sobota, 30 kwietnia 2005

Kocie interesy



Znów patrzył nieobecnym wzrokiem
Wzrokiem marzyciela przy pracy

Jakiś czas temu Zwierz przerwał prowadzenie naszej kampanii RPG ze względu na swoją pracę doktorską. Przerwa nastąpiła w bardzo nieodpowiednim momencie, kiedy to napięcie między poszczególnymi graczami osiągnęło apogeum. Przez parę ostatnich tygodni napięcie to przeciekało do świata rzeczywistego wywołując szereg nadzwyczaj rzeczywistych konfliktów. Dziś gra rusza znowu. I zaczyna się od narady postaci , które osiągnęły najwyższą władzę polityczną, czyli mnie, Awari i Void. Czuję się jak Breżniew , który musi jechać , negocjować na jakimś zadupiu. Z daleka od termojądrowego parasola rakiet i kojącego cienia czerwonych sztandarów. Cała ta sytuacja jasno pokazuje , że człowiek to stwór , który potrafi sam stworzyć sobie problem dosłownie z niczego. Na szczęście to ja mam największe państwo i najsilniejszą armię...niach, niach,niach.
A tak poza tym wszystko po staremu. Teraźniejszość staje się przeszłością . Granice obszaru historii wyznacza już wczorajsza gazeta. Nasiąkam tym czasem. Konserwuje mnie jak jakiś artefakt. Ciągle za mało śpię i za dużo czytam. Ciągle chcę odcisnąć się na czasie i historii . Jest to przecież w zasięgu ręki każdego. Większość ludzi jest bezwolna, a przyrodzie jest obojętne z czego się składa . Wystarczy chcieć.
Chcę, i zaraz pójdę sprawdzić środowe wyniki lotto. Potem napadnę na Awari i korzystając z jej sprzętu będę negocjował z Warszawą wypożyczenie Bajki, w celach badawczo-rozrywkowych. Ostatnio o jej i jej bloga słowotwórczej roli napisał „Przekrój”. Niedługo też zapewne zostanie uwieczniona w kamieniu jako warszawska syrenka i będzie epatować swym apetycznym popiersiem gdzieś na brzegu Wisły.
Po ostatniej wizycie Pazurkowatej boli mnie szczęka w zawiasach. Ja i glany przyzwyczajamy się do siebie nawzajem , choć na razie znajomość ta okupiona jest krwią. Kumpel właśnie dzwoni bym pomógł mu zrywać stare lastryko - ten marmur klasy średniej i położył mu panele. Plastikowe okna, plastikowe parapety, zgrzewane panele, otaczamy się sztucznością jak naturalny jogurt opakowaniem. To całe tworzywo przetrwa nas zapewne o milion lat. Nadciągają wybory w audycjach radiowych i kłótniach sąsiadów wyczuwam troskę o słuchacza. Na szczęście jest wiosna, więc łażę nocami w towarzystwie kotów, korzystając z pustki i ciszy, i razem z nimi, mówiąc szczerze , mam to wszystko po drugiej stronie ogona.



okrutne zdjęcia by Void & Avatar & Pan Kotek

czwartek, 28 kwietnia 2005

Tylko czarne glany są naprawdę funny


Świetlik - ...i co tam jeszcze u ciebie?
Ja - Buty kupiłem
Św - jakieś letnie?
Ja - Nie
Św - zimowe?
Ja - nie,do kopania

W skutek łupieżczego najazdu na Niedźwiednik,i osobę Ciapka w szczególności , stałem się szczęśliwym właścicielem dwóch butów klasy Glan. Teraz wędruję grzmiąc po mieście i czyję się jak czołg.
Z domu wywlekam się ostatnio na siłę , na siłę przebywam ze znajomymi, do pisania też się zmuszam. Robię to bo pieruńsko mi się nie chce. Robię to bo święcie wierzę w zasadę, że jeśli coś się robi wystarczająco długo, to w końcu coś się wydarzy. Czas mija zbyt szybko. Nie stać mnie aktualnie na depresję. Zabawne, że nawet depresja i użalanie się nad sobą , mogą w dzisiejszych czasach stać się przedmiotem marzeń.
Jeżeli mam moment to przesiąkam przez miasto od końca do końca, odnajduję miejsca i spotykam znajomych.
Na Mariackiej nawiedziłem Sławka , wciskającego kicz zagranicznym turystom. opowiedał jak lekko napity wpadł na larpa fanów "Wampira". Wpadł w ubrany w gotyckie łaszki tłumek jak granat w szmbo i pożarł się z nimi o zasady gry. Udowadniał im , że zgodnie z zasadami gry , wampiry , niewidzące w ciemnościach a równocześnie bojące się ognia nie miałyby szans przeżycia wieków średnich. No bo jak tu polować w ciemnych zaułkach gdy widok zwykłej pochodni wywołuje w łowcy histeryczny wrzask. Jak dodał na koniec powracając do mnie z wyższego poziomu abstrakcji ,ogólną żądzę zniszczenia wywołał w nim widok jakiejś graczki ubranej w fikuśną , krótką kurteczkę i wyposarzoną w dwa kitki z różowymi gumkami.
W tramwaju gadałem z Świetlik o Venomie, który podobno kręci coś z Zanussim. Poza tym gapiłem się w jej niesamowite, przejrzyste oczy. Gdy padło na nie z boku światło słońca to miałem wrażenie , że patrzę w wodę i czekałem tylko , aż pojawią się te małe , złote rybki.
Do kin wchodzi niedługo 3 część Star Wars a do księgarni druga książka Masłowskiej. W stoczni składają jakiś okręt wojenny a tereny przemysłowe Miasta umierają powoli, robiąc po obu stronach rzeki miejsce na nowe centrum. Jest pusto , na wszystko opada łagodny blask. Świat jest pusty i cichy jak po atomowej wojnie.
Nadchodzi w końcu godzina 3 i dzień osiąga swoje apogeum , by powoli zacząć opadać w kierunku herbaty. Herbaciarz klnie , bo chce latem zrobić piwny ogródek a żaden browar nie ma już sprzętu. Sam będzie musiał kupić stoliki , kij i parasole. Pyta mnie o kolejny wieczorek poetycki. Mruczę coś niezobowiązująco i wciskam w paszczę ciastko . Nie chce mi się jeszcze o tym myśleć.
Pojawiają się znajomi, wkurwia mnie gust Awari, ale kłócić sie też nie mam siły. Gdzieś w połowie drogi z Centrum do Wrzeszcza zaczynamy wymyślać sposoby zabezpieczeń roweru. Ja wymyśliłem minę naciskową w siodełku, reagującą na ciężar inny niż właściciela i eksplodującą do góry trzema tuzinami gwożdzi. Przebił mnie Phantom prostotą swego pomysłu. Siodełko jest ruchome , by można je regulować. Wystarczy więc zamontować w ramie 20 centymetrowy szpikulec, a zostawiając rower poluzować śrubę trzymającą siodełko. Delikwent wskakuje , siodełko się chowa, a dalej to juz historia o bólu i uszczęśliwionch proktologach.
W nocy napadły mnie moje własne zęby. Spędziłem więc kilka upojnych godzin w towarzystwie MTV, szałwi i bujających przyległościami pań z RTL zwei.
Teraz siedzę zjebany ostatecznie przed ekranem, popijam miętę na pusty żołądek i zastanawiam się intensywnie co zrobić z resztą tak wspaniale zaczętego dnia.
Podobno jest gdzieś w sieci strona z której można wysłać sygnał własnej komórki w kosmos...

