łapałem w czapkę. Opiłem to potem jogurtem z melisą i zagryzłem orzeszkami obtoczonymi w wasabi.
Opróżnialiśmy ostatnio z Danem strych na Przeróbce. Nad nami szalała ekipa zwalająca dach, a my wynosiliśmy naręczami i plastikowymi wannami garście książek, by z trzaskiem pękających serc wrzucać je do kontenera ze starymi ciuchami, zabawkami i albumami pełnymi zdjęć. Wolter po francusku ze złoconą okładką, mitologia Słowian, Orwell, Dante, mitologia Indii, ratowaliśmy co się dało. Na koniec uratowaliśmy puchate piskle gołębia, którego matka latała po okolicy szukając nieistniejących koordynatów. Podobno pije i zdrowo żre papkę jajeczną. Jest więc nadzieja. Na strychu były też mniej przyjemne rzeczy, np: cały rozłożony piec, w efekcie czego na opryski do Gdyni pojechaliśmy czarni, jakbyśmy przeprowadzili inwazję na piekło.
W Oliwie przy Willi Rekin wciąż brakuje czołgu, który podobno pasie się na zielonych błoniach MasłowskaTown.  Podobno radni uznali, że parkuje tu nielegalnie i naliczyli zaległe raty. To interesujące, bo tam nie ma parkingu, a Tank zaczął przeszkadzać, gdy po drugiej stronie ulicy zbudowano bank. Oczywiście radni gorąco zaprzeczają, by miało to jakiś związek, ale ja osobiście na miejscu chłopaków, przejechałbym się czołgiem po samochodzie prezesa banku, ewentualnie przemknąłbym nim dyskretnie przez hol tej szlachetnej instytucji, żłobiąc marmurowe posadzki gąsienicami, a jakby ktoś pytał to: o to mi się zacięło...
Miasto rozkwita rusztowaniami i Jarmarkiem. Kryzys ustępuje z ulic, ludzie jeszcze narzekają, ale już w przerwach gorączkowej pracy. W powietrzu czuć przełamanie, lżej się oddycha.
Szponiasta spoczywa na zielonej trawce w ogrodzie i zmienia barwę, zakupiła sobie strój do opalania, ala Tomb Rider z dodatkiem cekinów, tak że wypanterkowany biust błyszczy jej z każdej strony.  Podłączyliśmy też w końcu kabel bo ostatnie burze zwęgliły nam antenę.
I tyle, w sumie mógłbym wam jeszcze opowiedzieć o mrocznym hardkorze jaki przeżyliśmy z Danem w pewnej niedoświetlonej piwnicy na Ogaznej, ale nie czuję się chyba jednak na siłach. Jakby co, opowiem na specjalne życzenie, dodam tylko, że harcerze mający magazyny dwa piętra gruzu niżej mieli przesrany dzień...

- Możesz mi orientacyjnie powiedzieć jak
   głęboko wdepnąłeś w całe to gówno?
- Hm, po brodę
- Czyli nadal płyniesz, nie toniesz?

(Griffin)

*