sobota, 31 lipca 2004

Zjazd na dętce od walca


Na trójmiejskim hyde parku rozpanoszył się pewien nawiedzony prawico-pierwotniak, znany szerzej jako Klaudii. Nie dość, że jest imbecylem o polocie ptaka kiwi i subtelności petardy w fabryce kapiszonów to stosuje pierwszą broń wszystkich nieudaczników - nieuzasadnioną przemoc. Uwielbiam takich ludzi, są idealnym celem . Gdy dzień jest brzydki a humor podły wystarczy chwycić skalpel ironii i porozpruwać ich bezbronne blade, brzuszki. Ludzie tacy są wystarczająco głupi i podli by można to było zrobić bez wyrzutów sumienia, za to z czystą satysfakcją czynienia dobra.

"-gdzież można znaleźć takich mężczyzn?
-lubią wilgoć"

Napisałem więc: że jest parchawym amatorem kurzych zadów i chętnie powiedziałbym mu gdzie może mnie pocałować, ale nie powiem bo z pewnością by to zrobił.
Teraz czekam na efekt. Z pewnością nie potrwa to długo i wkrótce zadymka śliny uderzy z impetem w drugą stronę ekranu.
Jest takie stare sycylijskie przysłowie "po co się kłócić z drugim człowiekiem skoro można go zabić".
Dzisiaj sobota, a sobota jest moim domowym dniem, czyli robię wszystko to czego nie zrobili przez cały tydzień pozostali domownicy. Sprzątam u nas ,u babki i kwatery lokatorskie .odkurzam, czyszczę, zmywam kible, latam po sklepach i robię jeszcze milion innych irytujących drobiażdżków, a potem...
...potem wędruję na sesję i staję się kimś innym. Kimś kto nie sprząta, śmieci sypie na podłogę, patroszy każdego kto wspomni o płynie do naczyń i nie myje kurwa żadnych kuchenek.

zakończmy optymistycznie Lennonką.

"Haiku o plemniku"

Mały dzielny samuraj
z warkoczykiem
Ginie w słusznej sprawie

piątek, 30 lipca 2004

Gdyby to miało być proste los nie wybrałby mnie...


Książka się skończyła , ale ja wciąż tkwię w samym środku "Wojny polsko-ruskiej". Jak to jest umrzeć? tak jak urodzić tylko wspak. Masłowska jest pierwszą osobą , która jawnie i z premedytacją zabiła swojego bohatera. Żadnych ceregieli, żadnych aluzji, wszystko na naszych oczach, i zadziwiające Margarynka nagle nadała jakiś sens bezsensownemu życiu Silnego. Przestał być gównem, stał się postacią.
Ciężko było. Czytałem tę książkę z niechęcią , czytałem tę książkę z nienawiścią. A i dzień był ogólnie zjebany. Nie mogłem się nigdzie znaleźć, nic zrobić , na niczym się skoncentrować. Zacząłem więc chodzić. Gnałem przez upał żeby się zmęczyć, żeby nie myśleć. Czyściłem sobie mózg na siłę. krzyczałem pod łukowatym sklepieniem własnej czaszki: Idź! kurwa idź! Nie myśl! Nie zatrzymuj się! Patrz i chłoń.
Było prawie jak 5 lat temu po Goszkiej. Tę myśl też wyplułem i zadeptałem.
Wypełniała mnie po brzegi kipiąca żądza zniszczenia, byłem jak ten kot Masłowskiej, słodka przytulanka rzygająca nagle półżywą myszą i robactwem. Kot, który biega jak mały puchaty konik i potrafi docenić ożywczą siłę zniszczeń.
Chciałem pożreć świat, zniszczyć coś pięknego. Jak Tyler Dyrden. Chciałem nasrać na Mona Lizę i połamać Memlinga na kolanie. Odczułem gorące i namiętne pragnienie by wypruć światu bebechy i cisnąć je w zdumione oblicza gwiazd...
...a tymczasem napadła nas piękna pogoda, niebo zalała błękitna emalia z śnieżnymi mazami obłoków. Staruszkowie grzali kości na ławeczkach pod św. Mikołajem, matki wyprowadzały dzieci, wokół podnosił się z niczego dominikański jarmark. Pieprzone gołębie uśmiechały się do zawieszonych w fleszach niemieckich wycieczek, a podniebne babcie w oknach strategicznych, przerzucały się plotami ponad brukiem.
Naprawdę trudno jest nienawidzić.
Szedłem przez to wszystko. Jeszcze bardziej samotny niż zwykle, przez tą całą wściekłość. Aż w końcu zawiał wiatr i obrócił mnie. Porwał pył i myśli.
Kończyłem dzień zatopiony w bursztynie herbaty.
Zabrakło cukru.