wtorek, 26 kwietnia 2005

Delete


...nasza droga prowadzi przez
ból, bo serca są w klatce, uczu-
cia w pułapce , jak muchy w
słoiku. Słowa kłamcy są najsłod-
sze ,lecz ty ich nie masz dość...

Jestem piękny i mam wspaniałe mięśnie. Jestem widywany w tramwajach z kobietami na kolanach. Wiatr przewiewa mnie na wylot, mam ochotę na piwo, a światło ma taką piękną barwę. To ten rodzaj światła który wydobywa i nasyca wszystkie kolory. Odczuwam też głęboką niechęć do powrotów do domu.
Dziś znowu niszczył mnie ojciec. Robi to dobrze i z pasją. Przecież na zewnątrz jest taki inteligentny, obyty i odpowiedzialny. Nigdy nie krzyczy na pracowników. Dopiero w domu może się odprężyć i dopierdolić najbliższym, bo ci niespecjalnie mogą oddać.
3szklaneczki podaje mi kubek grzańca. Grzaniec po drugim , wiercącym w nosie łyku przenosi mnie do stołu obok, gdzie jakaś mieszana ekipa z socjologii i filologii rozpracowywuje pod stołem pękatą butlę Sangrii, co jak pisał poeta : jest dobrze widoczne, acz niemile widziane...
... A może to właśnie o to chodzi - mówię dwa kubki później - że wszechświat się skończy, ale człowiek nie. Nie wyobrażam sobie aby nasi potomkowie za 100 mld lat, czymkolwiek by byli, tak po prostu się poddali. Jesteśmy zbudowani optymalnie , podświadomie wręcz samodoskonalimy się.
Kiedyś wypełnimy wszechświat sobą. Wszystko stanie się inteligentne, będziemy energią i nie pozwolimy wszechświatowi się skończyć. Przeobrazimy wszystko, staniemy się wszystkim. Nic nigdy się już nie skończy...
... potem zamknęły się za mną drzwi . Dopadł mnie wiatr zza rogu. Cokolwiek będzie, teraz muszę wracać do domu.

Można pominąć wszystko, jeśli się
wie że się pomija i że część pomi -
nięta wzmocni opowiadanie i spra-
wi , że ludzie odczują coś więcej
niż zrozumieją.
(Hemingway)

Tylko czarne glany są naprawdę funny


Świetlik - ...i co tam jeszcze u ciebie?
Ja - Buty kupiłem
Św - jakieś letnie?
Ja - Nie
Św - zimowe?
Ja - nie,do kopania

