środa, 30 czerwca 2004

Samotny stworzeń


W sobotę minął 10 000 dzień mojego życia.
Sir Andreus Lepper, właściciel 3 krów i notoryczny złodziej środków ochrony roślin, po raz kolejny nie stawił się w sądzie. Zaszył się w szpitalu, ale nie powiedzieli czy psychiatrycznym. Myślę, że zamiast się z nim użerać taniej by było wynająć snajpera.
Stwierdziłem, że powinni go dostarczyć na salę sądową na szpitalnym łóżku, opatulonego kołderką i z uczynnym funkcjonariuszem podtrzymującym kroplówkę. A mój Starszy na to: powinni wezwać pielęgniarzy z Łodzi! Z pawulonem!!!
W niedzielę poszliśmy na wycieczkę. Wędrowałem czując się samotny i jakiś taki nie wydarzony pośród tych wszystkich ludzi, którzy mnie prowadzili, karmili i przytulali. Młody obdarował dziewczyny bukietami polnych kwiatów, szkoda tylko, że z korzeniami. Na postoju przy drodze Phantom zasnął w słońcu, a myśmy go oczywiście zostawili. Długo potem dogonił nas na rozstajach dróg pod bezkresnym niebem. Gaję użarł niedyplomatycznie komar. Cierpiała, ale nie dała się podrapać. Kobiety są dziwne. Znalazłem sobie kij pielgrzymi, który raz stawał się Staffem maga, a chwilę później samurajskim mieczem, łapiącym błyski słońca w ostrze. Skończyliśmy obok kościoła z dachem w kształcie trumny, w którym bracia kartuzi grzebali się w Bogu za życia.
Poniedziałek zaczytałem. Łącznie 760 stron.
We wtorek zostałem przejęty przez panią Płaski Brzuszek, która pokazała mi mroczne głębie domku letniskowego pod Straszynem. Kiedyś Bóg wezwał Adama i powiedział: mam dla ciebie 2 wiadomości, dobrą i złą. Dobra jest taka, że dostałeś 2 narządy, którymi możesz myśleć, zła, że możesz myśleć tylko jednym na raz. Powoli zaczynam wyplątywać się z tej toksycznej znajomości, a mózg zyskuje przewagę nad kutasem…
A w ogóle to co? Spróbowaliście z cukrem? Fajnie było??? Ale ze mnie wredny drań.
Na koniec homogenizacja mojego dzisiejszego nastroju, niedospania i pogody.

Dorota Masłowska
Stąd dotąd
(piosenka o wracaniu)

Kiedy spod ciebie wychodzę
Jest inna godzina niż była, gdy przyszłam
Myślałam przesadnie ruchliwy
Świat zastygł widząc jak skrzydła wyrastają
mi spod twojego języka

Wracam krawędzie nieba zdążyły się
zagiąć świat tyka dalej. Jak przedtem są
ściany są drzwi, tylko bańki mniejsze
i bledsze fruną z licznika

W windzie patrzę w oczy tej pani
stojącej w lustrze w zbyt rozpiętej bluzce
Na jej ciele zbyt głębokie odciski
twoich dłoni i ślady stóp zbyt
podpisane twoim nazwiskiem

Wracam. Skrzydła się trzęsą
od zimnych spojrzeń. Kończę być aniołem.
Mamo wyjmujesz nożyczki ja
chcę być zapalniczką kawałkiem ognia
w chłodnej obudowie.

