sobota, 28 sierpnia 2004

Przeminęło z wiadrem...


Profesor - ...małpoludy wyginęły...
Mateusz, patrząc na mnie z namysłem - hm...
ja - zamknij się!

środa, 25 sierpnia 2004

Świat mija


Bazylia podnosi kawałek postrzępionej nitki z mojego stołu i pyta
- Co to jest?
- Jakbyś wiedziała co to jest nie trzymałabyś tego w ręku...
Bazylia jest ładna, niziutka i ma siostrę zwaną jako Oregano. Ich starszy jest ogrodnikiem i dziewczyny rozdają ludziom różne zadziwiające prezenty typu: natka pietruszki, włoszczyzna lub kilo kalafiora. Co roku buszuję u nich pośród zielonego groszku. Skojarzyło mi się to, po nowej książce Harris. Teraz mam ochotę na porzeczkowe wino, lub coś równie śmiercionośnego. Czytałem też ostatnio "Sekretny dziennik Laury Palmer", niestety nie poszedłem potem zaznajomić się bliżej z nieletnimi córami nocy, głównie ze względu na te małe, ruchliwe stworzonka, które czasem im towarzyszą. Za to może w końcu obejrzę Twin Peaks.
Nocą z soboty na niedzielę siedzieliśmy w małym acz przytulnym mieszkanku Void i przedzieraliśmy się przez kolejną sesję. Wyrobiliśmy się jak gacie w kroku, grupa wypasionych przeciwników zrozumiała to w ciągu tych całych 40 sekund jakie dzieliły ją od niebytu. Mieli szansę przeżycia jak bałwan w piekle.
Void dała mi herbatę z prądem...czyżby zamierzała mnie upić? Może potrzebuje jakiejś nerki alboco?
Nad ranem dożywialiśmy się chlebem z dżemem truskawkowym. To właśnie wtedy między zębami utkwiło mi małe, złośliwe ziarenko, którego za cholerę nie można było wydobyć. Wiecie o czym mówię...ARGH!!!
O 3 nad ranem dzwonek do drzwi, na wycieraczce leży sobie róża. Void podnosi ją i wrzuca do zlewu, to Andrzej żałuje za grzechy. Myślę sobie fajny gest i w ogóle, zdobyć różę o tej porze...a tu w drodze powrotnej mijam kilkumetrowy klomb pełen błyszczących od nocnej rosy róż.
Byłem w domu tak późno, a może tak wcześnie, że nie opłacało się już kłaść. W tv leciał akurat film, w którym jakiś typ z czaszką na twarzy ganiał z maczetą i tępił jakąś młodzież w zamkniętym na noc akwaparku. Sceny w stylu: mknie panna rurą z wodą a tu z dna przebija się maczeta. Kamera pokazuje wylot rury, z której nagle wyskakują dwie nogi, zatrzymują się nagle z gwałtownym podskokiem i na zewnątrz wylewa się posoka i przyległości. Wierzcie lub nie, od razu się rozbudziłem.
Poszukałem nitek i wykałaczek, i rozpocząłem morderczy bój z ziarenkiem.
O 9 przyszła Bazylia i umyła mi plecy. Potem usiadła przy stole nad stertą zapisanych szpargałów, które zmienią się kiedyś w moją nieśmiertelną i nicującą rzeczywistość powieść "Gdanzig". Spojrzała po stole, ujęła w palce nitkę i zapytała: co to jest?

sobota, 21 sierpnia 2004

KBRG


...Niektórzy mówili, że Pułkownik Kiszczak przeżył upadek i odrodzenie wszechświata. Inni, że przez cały ten czas nie robił nic innego tylko pił. Niektórzy przypuszczali, że jest po prostu bogiem bez ambicji...

piątek, 20 sierpnia 2004

Komu bije...