W skutek łupieżczego najazdu na Niedźwiednik,i osobę Ciapka w szczególności , stałem się szczęśliwym właścicielem dwóch butów klasy Glan. Teraz wędruję grzmiąc po mieście i czyję się jak czołg.
Z domu wywlekam się ostatnio na siłę , na siłę przebywam ze znajomymi, do pisania też się zmuszam. Robię to bo pieruńsko mi się nie chce. Robię to bo święcie wierzę w zasadę, że jeśli coś się robi wystarczająco długo, to w końcu coś się wydarzy. Czas mija zbyt szybko. Nie stać mnie aktualnie na depresję. Zabawne, że nawet depresja i użalanie się nad sobą , mogą w dzisiejszych czasach stać się przedmiotem marzeń.
Jeżeli mam moment to przesiąkam przez miasto od końca do końca, odnajduję miejsca i spotykam znajomych.
Na Mariackiej nawiedziłem Sławka , wciskającego kicz zagranicznym turystom. opowiedał jak lekko napity wpadł na larpa fanów "Wampira". Wpadł w ubrany w gotyckie łaszki tłumek jak granat w szmbo i pożarł się z nimi o zasady gry. Udowadniał im , że zgodnie z zasadami gry , wampiry , niewidzące w ciemnościach a równocześnie bojące się ognia nie miałyby szans przeżycia wieków średnich. No bo jak tu polować w ciemnych zaułkach gdy widok zwykłej pochodni wywołuje w łowcy histeryczny wrzask. Jak dodał na koniec powracając do mnie z wyższego poziomu abstrakcji ,ogólną żądzę zniszczenia wywołał w nim widok jakiejś graczki ubranej w fikuśną , krótką kurteczkę i wyposarzoną w dwa kitki z różowymi gumkami.
W tramwaju gadałem z Świetlik o Venomie, który podobno kręci coś z Zanussim. Poza tym gapiłem się w jej niesamowite, przejrzyste oczy. Gdy padło na nie z boku światło słońca to miałem wrażenie , że patrzę w wodę i czekałem tylko , aż pojawią się te małe , złote rybki.
Do kin wchodzi niedługo 3 część Star Wars a do księgarni druga książka Masłowskiej. W stoczni składają jakiś okręt wojenny a tereny przemysłowe Miasta umierają powoli, robiąc po obu stronach rzeki miejsce na nowe centrum. Jest pusto , na wszystko opada łagodny blask. Świat jest pusty i cichy jak po atomowej wojnie.
Nadchodzi w końcu godzina 3 i dzień osiąga swoje apogeum , by powoli zacząć opadać w kierunku herbaty. Herbaciarz klnie , bo chce latem zrobić piwny ogródek a żaden browar nie ma już sprzętu. Sam będzie musiał kupić stoliki , kij i parasole. Pyta mnie o kolejny wieczorek poetycki. Mruczę coś niezobowiązująco i wciskam w paszczę ciastko . Nie chce mi się jeszcze o tym myśleć.
Pojawiają się znajomi, wkurwia mnie gust Awari, ale kłócić sie też nie mam siły. Gdzieś w połowie drogi z Centrum do Wrzeszcza zaczynamy wymyślać sposoby zabezpieczeń roweru. Ja wymyśliłem minę naciskową w siodełku, reagującą na ciężar inny niż właściciela i eksplodującą do góry trzema tuzinami gwożdzi. Przebił mnie Phantom prostotą swego pomysłu. Siodełko jest ruchome , by można je regulować. Wystarczy więc zamontować w ramie 20 centymetrowy szpikulec, a zostawiając rower poluzować śrubę trzymającą siodełko. Delikwent wskakuje , siodełko się chowa, a dalej to juz historia o bólu i uszczęśliwionch proktologach.
W nocy napadły mnie moje własne zęby. Spędziłem więc kilka upojnych godzin w towarzystwie MTV, szałwi i bujających przyległościami pań z RTL zwei.
Teraz siedzę zjebany ostatecznie przed ekranem, popijam miętę na pusty żołądek i zastanawiam się intensywnie co zrobić z resztą tak wspaniale zaczętego dnia.
Podobno jest gdzieś w sieci strona z której można wysłać sygnał własnej komórki w kosmos...

sobota, 23 kwietnia 2005

-Wiking? -Nie żonaty...


Gdyby bóg chciał nas wykończyć, zrobiłby to.
Ma idealną pozycję strzelecką.

Właśnie myłem łazienkę. Nalałem w wielkie ucho nowego Wc żelu i z fascynacją obserwowałem jak wrzucona tam po myciu luster sterta bibuł, znika momentalnie z cichym psyknięciem. Nie wiem co oni dodają do tych żelów, ale myślę że przed użyciem spłukam kibelek kilka razy, a może nawet przepłuczę prysznicem. Zapewne też puszczę kogoś przodem i posłucham czy nie słychać jęków, ewentualnie cichego psyknięcia...
...Bo to wiecie, tak jak  z tym Arielem, co to po nim wszelkie ślady po jajkach znikają...
   Poza tym obserwowałem ostatnio, dłuższą chwilę , topole za płotem , które tymczasem zmieniły się hipermarket budowlany. Te topole sadziłem z moim ojcem , gdy mierzyłem jakiś metr 10, a teraz bydlaki mają po 11 metrów . W skutek wojny mojej babki z administracją osiedla, zalega pod nimi warstwa organicznych szczątków. Te odpadki okazały się najwyraźniej idealnym materiałem budowlanym, bo zlatują się po niego ptaki z całej okolicy. Ruch jest niesamowity: Kroczące z namysłem kawki , przepychające się i wyrywające gałązki z dzioba sąsiadom, przyglądające się z namysłem gołębie i panoszące się wrony. Miejscami ściółka wybrana jest już do gołego asfaltu, a w górze kołują kolejni klienci.
    Na krokwi nade mną przysiadła zaprzyjaźniona kuna i mrużąc oczy w słońcu obserwowała ptaki z pobłażliwym uśmiechem: Pracujcie, pracujcie, budujcie gniazdka. Ja wpadnę do was z kurtuazyjną wizytą gdy zniesiecie jajka...Popatrzyliśmy na siebie. Ziewnęła rozdzierająco , zupełnie jakby wzruszała ramionami.
   Pogoda jest dość przyjemna , choć dalej wieje lodowaty wiatr. Pazurkowata skopiowała mi archiwum , bo rywalizacja w konkursie nabiera rumieńców i konkurenci zaczynają sobie nawzajem kasować blogi. Kot Zwierzów znowu porzeźbił mi ręce i teraz wyglądam jakbym zalecał się do snopowiązałki. Poza tym otrzymałem właśnie sms’a od Lenn , z pytaniem : Czy wolę zupę cebulową czy wiosenną z zielonym groszkiem? Dziwny jest świat w swych przejawach.

Zgasili znak Batmana,
gdy słońce zaszło nad Gotham.
Nad spokojnym Gotham.
Na ulicach ludzie śmiali się
grała muzyka, toczyło się życie.
A ze starej katedry patrzyły
w milczeniu na miasto gargulce.
Dawno temu wierzono,
że gargulce chronią miasto przed złem.
Jeden z gargulców poruszył się
Ja jestem Batmanem.