sobota, 26 czerwca 2004

I właśnie uśmierciłem mola


A jednak jest ciemno. Właśnie przeszedłem z czwartku w piątek. Jest 11 po północy, a 111 lat temu urodził się Orwell. Świat nadal istnieje, mamy wielkich braci, a niektóre zwierzęta nadal są równiejsze od innych. Właśnie skończyłem rżnąć nożem do tapet stertę "Wysokich obcasów". Zdjęcia, najlepsze artykuły i fragmenty tekstów oznaczone przez Lenn zielonym markerem. Wczoraj pokazywała mi menu i ślubne suknie. Za oknem coraz mniej świateł, jest bardzo, bardzo cicho.
Idę spać, dziś wyjątkowo pożółkły i wyschnięty, zza horyzontu zdarzeń słyszę szelest milionów małych skrzydełek. Nadciągają z zemstą.
W piątek spotkałem Boska, "kumpla" z podstawówki. Zaczął wspominać stare czasy, te wszystkie potworności, które mi robili. Załatwili mnie tek, że przez 7 lat prawie nic nie mówiłem, dzięki temu mam teraz wadę wymowy. I oto miałem przed sobą jednego z moich dawnych dręczycieli. Opowiadał o "robieniu eteru", akcjach "czałszesku" itd. Właśnie ryczał ze śmiechu wspominając jak wspólnie melali mi do plecaka, gdy nagle zorientował się, że od jakiegoś czasu nie śmieję się, tylko patrzę na niego w milczeniu. I w tym właśnie momencie dostrzegłem w jego oczach zrozumienie, że między moim obrazem jaki zachował w pamięci a pełną grozy rzeczywistością, istnieje dystans dwunastu lat i setek ton przeniesionych kafelków, cegieł, 50kilowych worów cementów i 120kilowych okien dźwiganych po piętrach ciasnych klatek falowców...
Podelektowałem się chwilą, po czym patrząc mu w oczy wycedziłem cicho "wypierdalaj", co też skwapliwie uczynił.

Na koniec zagadka: czy wiecie co się stanie gdy do Pepsi light dosypiemy cukru? Polecam! Nie żałujcie cukru.

czwartek, 24 czerwca 2004

Endweekend


To czekało cały dzień a ja o tym wiedziałem. Padać zaczęło dokładnie w momencie, gdy w marynarce i pod krawatem, wiązałem drugi but.
Stało się! Smukła Behemotka i łysy jak księżyc Mumin wstąpili w św. związek małżeński. Czym bardziej zapyziała parafia tym ceremoniał większy i bardziej rozwlekły...to była bardzo zapyziała parafia. Behemot, pierwsza blondyna "Kwadratu", stara metalówa i dyżurna, feministyczna poetka RP, dowiedziała się od duszpasterza:...że kobieta została stworzona jako pomoc dla mężczyzny i winna jest mu wierność i posłuszeństwo...a żyły jej wystąpiły na szyi, a pięści jej pobielały.
W chwili gdy ksiądz perorował:...kto nie pozna miłości będzie jak cymbał grzmiący..., na zewnątrz zabrzmiał monumentalny odgłos gromu. Potem było wesele dla vipów z tortem w kształcie czarnego kota, ale na skutek niewiedzy kadry cukierniczej, bez lukrowych pentagramów. Ja z resztą śmiertelników wylądowałem na imprezie niedzielnej, w klubie Medyk, nieopodal Akademii Medycznej, co wiele tłumaczy...
Było ostro, głośno i gorąco. Przeżarłem się okrutnie i mało co nie wyskakałem z siebie duszy. Przeprowadziłem także owocne negocjacje z pewną samotną łowczynią o płaskim brzuszku, w skutek czego zniknąłem na czas jakiś z ogólnej sali, wzbudzając powszechny niepokój. Wiadomo, póki go widać to wiadomo co robi.
W romantycznym nastroju pokrążyłem po urokliwych uliczkach. Korzystając z późnej pory podlałem przystanek tramwajowy. W nocy śniły mi się koszmary! koszmary z przystawkami, sałatką warzywną i klopsikami...o tak klopsikami.
Miałem to wpisać wcześniej ale nie zastałem Zwierzów na ich strychu. Na zewnątrz czekał na mnie za to deszcz, ale jaki! Prawdziwy ojciec wszystkich deszczów. Oczywiście poczekał najpierw aż znajdę się w miejscu gdzie do najbliższej osłony będą ze dwa kilometry. Zmokłem do gaci.
Obejrzałem też sobie w końcu Magnolię. Biła się z siostrą, a ich jamnik postanowił je rozdzielić, odgryzając jej nos. Ukrywała się tydzień ,miała szwy nawet w środku .Teraz już prawie nic nie widać a pies jeszcze żyje.