Myślę, że istnieją idee wędrujące przez czas. Pomysły które przejmują nasi następcy. Ktoś ma marzenie, ale nie potrafi go zrealizować, odchodzi, a realizuje je ktoś inny, i traktuje je jak własne. One na pewno gdzieś są, żywe marzenia, które pragną się spełnić...
Pragnę zamieszkać na Mariackiej, wyrwać się z tego bagna jakim jest mój dom, wynurzyć się i zaczerpnąć powietrza. Chciałbym odnaleźć kobietę kiszczaka, która gdy mnie zrozumie, nie będzie mną gardzić. Chcę rysować i pisać to co mam w głowie. Chcę stworzyć coś po czym świat już nigdy nie będzie taki sam. Chcę być stereotypem. Chcę okupować wasze dusze.
Dzień był słodkogorzki, dobro przeplatało się ze złem a przyjemność ze strachem. Ciekawe jak widzi mnie Bóg. Czy martwi go zło, które wyrządzam, czy też bawi się tak dobrze jak ja.
Nie chciałbym go zawieść, nawet jeśli nie jestem wzorem cnót, to niech przynajmniej się ze mną nie nudzi.
Powiedziałem Magicznej Ważce, że zabiorę ją na najdalszą plażę naszego świata i pożrę żywcem. Wydawała się skłonna do współpracy.
Tymczasem rzeczywistość zmaterializowała się jako stara pralka. Solidna, sowiecka robota ze zredukowanej broni strategicznej klasy czołg. Babka patrzy na mnie z powątpiewaniem i pyta:
- Jak ty to wyniesiesz?
- Po kawałku...

wtorek, 17 sierpnia 2004

Nie pytaj Boga o drogę do nieba, bo wskaże Ci najtrudniejszą


A kiedy bitwa się skończy będzie mnóstwo czasu, żeby dryfować na wietrze i odnaleźć atomy, które niegdyś tworzyły moją duszę, moją matkę w krainie szałwii i moje ukochane... wszystkie moje ukochane. Wtedy odpoczniesz, pamiętaj, życie jest dobre, a śmierć przeminęła.
Przeminęła noc i gdy tuż przed świtem pierwsze nieśmiałe fale światła wlały się do miasta korytami rzek, kumpel z którym piłem noc całą, spojrzał na mnie i pyta
- Paszczaku, co się stało z twoją brodą?
- Spłonęła...
Myślicie, że to żart? Jak to kiedyś napisał Pratchett: zabawna rzecz te brwi, nie widać ich póki są.
Ostatnio w herbaciarni Lenn robiła zdjęcia żyłom Phantoma. Gość handluje na rynku warzywami, żongluje 50-cio kilowymi worami kartofla. Gdy wchodzi na ściankę wspinaczkową całe to mięso wypycha mu na wierzch układ krwionośny i Ph wygląda jakby miał eksplodować. Teraz zaś napinał mięśnie ręki a Lennonka utrwalała to dla potomności. Może i brzmi to głupio ale widok rzeczywiście jest niezły, taki organiczny marmur.
Tak poza tym Ph jest socjopatą i chodzącą historią, ale na opowiadania przyjdzie czas gdy już wyleczę się z kaca.
Dam wam tylko drobny przykład jego możliwości. Zajrzałem do kina pod gwiazdami na starówce, popatrzyłem chwilę i po cichu żeby, nie przeszkadzać, zacząłem się wycofywać. A tu nagle ze środka widowni, machając kończynami, drze się Phantom: Kiszczak!!!
Odwracam się a tu cała widownia patrzy na mnie, tylko na mnie.

Dziś ciężko mi się pisze, myśli a nawet oddycha, kończę więc wierszykiem.

atomowy kotku
ustawiam czas przeznaczenia
wystrzelimy się
z żuławskich bram tego miasta
niemalże poza Poznań
nagniemy z hukiem dachówki
budząc samotnych
podpalaczy kalendarzy
zalegających jak kurz
pod ciężarem krokwi
i zaśniemy w zorzy
3 minuty od świtu
podpalając świeczki masztów

żyjemy mgłą kociaczku
pijemy światło
my puchate cienie cienia
zawsze o grubość oddechu
od naszych marzeń
czekamy na wschody słońca
boskie koordynaty
albo na cud

wyginam grzbiet
gdy blask uderza w twarz
mrużę rozkosznie oczy
mruczę
obok
nuklearne kocięta
oblizują łapki
siedząc na progu
nowego tysiąclecia

czwartek, 12 sierpnia 2004

Zmiany klimatyczne...


Cały dzień zakrzepły w farbie i w kurzu. Czas liczony kątem promieni słonecznych lejących się z okien. Naprawdę cieszyłem się na ten list, choć babka powiedziała, że bycie pułkownikiem to wariactwo. Tak babciu, jestem prawdziwym wariatem w tym szalonym świecie.

Skończyłem, umyłem się i przeczytałem list. Wszystko się zapadło.