(Craig Shaw Gardner - „Batman”)
Po angielsku brzmi lepiej

*

czwartek, 21 kwietnia 2005

Ich habe papa


Nasi jak zwykle inteligentni przodkowie, gdy zetknęli się z ludami germańskimi, uznali że nowi sąsiedzi mają szalone problemy z wymową, lub co tu ukrywać , wogóle po ludzku nie mówią . Odziedziczyliśmy nawet po nich fachowe słowo określające takiego delikwenta, a mianowicie - Niemiec. Teraz Niemiec jest papieżem.
Gdzieś w podziemiach Lichenia zawyły alarmy. Poświata ekranów taktycznych blado rozświetlała łysiny Wszechpolaków a ich mdłe, nazistowskie oczka w skupieniu wpatrywały się w strumienie danych, płynące nieprzerwanie z dalekiego Watykanu. "On nie może być czarny...", wycedził przez zęby stojący nieco z tyłu,sam pan przewodniczący, jego ekscelencja Roman I.Jego ręka drżała wyciągnięta nad wyzwalaczem. Dwa kilometry dalej , w przytulnym silosie grzały silniki trzy pociski transkontynentalne klasy "Archanioł Gabriel", gotowe do starcia Stolicy Apostolskiej z powierzchni ziemi. "O nie!" rozległo się wokół , gdy na ekranach ukazała się ta ostateczna wiadomość. Przewodniczący zazgrzytał zębami, a jego dłoń opadła bezwolnie." To nie może być prawda". "Po chwili przez opary szoku przedarła się myśl "Jak zniesie to Ojciec Dyrektor???" Ziemia zaczęła drżeć...
Siedzę właśnie w błogim nastroju z szerokim uśmiechem wykrzywiającym straszną paszczę i wyobrażam sobie tłumy obrońców Niepokalanej klęczących karnie przed nowym Ojcem Świętym i całujących go w niemiecką dłoń. Oczyma wyobrażni widzę jak nagła cholera rzuca ojcem Rydzykiem po pokoju niczym szmacianą lalką : nie dość że z Uni, nie dość że Niemiec to jeszcze był w Hitler Jugend.Bóg ma naprawdę wyjebiste poczucie humoru, a pełni pychy i aroganccy polscy radytkałowie swoją , prawdziwie chrześcijańską lekcję pokory. Właśnie dlatego cenię chrześcijaństwo, wiara żąda od nas przekraczania granic i samych siebie.
A poza tym jest zajebiście. Nadgoniłem trochę kłopoty, doczołgałem się finansowo do punktu zero i przez krótki moment mogę się cieszyć świadomością , że nic nikomu nie jestem winiem. Wczoraj był wieczorek poetycki w herbaciarni, który, zakończył się ogólną radosną głupawką i pytaniami w stylu: co właściwie było w tej herbacie .
Teraz jast dziś. Oglądałem wschód słońca idąc przez marznące powietrze. Wczoraj padał śnieg na przemian ze styropianem.Tak , naprawdę mieszkam w mieście w którym z nieba pada styropian.
Zawsze gdy ląduję o świcie u Zwierzów, zanim ruszą do pracy patrzę przez moment na kreskówki. Te cholerstwa są makabryczne, przecież od tego można dostać jakiś lęków i budzić się w nocy z ostatnim, odcinkiem Toonami przed oczyma. Dziś po takiej sesji mówię do Tau: "Reksio 2005". Kamera pokazuje psią budę. Buda nagle eksploduje i z obłoku kurzu wynurza się cybernetyczny Reksio. Potężny metalowy korpus śle refleksy światła, z potrójnego rzędu tytanowych kłów kapie jad wypalając syczące dziury w podłożu,a dwa Wulkany z obrotowymi lufami samoczynnie ustawiają się na cel. Reksio rozgląda się przez chwilę z namysłem, po czym udaje się w kierunku kurnika...
To zadziwiające , że amerykanie kręcą coś takiego dla dzieci, a potem się dziwią masakrom w szkołach. Człowiek z reguły nie robi czegoś do chwili gdy zorientuje się że może.

wtorek, 19 kwietnia 2005

Ogłoszenia drobne


Opowieść o dniu dzisiejszym jest w kolorze nasyconej żółci, pachnącego cynobru, ugru czerwonego, szarości prawie niebieskiej wiatrem gładzonej i błękitu zamykającego wszystko od góry. Niebo opierało się na niedzielnej ciszy i szczytach kamienic, a Sławek stał w wiecznej strefie cienia na Mariackiej , sprzedawał drzewka szczęścia i znów prosił bym napisał, że ma kundelkowate szczeniaki do rozdania. Gdziekolwiek na terenie województwa , sam dowiezie. Ja odparłem , że nie wiem czy dopasuję to do klimatu kolejnej notki , nadal nie wiem. Resztę pozostawiliśmy losowi. Acha , z waszej perspektywy dziś było przedwczoraj.
Jutro, naprawdę jutro o 18 w Herbaciarni wiersze rozczytają Lennonka i Boros. Wyjebisty zestaw duchowej piromanii pośród zapachu herbaty. Jeśli ktoś chce trafić, niech odnajdzie kościół Św. Mikołaja , stanie plecami do głównego wejścia i patrząc ponad schodkami i wzdłuż ścian kamienic , zobaczy herbaciany szyld. Jeśli ktoś ma ochotę postawić mi cynamonowe ciasteczka , to będę tam siedział nad parującą filiżanką „Róży Królowej Zofii”.
Wiecie, czasem mam wrażenie , że człowiek gra we własnym życiu niewielki epizod. Różnorodność i skala scenografii, głębia bądź płycizny kreacji rozlicznych aktorów , stanowią widowisko tyleż fascynujące co przytłaczające. Aż chciałoby się na moment zatrzymać i zapatrzeć na śmierć. Ale sufler w głębi czaszki szeleści przekładaną kartką i mówi: A teraz napiszesz o ...
...Void mści się na mnie jak rozgniewane dziecko . Gniecie i drze starą zabawkę. Nie ma niczego okrutniejszego od dziecka i nic bardziej trywialnego niż ból zabawki. Dzieci lubią niszczyć rzeczy i dręczyć zwierzęta, bo o tyle je przewyższają, że mogą je sprowadzać do poziomu cierpiących przedmiotów.
Awari cieszy się z książki i mówi do mnie z komórki w tramwaju. Lenn zaciążyła i lekarz zabronił jej się przeciągać . Zwierz wycofał się spod ośnieżonych szczytów naszej kampanii RPG. Pisze pracę doktorską z fizyki i łyka tabletki. Jadący ze mną Kłoso wątpi w sens a Dan znowu chce pożyczać. Moja matka od harleqinów woła mnie właśnie po raz piętnasty... wszyscy mnie kochają.
Chodzę z Pazurkowatą coraz głębiej w las. Dużo rozmawiamy i całujemy się na rozstajach dróg , pośród tańczących słonecznych plam i chrząkających znacząco rowerzystów. Czas płynie a opowieść ciągle trwa. Ostatnio boli bardziej niż zwykle , ale nie zostawia blizn. Zimny wiatr wieje z zachodu a niebo jest bezchmurne i tak bezlitośnie błękitne.