poniedziałek, 26 lipca 2004

Sygnatura napędu


Wczoraj natknąłem się na Pooh i jej wielkoluda, szli na wystawę National G do Św. Jana. Stanowią naprawdę zadziwiający widok, szczególnie że ona tuliła się do niego ...gdzieś na wysokości pasa, bo tam mu mniej więcej sięga. W sumie, jak się zastanowić to wszystko się zgadza, jest akurat na wysokości zadania.
Sławek ledwie nadąża w swej budzie z wciskaniem chłamu turystom. Nie wyobrażacie sobie co potrafi kupić Amerykanin.
W sobotę babka sama umyła dół i klatkę, "żebym nie pokazywał się wczasowiczom". Ciekawe, może bała się że na mój widok uciekną oknem. Babka i starsi przeziębieni, tylko ja umknąłem epidemii. Tak, tak przetrwam tylko ja i wirusy.
We wtorek i czwartek lakierowałem okna i wykusze w domu, i byłem na niezłym haju, szczególnie że resztką lakieru pomalowałem szafkę stojącą obok mojego łóżka. Taaaak to było bardzo mądre.
hi hi
Poza tym dokonałem niemożliwego, kupiłem buty. Miały spełniać tylko 2 warunki: mieć mój rozmiar i miały być czarne, niestety kombinacja ta występuje w naturze niezwykle rzadko. Nie wspominając już, że po buty wyprawiłem się po raz 4, bo za każdym razem przepuszczałem pieniądze.
Ostatnio na książki, trafiłem na tom "Honor Harrington", którego szukałem od miesięcy. Wyszedłem ze sklepu i poryczałem się ze szczęścia.
A poza tym Jolcia przysłała mi z Olsztyna kawałek ciasta. Kawał ciasta tylko dla mnie. Jejku ! jak mi się miło zrobiło.

Welcum tu Hel


Przerdzewiałe druty kolczaste wynurzały się tu i ówdzie z ziemi i wiły rudymi splotami po piasku. Wyglądały jak skręcone , porwane ścięgna wojny, czy inne jelita. Ostra jak sztylety trawa sterczała pomiędzy krzakulcami nadmorskiego mikołajka. Gatunek chroniony, jak bym tak wyglądał też bym chciał być chroniony.
Wszędzie pełno porwanego żelastwa i betonu, ziemia śmierdzi tu prochem.
Dziewczyny wypuściły się najostatniejszą plażą Rzeczpospolitaj, chłopaki zaś poszukiwali historycznych kawałków żelbetu i robili sobie zdjęcia z lufą działa między nogami. Kobiety uznały to za jakiś kompleks, każdy uznał że ma własne zdanie a ja uznałem że nudzą mnie spory i na dalszą eksplorację udałem się sam.
Wzdłuż brzegu płynął żaglowiec przemytników marzeń. Było parno i nagle też zadeszczyło. Półwysep kręcił się wokół latarni, którą znalazłem dopiero na pocztówce po obejściu całego wybrzeża.
W fokarium sześć oślizgłych ,morskich bydląt dopraszało się o śledzie. Słodkie, choć wszędzie wiszą tabliczki "uwaga , foki gryzą". Przy wejściu w gablocie jedna wypchana...pewnie ugryzła kogoś kogo nie powinna. Na widoku zdjęcie z sekcji, garść jelita i parę kilo miedzianych monet, którymi kochani turyści dokarmili zwierzątko.
Główna ulica miasta bardzo gwarna i wakacyjna. Od horyzontu po horyzont stoiska z bilionem ułożonych liniami, rzędami i kohortami pluszowych foczek. Foczki białe, szare , plamiaste i w wszystkich odcieniach tęczy. Foczki maleńkie, średnie i monstrualne fokulce. Foczki torebki, saszetki i wybałuszające się na koszulkach, absolutne focze epicentrum wszechświata.
Oczywiście nie byłbym sobą gdybym nie zrobił czegoś w spak, zajrzałem za półki od tyłu...płetewki, miliony płetewek.
Podczepiłem się pod brygadkę w kowbojskich kapeluszach i sącząc powoli na plaży piwo na ich koszt poczekałem aż moi mnie znajdą.
Wracałem z Awari i z Gają. Patrzyłem sennie jak za oknem miga Cisowa, miejsce na które kiedyś mówiłem "nasze", i skąd zaczynałem z setkę beznadziejnych powrotów do domu o 2 nad ranem.
Na dworcu w Gottenhaven mieliśmy okno z widokiem na Aube żegnającą kochanka, z tej okazji odstawiała taniec godowy, co przyznam było interesujące a nawet pouczające.
Popatrzcie sobie kiedyś z boku na stojącą parkę, język ciała ulega zwielokrotnieniu i rozmowa wygląda na taniec, krążą wokół siebie i wiążą w smugach rąk.
Spadł równy, ciepły deszcz, byłem zmęczony i na zatruciu lekowym po wczorajszej migrenie. Gaja pocałowała mnie na dowidzenia i dzień się skończył.