I na koniec
zabawny adres

wyślij sms o treści:
czat.wilgotna nr 7208
czeka cię niespodzianka

sobota, 19 czerwca 2004

Same zaległości, czyli czekan spod poduszki


Poniedziałek
Szary dzień przelewa się nad głową. Przewalają się górą stratokumulopotwory, a deszcz siecze pożółkłą trawę. Wszechświat jest mokry a szyby wyglądają jak bramy do matrixów. I ja jestem dziś pełen płynów ustrojowych. Krew mnie zalewa i żółć wzbiera w żołądku. Wkopałem pod stół puszkę fasolki po bretońsku, później jej poszukam. Od rana przeczytałem Pilipiuka, 3 Polityki i pół "Złotego pelikana" Chwina, napisałem dwa listy i wypiłem sagan herbaty...czuję się rozpaczliwie wydajny. A jeśli chodzi o wydajność, wiecie kto przyczynił się najbardziej do rozwoju chirurgii? Twórca karabinu maszynowego. Masowość Wielkiej Wojny stworzyła nowoczesnych lekarzy. Też czuję się dzisiaj masowy, pełen herbaty i być może też fasolki, w najbliższym czasie. Moje myśli jak karabin maszynowy strzelają seriami dookoła, a iglica długopisu tępo wali w papier. Tylko poezja jest prawdziwa. Wszystko jest wierszem, który wciąż się pisze.

Wtorek
Wieczorem zrobiło mi się lepiej. Aube pięknie wyglądała stojąc na dworcu. Była cała w czerwieni, a wiatr bawił się jej jasnymi, wiotkimi włoskami. Ostatnio jej ojciec mówi: Słyszałem, że masz chłopaka. A ona: kochanka tato, osobę z którą się sypia. Za to ją kochamy, piękną dziewczynkę w czerwonym płaszczyku, jasną słomeczkę, bezwzględną damę o pełnych ustach...nie, nie zakochałem się.
Dodam jeszcze tylko, że w ciemnościach podczas Harrego P., Void wyznała mi, że jest pustką także w innym znaczeniu. Ucieszyłem się! W innym znaczeniu jestem puchem ostu.

Środa
Dziś w miejscu gdzie szukają szkieletu krzyżackiego zamku, zobaczyłem jedną z nieistniejących ulic. Pół metra pod ziemią równy bruk, granitowe krawężniki, pasek drobnego bruku i chodniki. To wszystko w ramkach fundamentów wymiecionych domów. Widać przekroje piwnic. Pokruszone cegły, rude smugi korodującego metalu i kołtuny spalenizny, powstałe gdy tysiącletnie miasto w 4 dni zapadło się w ziemię, a na niebie wzeszły czerwone gwiazdy. Niedaleko na murku, równo ułożone przez jakiegoś archeologa: klucz, obtłuczona porcelanowa tancerka i pół fajansowej cukierniczki.
Dzień był piękny i nieprzyzwoicie było tam stać. Minąłem keję Fryderyka Chopina, gdzie bija się niemieckich turystów w celu przeprowadzeniu transferu własności i na Długim Pobrzeżu spotkałem Niedzielę. Podążał gdzieś z kobietą w bursztynach. Podobno jest zajebista, za poprzednią chciał 2 piwa, za tą co najmniej 3. Jeszcze słowo o Niedzieli, jest poetą. Pisze krótko i zajebiście. Jakiś czas temu wyleciał z filozofii i dostał powołanie do armii, 3 dni później był juz w Londynie. Wpadł do domu na wakacje.
Lądowałem u znów tragicznie zakochanego Sławka. Jak go słucham to też robi mi się tragicznie. Na horyzoncie ukazały się dwie interesujące panny, akurat gdy im się przyglądaliśmy, zdjęły bluzki i stanęły sobie topless, a tu taki ziąb. Błysnął flash. Popatrzyłem na Sławka i mówię, że znając mechanikę przypadku w moim przypadku, to na pewno zaraz tu do nas przyjdą. Chwilę później stały metr od nas, Sławek donosił sznury bursztynu, fotograf strzelał fotki zza sławkowej lady, a ja delektowałem się wszelkimi krzywiznami i opływową linią. Dziewczyny zamieniały się miejscami, mogliśmy więc spokojnie i szczegółowo kontemplować wszelkie niuanse zjawiska. Zdjęcia w przyszłym tygodniu w Fakcie.
W Aktorach Lennonka dosiadała okrakiem ławkę w swych hippisowskich spodniach. Wygląda na zużytą, właśnie napisała 700minutową pracę. Na szczęście sesja już obumiera. Na koniec zaś wpadł Phantom z kiścią bananów. Nie 5 nie 10, kiść. A ja ruszyłem ze Sławkiem na poszukiwanie flipsów i kolektury lotto. Do jutra pewnie będę milionerem