niedziela, 17 kwietnia 2005

Uporczywość wiatru


Jestem uprzejmy i pewny siebie
Jestem powściągliwy i nie obgaduję ludzi
Mówię wyraźnie, nie chce mi się jeść
Lubią mnie pieniądze
Szybko się uczę niczego nie odkładam
Jestem interesujący i nie myślę o sobie
Mam coraz lepszą pamięć
Jestem konsekwentny
Lubię występy publiczne , strach ładuje mnie energią
Wszystko przychodzi mi łatwo
Jestem elegancki i opanowany
Jestem drapieżnikiem wśród ludzi

Nic mnie nie powstrzyma! Nic!!!

Tak wygląda moja codzienna afirmacja. Lista osiągalnych celów, kształt jaki chcę nadać swojej duszy i myśli. Afirmacja i modlitwa to rzeczy nabyte. Obce formy , które narzucam sobie , dyscyplinując mój rozrzucony na wszystkie strony umysł. Z tej listy spokojnie można odczytać listę moich wad. Jestem ich jednak świadomy, jestem świadomy siebie, walczę, pracuję nad sobą i niczego nie zakładam.
Spadł deszcz. Przez słuchawki płynie Depeche Mode, po czaszce odbija się jeszcze echo Apocaliptica & Sandra Nasic. Powietrze jest chłodne i pachnie świeżością . Pół soboty sprzątania za mną , zmyłem pot i stoję teraz na balkonie w samych spodniach, otulony chłodnym powiewem mam gęsią skórkę. Patrzę na krople wysychające na mojej skórze. Myślę o trawie , którą wczoraj wysiałem wokół domu. Ten deszcz przyszedł jak zbawienia, szeleszczące błogosławieństwo . Da moc nasionom , które wbił w grunt uprzedzając głodne ptaki.
W okolicach Stegny policja dorwała podpalacza, który konsekwentnie , co tydzień , puszczał z dymem jakiś domek letniskowy czy inny pilśniowy wykwit. Na pytanie „dlaczego”, stwierdził że ze względów estetycznych. Niszczył to co było brzydkie, banalne i nie pasujące do okoliczności przyrody. Nie uwierzyli mu. A przecież nie ma lepszego powodu. Zmiana to wieczne niszczenie i tworzenie, rozwój to zastępowanie gorszego lepszym. Ja sam przecież wielokrotnie myślałem o wysadzeniu w powietrze krzyża na Górze Gradowej, zaminowaniu bloków wzdłuż Motławy , na Łąkowej czy Biskupiej Górce, bo oszpecają moje miasto. To tylko usunięcie błędów, które przy życiu podtrzymuje inercja i ekonomia. Nigdy nie zauważyliście , że najwięcej grafitti jest na brzydkich domach? Ludzie podświadomie nienawidzą brzydoty, próbują naruszyć ją w jakiś sposób. Istnieje w nas potrzeba ochrony tego co ładne. To dobra idea aby się jej poświęcić, jak ten „Architekt” w starym komiksie Marvela, który wyburzał nowoczesną zabudowę Gotham , by przywrócić miastu duszę. To wiara tworzy rzeczywistość. Można zmienić wszystko jeśli uwierzy się w to wystarczająco mocno.

czwartek, 14 kwietnia 2005

Pooddychać niebem


Po mieście łażą ludzie z niewidzialnymi psami. Mają takie sztywne smycze z obrożą na końcu. Wszelkie pytania kwitują uśmiechem i słowami: a co? Nie widać?
Znowu nie spałem. Świt zaskoczył mnie nagle oczywistością słonecznego blasku i bólem głowy. Zaraz potem słońce połknęły chmury, a ja zostałem sam w kuchni oparty p kuchenkę i bojąc się wypić kawę. Mój żołądek zaś mróczał sobie cicho a zachęcająco, "No spróbój tylko. Takiej eksplozji jeszcze nie widziałeś".
Ostatnio przeczytałem hurtem 30 "Wysokich obcasów" pod rząd, i dziś przez cały dzień na zmęczenie nakładało mi się schizofremiczne przekonanie, że otacza mnie międzynarodowy, feministyczny spisek. Tak to jest jak się naczyta pani Dunin, potem człowiek myśli: Dlaczego one są wszędzie i tak dziwnioe patrzą...
Lubię "Wysokie obcasy" i "Przekrój". Szybka publicystyka , lekki taniec tuż ponad śliską powierzchnią bruku i zdjącia. Nie znam polskiej gazety w której dawaliby ciekawsze zdjęcia.
Niedługo po południu objawiłem się w Realu, by uszczuplić zapas herbaty uciskanej przez system Awari. Miałem okazję zaobserwować zabawy tubylców mające bezpośredni związek z rażącym prądem długopisem. Na szczęście zarówno ja,jak i Awari, wykazaliśmy się paranaoją prawdziwych graczy RPG i ustojstwa palcem nie tkneliśmy. Za to gnani ciekawością poszliśmy popatrzeć prąd wali laskę z działu kosmetycznego.
W domu Awari kot spowijał mnie tradycyjnie po czym zwinął się w kulkę. A jego właścicielka obrzarła się czymś co w dużej mierze składało się z czosnku.Jej oddech marszczył dywan , jak łan zboża i zwijał fieranki niczym zeschłe liście. Podołowałem się chwilę moim wynikiem w konkursie na najlepszy blog . po czym ruszyliśmy ku centrum.
Mijając w pędzie Wielki Młyn pozdrowiliśmy polującą Gaję. Facet wyglądał już cokolwiek maślano i był najwyrażniej zupełnie nieświadom niebezpieczeństwa. Gaja dysponuje jednym z najwspanialszych kobiecych ciał po tej stronie wyobrażni, a poza tym lubi manipulować ludżmi i wierzy w ekologię. Wierzy jakby zupełnie nie zdawała sobie sprawy , że Matka Natura to gigantyczne bydle , które wolno reaguje na bodźce. Pewnego dia sama poczuje że coś łazi jej po grzbiecie...i podrapie się...
W herbaciarni Void epatowała skórzaną spódniczką i uszpilkowanymi nogami , sięgającymi od ziemi do samego raju. Avatar mruczała znacząco i eksterminowała cukier z kolejnych cukieniczek a Tau pokazała exlibris z zębami. Na koniec przyszedł Sławek i opowiedział jak to jego psica obrodziła szczeniaczkami: ...wiesz jaki dżwięk wydaje z siebie 11 szczeniąt pośród nocnej ciszy? Wystarczy powiedzieć , że rozwiązałem problem dopiero nad ranem , za pomocą stopterów z chleba... Wychodząc stwierdził: Siedzę tu z wami , wszyscy ponurzy,a japończycy przejmują kontrolę nad moim mózgiem...Popatrzyłem na niego z lekkim wytrzeszczem, wciąż jeszcze zastanawiając się czy nie zaksztusić się herbatą , a on dodał: wkrótce zacznie się nowy dzień , muszę wrócić do domu i założyć chełm...Tiiaaa
Wracając patrzyłem z tramwaju przez mrok na pomnik 3krzyży przy stoczni. Z samego założenia krzyże wyglądają jakby przebiły się na zewnątrz z głębi ziemi i wystrzeliły w niebo. Teraz papieskie świece płoną pośród spękanych, wypiętrzonych płyt u ich podnórza i wyglądają jak lawa wylewająca się na plac.