sobota, 17 lipca 2004

I see hell in your eyes


Aniołowie jeśli tylko są
Kryją się w metalowych bunkrach
Takie listy szybko rwą
Chcą mnie dziś
Chcą mnie widzieć jutro

Lady Pank

Ostatnio wpisywałem się w półmrokach opustoszałego Instytutu Mikrobiologi. Siedziałem tam z kobietą o kształtnych piersiach i pełnych wargach. Stwierdziła, że kobiety mają takie same wargi na górze i na dole, i wymasowała mi kark. Ja w zamian wysłałem siecią bombę emocjonalną by kogoś dla niej zniszczyć. W półcieniu lśniły wypolerowane blaty, zimno błyszczało szkło a w wirówkach bulgotały sobie wirusy...
How romantik

Pierwszym kawałkiem, przy którym wyskoczyłem na parkiet był "EPIC" Faith No More. Byłem ubrany na czarno, tak jak i dziś a krew krążyła i nadal krąży mi w rytm tamtego refrenu: you wanted all but you cant have it. Co nie znaczy że nie zrobię wszystkiego by to zdobyć.

Wokół mnie rozmazują się władcy pędu.
Podaj mi swój adres a najgorsze koszmary zajrzą ci oknem. Wyścig szczurów zmienia przyjaciół w znajomych. Już niedługo będziemy mówić sobie "cześć" mijając się po drodze...i nie zatrzymując się.

Ani to mądre, ani orginalne, ale boli mnie ząb. Od zęba rozbolał mnie łeb i narasta we mnie agresja. Oj jak narasta...

Przez zerwane brentowskie mosty
Mkną widmowe pociągi
Tworzymy nowe legendy
Pełne odwiecznej tęsknoty
Za światem szerszym
Od rzeczywistości

czwartek, 15 lipca 2004

Eloi, Eloi lama sabachtani


Parę dni temu pewna panna posądziła mnie o męski szowinizm i molestowanie, ponieważ puściłem ją przodem przez drzwi. Byłem wstrząśnięty, przecież zawsze popierałem równouprawnienie. Jak chcecie to noście sobie cement i wystawajcie po urzędach, ja mogę gotować.
W każdym razie młoda dama stwierdziła, że puszczam ją przodem bo chcę jej pokazać jaki to jestem męski i ustępuję, że robię jej łaskę. Że chcę jej pokazać jakie to dla mnie poświęcenie i jaka to ona słaba...
Przerwałem jej i mówię: tu chodzi o ogólne zasady postępowania ukryte niegdyś pod grzecznością, w tym wypadku o zasady ruchu. Ktoś musi przejść pierwszy, bo inaczej wszyscy wejdą równocześnie, a nie sądzę by wiotkiej, choć miękkiej miejscami, niewieście na zdrowie wyszło zderzenie z stu dziesięcioma kilogramami Kiszczaka, pełnymi kantów i twardych powierzchni.
Po prostu jesteśmy więksi i silniejsi, a poza tym bardziej ramotni, wolimy was widzieć ze względów bezpieczeństwa.