Dziś
Leżałem na przęśle zerwanego mostu, podniosłem wzrok. Z 200 metrów dalej na plakacie laska w bikini leżała w takiej samej pozycji. Przez sekundę miałem wrażenie, że patrzę w jakieś alternatywne lustro.

poniedziałek, 14 czerwca 2004

Głód jest najlepszą przyprawą


Ostatnio w związku z konfliktem z Awari dyskutowałem ze Sławkiem. Przy tej okazji padło pytanie o sens mojej nieokrzesanej egzystencji. Rzecz w tym, że w moim życiu nie ma sensu, jest absolutnie i całkowicie bezsensowne. Przez 27 lat nie odkryłem celu, więc uznałem samo życie za powód.
I tak zamierzam przeczekać życie nie nudząc się. Nie zależy mi na sobie, nie muszę pracować, zakładać rodziny, płacić podatków czy przejmować się przyszłością. Wystarczy mi, że mogę bawić się rzeczywistością, aż do tej cudownej chwili gdy przestanę istnieć i nie będę musiał już o niczym myśleć. Bo to myślenie jest w tym wszystkim najgorsze. Idiotom jest lżej. Jedyne czego chcę to nie przeminąć bez śladu, w końcu sława to jedyna forma nieśmiertelności dostępna ateiście.
Wydaję więc wiersze, sprzedaję rysunki i mieszam ludziom w życiorysach. Dlatego też piszę tego bloga. Może za 30 tysięcy lat jakiś archeolog odnajdzie te słowa pośród binarnych skamielin internetu...
Bo to wszystko jest snem, życie to baśń śniąca się powoli pomiędzy wschodami i zachodami słońca, sącząca się kryształowo pośród gwiazd. Przemija a my pewnego dnia się budzimy...

piątek, 11 czerwca 2004

Do nieba najbliżej jest z Polski


W chwili gdy ludzie wypacali dusze na procesjach, wędrowaliśmy z Sierakowic do Kartuz. Było ciepło, pochmurno a komary przysięgły chyba przed jakimś bzyczącym bóstwem jakąś międzygatunkową vendettę. Mało spałem, a kilka godzin wcześniej ostro piłem...to był naprawdę długi dzień.
Phantom & Magnolia nie kłócili się za bardzo, Awari gnała w peletonie najwyraźniej wygłodniała przestrzeni, Meva wyglądała jak Lara Croft, była śliczna i niezwykle interesująco spocona. Krzychu niósł tyle żarcia ile sam ważył, a Sławek wędrował z lekka nieobecny i bezdennie zakochany w Królowej Śniegu z Marienstrasse. 7 razy mijał mnie ten sam rowerzysta, za każdym razem bardziej czerwony na twarzy. Krowy dawały się głaskać a kurz unosił się raźno i osiadał na twarzach. W domu byłem późno, zmęczony i obolały...zdecydowanie obolały. Powlokłem się z psem na koniec świata, był zajebisty złoty zachód słońca, z tych w czasie których dobrze siedzi się na plaży z piwem i przyjaciółmi. Zakończyłem dzień podgryzając własnoręcznie spreparowaną pizzę, spoczywając w gościnnej głębi mojej monstrualnej wanny. Kilometry miękły powoli i opadały ze mnie na dno .
A dziś jest szaro i duszno, czytam i słucham muzyki. Noc całą grać będę w RPG. Rano wrócę do domu, pomyję, posprzątam, przewietrzę zwierzę i znowu będę grał w RPG, tyle że u innego mistrza gry, czy raczej mistrzyni. Void jest z wykształcenia lekarką, jej sesje mają więc niepokojąco anatomiczny charakter.
A co będzie w niedzielę dowiem się jeśli wstanę. Nie wiem kiedy znów napiszę ponieważ Lenn z typową sobie subtelnością sfajczyła swój comp, okoliczną sieć oraz parę znajomych adresów GG. Myślę, że dałoby się ją zarejestrować jako wielofunkcyjną broń elektroniczną. Opłać abonament i poczekaj na huk.