wtorek, 12 kwietnia 2005

Widzisz to na co patrzysz


Słoneczne plamy płyną po leśnym poszyciu, raz w jedną raz drugą stronę. Wiatr z ciepłego staje się zimny , lasy Niedżwiednika szumią i skrzypią, niosą nas przez czas, niczym okręt o tysiącu iglastych masztów.
Las pokrywa morenowe wzgórza pocięte ścieżkami i wpół zasypanymi okopami. Miasto wgryza się w doliny, schodząc z góry można zajrzeć w najwyższe okno bloku. Tu na 40 metrach w poziomie możesz pokonać 80 w dół lub w górę. Ścieżką szła kobieta z psem a my obserwowaliśmy pasącą się nieopodal sarnę. Jeżeli jest gdzieś kraina czarów to zaczyna się właśnie tutaj.
Pazurkowata dobiera mi się do szyi, ja badam jej brzuch i przyległości, ujmuję w ciepłe dłonie przemarznięte nereczki. Kobiety zawsze mają zimne palce i nie wahają się ich użyć. Zasiedliliśmy powalony pień i ogólnie zajęci sobą wydawaliśmy z siebie różne niesamowite dźwięki strasząc spacerujące z wózkami matki.
Ostatnio jestem ciągle zmęczony. Kryzys finansowy, który wygenerował mi zimą Phantom nie chce się skończyć. To jak jakaś klątwa , teoretycznie wszystko działa, silnik wyje na wysokich obrotach i żre paliwo, ale nic nie idzie w koła i ciągle stoję w miejscu. Do tego wyczerpuje mnie okrutnie lawirowanie pomiędzy znajomymi. Wszyscy mają coś do wszystkich, i plotą swoje sieci zdrady i lojalności, a ja chcąc być w porządku wobec wszystkich muszę uchylać się ciągle przed ich lepkimi nićmi.
W nocy przeczytałem kolejnego Dicka , tym razem stworzył spójny system teologiczny oparty o istniejące religie, w którym istnienie Boga nie jest założeniem , ale faktem...Bóg nie jest niczym nadnaturalnym . Stanowi pierwszy i zarazem najbardziej naturalny sposób zaistnienia czegokolwiek...I w ten właśnie sposób znowu docieram do Boga. Ostatnio jest wszędzie . Gdziekolwiek zaniosą mnie ścieżki on już tam jest. Siedzi na przydrożnym kamieniu i uśmiecha się znacząco. Zawsze się tak uśmiecha gdy coś knuje. Jak to kiedyś napisał Lec: Nie pytaj Boga o drogę do nieba, wskaże ci najtrudniejszą.
Media skrzeczą , że kibole nie uszanowali „pojednania”. Sam nie wiem co było głupsze: ta tragikomedia z małpoludami , którzy spoglądali sobie w te rozrzewnione , kaprawe ślepia i wiązali szaliki, czy wiara mediów w realność jakichkolwiek ich deklaracji. Nie można oczekiwać dotrzymywania zobowiązań od pierwotniaków , dysponujących zaledwie jedną komórką , i to do tego Nokii a nie mózgową. Zwierzęta nie znają honoru a każdy wart jest tyle ile warte jest jego słowo.

Wiersz o skurwielu

Skurwiel nie wyróżnia się niczym
jest zwykłym człowiekiem
(tak przynajmniej twierdzi)
w sobotnie wieczory obala z kolegami żyto lub bełty
potem razem wychodzą na ulicę
szukają spóźnionych przechodniów
fajnie jest zajebać komuś bez powodu
najbardziej jednak skurwiel lubi imprezy z niezłymi dupami
pierdoli szybko z wprawą
najlepiej bez prezerwatywy
później po niedzielnej mszy opowiada
jak doprowadził dziewczynę do orgazmu na parapecie
z odpowiednią częstotliwością rzuca kurwami
podkreśla to prawdziwość wypowiedzi
skurwiel nie rozmawia z tymi
którzy zbyt dużo myślą
no bo o czym rozmawiać z pojebanymi
skurwiel zna się na życiu
i jest z tego dumny

(Wojciech Boros)

niedziela, 10 kwietnia 2005

O mather father!