Oko strusia jest większe niż jego mózg
a człowiek jest tylko jednym ze sposobów w jaki organizuje się wszechświat. Inteligencja i myśl, logika i postrzeganie. Nadawanie nazw, czy istnieje jeszcze jakaś istota nadająca imiona?
Jesteśmy jednym ze sposobów opanowania chaosu. Nawet wiersze są sposobem opisywania nieopisanego. Ubieramy w słowa myśli i emocje.

Skąd mnie to napadło?
To przez pogodę.Za oknem przetacza się wieczna polska zima, to się pocieszam.

środa, 14 lipca 2004

Taniec trocin


***
Kierunek
Ten sam
wektor.
wektor
inny.

Uwiodłem śmierć i...
porzuciłem

(Niedziela)

Trochę przed Whitetown jest plac zabaw w kształcie żaglowca. Siedzimy tam z Lennonką gapiąc się na dzieci, jak para rozrzewnionych pedofilów, a tu jakiś nastoletni młodzieniec wirując na karuzeli zaczyna bekać głośno, a dostojnie. Zgroza zapanowała pośród rodziców wprost proporcjonalna do radości ich pociech. Co jakiś czas dorośli próbują interweniować, ale młodzieniec jest twardy i nie poddaje się łatwo.
Nagle Lenn mówi: czuję się jak Jane Goodall
Ja: kto?
-ta kobieta co żyje pośród goryli.
W końcu młody człowiek uległ przewadze liczebnej, ale było już za późno. Tu i ówdzie na placu, ozwały się pierwsze, nieśmiałe jeszcze beknięcia. Dzieciaki odpowiedziały na zew.
W domu podskórny ruch kobiet na rzecz kupna nowego psa napadł mojego ojca. Ojciec jak zwykle postanowił wszystko skomplikować i obecnie negocjuje z związkiem kynologicznym.
Najbardziej bawi mnie, że starsi zapomnieli już jak wyglądało 12 lat temu wkroczenie 2 dalmatyńczyków, w sumie trudno się dziwić, tamtych kwiatów, dywanów i mebli dawno już nie ma. A w domu walają się wszędzie mamine harlequiny i księgowość. Taaak, nadchodzi czas pożerania.

Teraz kawał, który sprzedała mi Lenn

Ksiądz nasłuchał się w szkole jak dzieciaki skracają pozdrowienia: nara! cze! Postanowił się dostosować, wchodzi do sali i mówi: PoChwa!

Lenn słyszała to na balu poetów, na którym tańczyła tango ze swoim wykładowcą i skasowała czoło Tadzia Dąbrowskiego, on jej rozkwasił nos. Wróciła rano szczęśliwa, pewnie będzie to powtarzać.

I na koniec znowu Tomasz Niedziela, wiersz pod wiele znaczącym tytułem "Umrzeć"