wtorek, 8 czerwca 2004

Sławek teraz to sobie sam posiedzisz


No i tak, znowu siedzę u Awari i stukam w jej pokryte pudrem klawisze. Ona się właśnie wykąpała i jak wyznała nie posiada szlafroka. No dobra nie jestem konsekwentny.
Dziś wybierałem się na bastiony, chciałem wpełznąć w jakieś wilgotne, odizolowane od okrutnego świata podziemie. Poszukać skarbów i nietoperzy. Przygotowałem sobie nawet czołówkę i zapas baterii. Szczególnie liczyłem na nietoperze, byłoby na pewno zabawnie, PACH! i skórzasta fala prosto w twarz, wszystkie rozjuszone, a co trzeci z wścieklizną.
A tak Awari zawlecze mnie do Whitetown, gdzie pośród rzesz niemieckich emerytów, krążyć będziemy w zapamiętaniu po antykwariatach. Ona będzie co chwilę wyciągać jakiś tom i z zachwytem krzyczeć "popatrz co znalazłam, pułkowniku, przecież zawsze chciałeś to mieć..." a ja akurat jestem spłukany i na książkowym głodzie, wrrr to na pewno jakaś zemsta.
Powoli acz nieubłaganie narasta we mnie depresja. Mija 8 miesiąc jak nagle schrystianizowanej Lennonce obiecałem nie kraść i nie oszukiwać. ARGH frustracja zalewa mnie fala za falą. Przecież to niezdrowe. A ta dalej futruje mnie propagandą i wciska najnowszy przekład św. Marka. Swoją drogą trzeba chyba być starym ateistą by naprawdę docenić niepowtarzalne piękno i morderczą logikę chrześcijaństwa. Zazdroszczę chrześcijanom, jesteście z tym od zawsze, słuchacie niesłysząc księży, klepiecie automatycznie modlitwy. A ktoś taki jak ja odkrywa oczywiste i niezauważalne dla was rzeczy jako absolutne nowości. To paskudne stracić nagle niewinność, zrozumieć ile z tego co codzienne okazuje się nagle złe i niesłuszne. Kurdre! Wy tego nawet nie zauważacie a ja o tym myślę i jest mi ciężko.
Dobrze być dzikusem.

niedziela, 6 czerwca 2004

Awari trzaska powietrzem


Dziś śmiertelnie obraziłem Awari. Z przykrością stwierdzam że celowo i z premedytacją, choć muszę przyznać że wytrzymała o 5 sekund dłużej niż przewidywałem. Właśnie siedząca obok Lennonka zrzędzi ,że po znakach przestankowych robi się spację. Byłem polonistą krócej niż ona, więc niech jej będzie. Powiedział Płk Kiszczak konsekwentnie nie robiąc spacji...to moja spacja i mój blog, sio!
Ale wracając do Awari, to stara i zardzewiała przyjaźń, można powiedzieć, że przeżarta na wskroś. Ostatnio...ostatnio, po jej ostatniej wielkiej, nieszczęśliwej i skazanej na spektakularną klęskę miłości Awari poczęła powoli acz nieubłaganie się sypać. W końcu ciężar rzeczywistości stał się tak wielki, że przeniosła swoje życie do internetu .Teraz ściga jednorożce. Wszystko trzymało się kupy (jak owsiki) do ostatniego wyjazdu w góry ,gdzie zachowała się karygodnie i niegodnie, żeby nie powiedzieć ohydnie. Błędy są wybaczalne, tak samo jak nieudacznictwo, zły humor czy pech, ale zrzucanie odpowiedzialności za własne błędy na innych i histeryczne wystąpienia nie poparte prawdą czy choćby zwykłą logiką są według mnie absolutnie niedopuszczalne. Wiem, marudzę, poza tym co ja tam wiem, jestem tylko prostym kafelkarzem, ale od tygodni narastało we mnie coś, co dziś właśnie eksplodowało. Nie jestem ani zbyt mądry ,ani zbyt dobry, ale wierzę w równowagę, coś w rodzaju sprawiedliwości (nie mylić z prawem),jeżeli znajomość nie przynosi żadnej ze stron nic pozytywnego nie zawaham się zabić jej bez litości.
Stój bo strzelam! - Stoję! - Strzelam!