Miało być krótko. Nie dało rady. Ostatnio pełen jestem myśli, płyną przeze mnie, łączą się splatają w łańcuchy, tworzą jakieś nowe kody. Usiadłem dziś o 3 nad ranem z twardym postanowieniem, że będzie krótko i zabawnie, wszak żyjemy w czasach obrazków. Nie wyszło, przepraszam.
Człowiek jest jedną z form z pomocą których organizuje się wszechświat. Chaos wywołuje w nas potrzebę porządku, narzucenie porządku wywołuje eskalację chaosu. Tak doskonali w swojej niedoskonałości , tańczymy na ostrzu noża pośród bezbrzeżnej pustki. Kruche formy białkowe, wędrujące plamy mięsa, krótkie , elektryczne spięcia, które są w wstanie gasić słońca i tworzyć nowe z niczego.
Większość ludzi nie rozumie tego czym jest . Wszystko jest dla nich zwykłe, żyją z przyzwyczajenia. Po krótkim okresie rozwoju odrzucają naukę i zaczynają żyć automatycznie. Naprawdę ludźmi są tylko momentami .
Żaden człowiek nie uświadomi sobie jak użyteczne są ludzkie dłonie, dopóki nie zobaczy konia usiłującego podnieść coś kopytami. Jakże skomplikowanego procesu ewolucyjnego wymagało stworzenie umysłu , który potrafi wyobrazić sobie liczbę Pi, albo wzór na pole trójkąta.
...kula z suchym trzaskiem przebiła skórę i kości. Rozerwała mózg i wyszła z drugiej strony. Nadal stoję. Niedoszły zabójca z przerażeniem obserwuje jak tkanki regenerują się. Twarz omiata mu powiew wiatru , gdy atomy pędzą w niepojętym nakazie odbudowy zatraconego wzorca. Wkrótce w cieniu zaułka stoję już kompletny, a w oczach tańczy mi migotliwa, błękitna
błękitna poświata. Zabójca cofa się widząc jak wydłużające się zęby rozrywają mi policzki a szczęka wysuwa się do przodu tworząc potworne ociekające śliną paszczęki.Skóra na palcach pęka i obłazi do tyłu ujawniając metalicznie błyszczące szpony. Daję krok do przodu, nadchodzi czas konsumpcji...
...budzisz się w ciemnościach nocy i czujesz , że pod twoją kołderką w misie coś biega ci po brzuchu, udach , piersiach. Przerażenie odbiera ci dech. Unosisz kant kołderki i patrzysz w mrok. Z ciemności spogląda na ciebie mnóstwo małych , wygłodniałych oczek. „Kto tam?” pytasz i słyszysz chórek cienkich , zgrzytliwych głosików , który odpowiada:To my, wyrzuty sumienia.
Dokładny opis czegokolwiek jest dokładnie tym czymś. To dlatego Bóg nie interweniuje. Każda interwencja Boga sprawiałaby , że świat stawałby się doskonalszy. Doskonalszy w nienaturalny sposób. Aż pewnego dnia stałby się doskonały , czyli stałby się bogiem.
Nie sądzę by nasz Stwórca chciał się po prostu dublować. Stworzył wszechświat z pewnymi ogólnymi założeniami , ale dalej pozwala mu się rozwijać samodzielnie. Tak jak my , przekazujemy naszym dzieciom jakąś ogólną pulę naszych genów , ale wyrosnąć z nich może wszystko. Może ten wszechświat to dziecko Boga, zbiór komórek, płód który rozrasta się z prędkością światła w każdym możliwym kierunku. Z każdym rokiem, minutą , sekundą coraz bardziej wszystko organizujemy, rozwijamy się , przyrastamy, aż osiągniemy tę chwilę, w której wszystko się połączy i nadejdzie czas narodzin.
Wszystko ma swój czas i miejsce. Wierzę w to , wierzę w sens. Wierzę że ludzie w gruncie rzeczy są rozsądni. Wierzę , że to wszystko dobrze się skończy.

czwartek, 7 kwietnia 2005

Prędzej czy później zrobię wszystko.