umrzeć

czwartek, 8 lipca 2004

Łza - jednostka żalu


W piątek, w złotych promieniach zachodzącego słońca, kopałem grób. Wszystko co było na ten temat już napisałem, nic nikomu nie mówiłem. Tragedie są osobiste. Inni ludzie nie przeżywają ich z nami, za to czują, że ze względu na znajomość czy przyjaźń powinni coś zrobić albo powiedzieć, żeby być w porządku.
Babka postarzała mi się o 10 lat, ma 70 więc sprawa jest poważna. Matka zwiększyła zwyczajową dawkę alkoholu, teraz już nie wita mnie pijackim bełkotem i przekleństwami, tylko spoczywa nieprzytomnie w różnych przypadkowych miejscach. Miałem przez to wczoraj szalone problemy z wejściem do domu. Ojciec zaś dołożył parę megaton do swojej zwykłej kurwicy. Wszyscy są hiperaktywni, Dom jest czysty jak nigdy dotąd. Każdy stara się coś robić , żeby nie myśleć. Ja znoszę to nieźle. Mam praktykę ,gdy odstawiła mnie moja Pierwsza Wielka Miłość składałem się 17 miesięcy i wypracowałem emocjonalny surwival.
Przestawiam procesy myślowe w inną rzeczywistość, w której ten jeden, sprawiający ból element nie istnieje. Na początku jednak trzeba stale się kontrolować bo zdarzają się flashbacki.
W sobotę wjechał we mnie rowerem działkowy dziadek. Podniosłem go zanim padł do końca, opierdoliłem łagodnie za jazdę po chodniku i poszedłem. Byłem tak zamyślony że cała sytuacja dotarła do mnie dopiero po jakiś 2 km i stwierdziłem że cieknę z paru miejsc. Mam teraz na łydce wydrapany finezyjny deseń opony.
W Polsce niepoważnie traktuje się śmierć zwierząt. Zdziwienie budzi żal po psie.
Bierze się to z niewiedzy. Pies to 15 tys. lat ewolucji u boku człowieka, inteligencja półrocznego dziecka .Pies uczy się i zapamiętuje. Potrafi rozpoznać mimikę i nastrój. Ostatnio Japońcy zrobili sprzęt ,który pozwala psu mówić. Zasób 250 słów ,czyli i tak więcej niż używa przeciętny polak. Pies ma nawyki i przyzwyczajenia, jest ciekawy i potrafi dokonywać odkryć. Potrafi czuć się winny i przepraszać. Mój pies potrafił się uśmiechał. Wyglądało to dość groteskowo, ale w końcu brak mu odpowiednich mięśni.
W wtorek odkryliśmy pośród morenowych wzgórz, na dawnym terenie wojskowym, dolinę z wijącą się pośród wzgórz drogą. Koło drogi co jakiś czas zwaliska ruin, niesamowity widok. Byliśmy na Shreku. W środę opijaliśmy magisterkę Aube.
Wedle religii zwierzęta nie mają duszy.
Właściwie jeśli się zastanowić, według chrześcijaństwa, wszystko: ziemia, zwierzęta, rośliny a nawet nasze ciała są wygenerowaną dekoracją dla duszy. To wszystko opakowanie, wszystko nie jest prawdziwe. To złudzenie, kto nam przed oczami, there is no spoon itd...
Może to jakiś test, szkolenie czy przygotowanie? Jakiś rodzaj niemowlęctwa duszy ludzkiej przed wiecznością.
A może żyjemy wiecznie przechodząc zżycia w życie, jak z obrazu w obraz.
A może to wszystko dywagacje zwierzęcia, które nie może pojąć ,że naprawdę przestanie istnieć?
Może to wszystko strach.
Nie wiem ,nie mam pojęcia co jest prawdą, co to jest prawda? Jestem tylko prostym kafelkarzem, który stracił psa.

sobota, 3 lipca 2004

Mój pies nie żyje


Disio Niszczyciel, Dalmatucznik, Pry-cha-czu zasnął i już się nie obudził. Nie doczekał się matki, którą zawsze witał i od której wyłudzał kanapki.
Mam nadzieję że się nie obudził, że prześlizgnął się gładko z snu w sen. Mam nadzieję, że się nie obudził i nie umierał sam.
Umarł na swoim ulubionym miejscu, na swoim ulubionym kocu. Gdy matka go dotknęła, otworzyła mu się powieka i pokazało oko, zamglone i wpatrzone gdzieś w górę. Mam nadzieję że rzeczywiście tam patrzył i naprawdę coś tam widział. Mam nadzieję że gania gdzieś po niebieskich łąkach, sra wszystkim świętym pod płotami, a pan Bóg kroi mu jego codzienne jabłuszko.
W domu zrobiło się cicho, zupełnie cicho. Żegnaj  przyjacielu, śpij dobrze.