sobota, 5 czerwca 2004

Eglebegle - popularne i nieskuteczne zaklęcie


Wiecie jaki kraj jest światową potęgą w uprawie wiśni? Japonia? USA? Nie, nie to właśnie my. Ja też jestem w szoku.
Właśnie wylądowałem u Zwierzów, za jakąś chwilę zacznie się sesja a ja przeobrażę się w bandytę i złodziejaszka(ale szlachcica) Vermuta de Balantain. Nie będę się nad tym zbytnio rozwodził bo i tak Awari pokrętnie i niedokładnie opisze wszystko na swoim blogu. Swoją drogą to niezwykle interesujące jak ludzie tworzą postacie w RPG. Zazwyczaj to nadal oni tylko o przejaskrawionych czy pouzupełnianych cechach. Taka Awari na przykład w grze wplątana jest w liczne , mroczne tajemnice związane ze swym urodzeniem i podkochuje się w tajemniczym nieznajomym z nikąd...bardzo romantycznie. Gdy o tym pomyślę to i ja gram sobą tylko usunąłem nieco hamulców.
Podobno ludzie z wiekiem się nie zmieniają, stają się tylko coraz bardziej sobą. Może więc kiedyś dogonię własną wyobraźnię...drżyj świecie! A wy pilnujcie córki i portfele.
A w ogóle to ostatnio łażę ciągle niedospany. Teoretycznie jestem bezrobotny, ale jak to zwykle bywa teoria słabo przystaje do rzeczywistości.

czwartek, 3 czerwca 2004

Popatrzyłem od dołu na świat

Przeglądałem starą Wyborczą, a tu tytuł "Kto ogląda dziecięce kanały"...hm, ten tego, nie wiem czy ta wiedza jest mi akurat potrzebna do szczęścia.
W sumie nie spodziewałem się, że będę dziś coś pisał, ale tak się akurat złożyło, że na szlaku mojej miejskiej partyzantki znalazł się dom Awari. Teraz biedactwo siedzi, z lekka sterroryzowane, gdzieś w kącie, a ja zaraz wejdę na jej pocztę i pootwieram wszystkie załączniki.
Dziś idziemy do kina na "Pojutrze" Emmericha. Uwielbiam tego faceta, w każdym filmie od nowa rozwala Nowy York.
Podobno do 2050 Bałtyk podniesie się o 3 metry...
ale dość tych optymistycznych wieści, muszę przecież namieszać Awari na gadu gadu...i zajrzeć do tajemniczego pliku "najlepsze owłosione klaty".
Ok kończę temat, przecież będę z nią dzisiaj w ciemnym kinie i wiele mi się może jeszcze przytrafić.
Na koniec opowiastka

Opowieść Aliena
Facet nazywa się Alien. Alien znany jest z tego, że raz na parę lat pojawia się w mieście i pożycza. Pożycza wszystko i od wszystkich, potem wyjeżdża by po paru latach wrócić po więcej (ma długie włosy, starą ramonesę, taki przybity kolo, jak was o coś poprosi, nie pożyczajcie).
Alien podróżował ze znajomymi po górach, szli od schroniska do schroniska. W górach żarcie jest w cenie, wozili więc ze sobą sporą kiełbasę białą. Co wieczór kładli ją na stole, z nadzieją że ktoś ją zje rano, albo połasi się na nią jakiś zdesperowany kot, o skłonnościach samobójczych. Podróżowali już z miesiąc i kiełbasa zaczynała wyglądać bardzo zdrowo: nabrała kolorów i urosła. Aż pewnego, pięknego ranka przez okno wpadł radosny promyk słońca. Powędrował przez pokój, cicho padł na stół i począł sunąć po blacie, aż trafił na kiełbasę...
Głuchy odgłos eksplozji poderwał ekipę akurat na czas by dostała się pod deszcz oślizgłych szczątków.

Uczcijmy pamięć kiełbasy minutą ciszy.

...kiedyś, też w górach, Alien mył się wodą spod parówki, ale to już zupełnie inna historia. Hm, ależ ten czas leci, zdaje się że Awari chciała odzyskać panowanie nad klawiaturą. Precz kobieto! Zabierz to zwierzę! Zaatakowała mnie kotem, ale ja się nie poddam! Ja...a...