Ostatnio żyję w oparach absurdu. Wszystko się odrealniło. Śmierć papieża wprowadziła Polskę w dziwny stan umysłu. Wszystko się wyostrzyło, uwierzyliśmy w skrajności. Na uniwerku doczepili się do dziewczyn, które przyszły w różowych bluzkach. Ja wędrowałem za Lenn i Void snującymi ciążowe tematy , wędrowałem z jakimś przygodnym pijaczkiem, Który pojawił się znikąd i przypadkiem. Szliśmy ulicą i pokrzykiwaliśy, że "kochaliśmy papieża". To że pokrzykiwaliśmy to razem było to dziwnie krzepiące.
Kraj jest w stanie histerii, ale w sumie czy to żle? Coś takiego zdarza się raz na życie. Drugiego papieża już mieć nie będziemy. Jeśli wybiorą murzyna to Polacy następnym razem nawet flag papieskich nie wywieszą. Już nawet nie wspominając , że jeśli wybiorą to spełni się Nostradamus i Sybilla i po 27 letniej wojnie nie będzie więcej papiestwa, za to Polska będzie od morza do morza. Osobiście mam nadzieję , że będzie to morze Atlantyckie do Spokojnego , a nie morze pyłu do morza popiołu.
Nieważne że media urządziły sobie szopkę, a wszystko jest przesadzone i pachnie odpustem, ważne jest , że po raz pierwszy od wielu lat jesteśmy razem. Myślimy podobnie, podobnie czujemy. Czujemy że jesteśmy razem.
Wszyscy wyrażają wielkie zdziwienia, że tak mocno zadziałało to na młodych ludzi. A przecież my jesteśmy złaknieni dziejowych zdarzeń. Chcemy mieć wreszcie własną historię. Jak to napisała kiedyś Masłowska,w słynnym artykule o pokoleniu "nic" : chcemy nowej wojny. Czegoś co wygoni nas z domów i zjednoczy na ulicach. Chcemy własnej walki, czegoś co zmusi nas do wspólnego krzyku, albo do wspólnego milczenia.
Wokół wszystko faluje. Przeczytałem "Buszującego w zbożu", spłynął po mnie bez śladu. Może zbyt długo na niego czekałem. Przeczytałem "Wracać wciąż do domu" LeGuin, zaskoczyła mnie pisząc po indiańsku. Koło strzelnicy Ktoś robił płukanki. Już tłumaczę: bierze się pompę z wężem , zbiornik wody i wymywa pod ciśnieniem dziurę w piaszczystym gruncie. Piasek rozlewa się na powierzchni. To prosta, szybka i mordercza dla środowiska metoda wydobywania bursztynu. Las jest podziurawiony jak rzeszoto, a wyschnięty , drobny piach tworzy twardą jak cement warstwę. Znalazłem w nim muszle, zupełnie zwyczajne, tyle że 2 kilometry od brzegu. Sądząc po czasie z jakim Twierdza Wisłoujście przesuwa się w głąb lądu, ślimaki, które zostawiły te muszle umarły jeszcze przed założeniem państwa polskiego.
A tak poza tym ginekolog powiedział Aube , że powinna sobie znależć drugiego kochanka, ja pokaleczyłem się przylepką od chleba, a Pazurkowata odkryła nowy sport , polegający na całowaniu mnie w szyję , na co ja oczywiście mruczę. Byliśmy wczoraj na czuwaniu w tym samym kościele , w którym chrzczono Grassa i Marzana i w którym mały Oskar nałożył żeźbionemu Jezusowi na szyję blaszany bębenek. Było naprawdę fajnie. Mnustwo ludzi, nagrany głos Jana Pawła, śpiew i wstrząsające podłogą dudnienie pociągów , tuż za drzwiami. Gdy wracaliśmy przez rozświetlony Wrzeszcz z płotu zeskoczył jakiś typ i nas uściskał.

Wychodzę z tramwaju. Przenikam przez żółte kręgi światła ulicznych latarni. Słyszę człapanie, patrzę kątem , a tu obok idzie Troll. Nagle mówi.
-Piłeś...
Ja- Nie
-Na pewno piłeś
-Byłem z kobietą w kościele
-I co robiliście?
-Ja ją obejmowałem a ona śpiewała
-Rozumiem, taki fetysz...

Noc pochłania wszystkie głosy.

wtorek, 5 kwietnia 2005

Życie to sen


To nie miało być tak. Nie miałem pisać o papieżu, nie tego chciałem . Wszyscy piszą o papieżu , papieża emituje każda stacja tv i każdy kanał radiowy odtwarza jego głos. W ten sposób można wiele zniszczyć. Już się słyszy o kulcie jednostki i ściganiu nieprawomyślnych , którzy nie żałują „tak jak my” i nie naklejają papieża w oknie.
Nie miałem o tym pisać, czuję do tego głęboką niechęć, czuję też jednak że w pewien sposób jest to mój obowiązek, bo jeśli już zdecydowałem się na pisanie o sobie, jeśli już zdecydowałem się utrwalać na piśmie moje życie , myśli i uczucia , to wręcz zdradą wobec samego siebie jak i was byłoby pominięcie tak ważnego w tym życiu momentu. Nie będzie to jednak ładna, zredagowana notka. Dziś dostaniecie surowy ciąg myśli, a jeśli się wam nie spodoba to kij wam w oko.
Według religii świat to matrix. Sztuczny twór, stworzony po to by ludzie mogli się w nim rodzić i przepoczwarzać. Gdy są gotowi, gdy się spełniają , ruszają dalej. Jak to powiedział któryś z biskupów, z tymczasowości w wieczność. Czym więcej przeżyjemy , zobaczymy i odczujemy , tym stajemy się doskonalsi i lepiej przygotowani do prawdziwego życia. wielu ludzi nie rozumiało czemu papież się tak męczy, czemu cierpi, czemu nie ustępuje, by umrzeć gdzieś w spokoju. Odpowiedź jest prosta: bo chciał. Gdyby zrezygnował zaprzeczyłby sobie, całemu swemu życiu i wszystkiemu w co wierzył, a przecież każdy z nas ma coś za co gotów byłby umrzeć. Dzięki wierze Jan Paweł II wiedział , że to nie jest żaden koniec, to dopiero wstęp.
Jakieś 2 lata temu zszokowałem sam siebie uświadamiając sobie jak integralną częścią naszej rzeczywistości jest papież Polak. Dla mnie on istniał zawsze. Dla mnie nigdy nie było świata bez niego. To że papież jest Polakiem brało się za pewnik , a przecież to absolutny ewenement i historyczny wyjątek, tak jak i to że papież pokazywał się w telewizji, czy że podróżował po świecie. Myślę że to nie tylko ja , można tu już chyba mówić o całych pokoleniach...
Ostatnio umarło wielu ludzi, bohaterów pewnej epoki: Herbert, Ciechowski, Niemen, Miłosz, Kuroń, Beksiński i wielu innych. Świat staje się inny na naszych oczach. Nadchodzi zmiana czasu.
Żal po czyjejś śmierci jest egoistyczny. Ja cieszę się że papież umarł. Cieszę się, że naprawdę przeżył swoje życie, że zmienił świat i przeszedł wszystkie próby. Cieszę się że umarł godnie, a jego śmierć była przykładem równie wielkim jak jego życie. Cieszę się ze wszystkiego co swoim życiem i śmiercią udowodnił.
W całym mieście rozdzwoniły się dzwony , obcy ludzie obejmowali się i płakali wspólnie na placach i ulicach, w oknach zapłonęły świece... Zawsze powtarzałem , że Bóg ma specyficzne poczucie humoru i niesamowite poczucie czasu. Tego Prima Aprilis raczej długo nie zapomnimy .