Poszedłem na koniec świata pełen zimnej furii. Czułem się, jak maszyna słysząc w głowie Mansona.

Tak mój świat to popielniczka, płonę i spopielam się jak papieros, z każdą sekundą i uderzeniem serca.

Oceny oparte na fałszywych przesłankach, myśli oparte o wyobrażenia, nie fakty. Przez chwilę miałem ochotę czuć się jak Mentat.

Brzeźno przewala się na skrzydło wirując w szalonym nurkowaniu. Powietrze rozwyło się wokół symfonii zniszczenia, gdy mkną ku mnie wszystkie ginące światy. Poczułem się nieśmiertelny jak popiół.

Smugi kondensacyjne zza horyzontu. Wodorowe pochodnie wprost z mojej przeszłości. Pośród lodowych mgieł przesuwają się spiętrzone kadłuby wieżowców Cisowej.

Latarnie morskie Brzeźna rozcinają szwy nieba. W moich oczach rozkwitają wibrujące blaski słońc. Gubię molo. Chyba krzyczę gdy taktyczne uderzenie spopiela szkołę, w której oduczyłem się mówić.

Tracę lasek

Tracę część pętli

Kilka hoteli asystenckich

Jeden akademik i półtora tysiąca studentów

Płonie kościół zbudowany z cegieł dawnej baterii nabrzeżnej. Kiedyś tam byłem raz krzyknąć, że "Bóg jest głupi". Bóg pokarał mnie czarnymi kotami i pomorem falistych papużek.

Uskrzydlone trupy nurkują w dół teraz wraz ze mną.

Opadam, robię unik, odpalam termo-pułapki. Ona miała takie ciepłe usta, nim przestała dla mnie istnieć. Dziwka - szepczę, sukinsyn - odpowiada mi zza horyzontu. Pocisk omija mnie z rykiem, jak palec o krwistym paznokciu. Ale to przecież nie ona. Ona męczy studentów w Sopocie i wyprowadza się od matki z Grabówka. Ona jedna wie jeszcze jak mnie zniszczyć.

Królowa śniegu o ustach Madeleine Stowe.

Zaciskam śmiertelnie kciuk i już, ziemia drży cięta bruzdami torped. Mkną gruntem rozrzucając chodniki i podcinając drzewa.

uderzenie

tak

Pośród dymu z łoskotem cielsko bloku opada w chmurę pyłu. Od przodu w dół z grzechotem łamanych okien i kręgosłupów anten.

Storpedowałem Cisową

Brzeźno opada na plażę jak liść.
Wizja mija.
Nie ma już złości.
Jestem zimny jak trup.
Niemieckie wieści tracą na znaczeniu.

Ponad tą wodą zamykam oczy na wiatr...i przez chwilę nic nie czuję. Zaczynam się czuć oderwany gdy pękają te wszystkie nitki. Świat unosi mnie ku słońcu. Tu na końcu świata, bez psa przy nodze, bardziej jedyny niż kiedykolwiek czuję się...

samotny jak Bóg

...

poniedziałek, 9 sierpnia 2004

Bóg kocha niegrzeczne dzieci


Moją babkę ugryzł motyl. Zadziwiające rzeczy dzieją się na tym świecie, ja na ten przykład, oparzyłem się zamrażarką a Aube pobito jej własnym radiem. Czasem bywa nawet ekstremalnie, tak jak wtedy gdy stwierdziłem, że wiszący od 18 lat na ścianie obraz przytwierdzony jest gumą do żucia.
Kiedyś remontowaliśmy mieszkanie po jakimś dziadku, który przez 40 lat prawie stamtąd nie wychodził. Ściany były czarne od papierosowego dymu, tylko w jednym miejscu nad łóżkiem, był na ścianie biały ślad po siedzącym człowieku. Cień po człowieku, jak w Hiroszymie, tyle że ten umierał znacznie wolniej.
Wczoraj o północy byliśmy w kościele Św, Mikołaja, najstarszym kościele miasta, na zwiedzaniu. Przez ciemność prowadził nas przeor dominikanów ojciec Jacek. Urodzony gawędziarz o wrednym poczuciu humoru. Podobno w tym kościele to zwyczaj, legenda głosi, że gdy w 45 Rosjanie palili miasto i wpadli do kościoła ,uwczesny ksiądz poczęstował ich zapobiegliwie kupionym spirytusem. A skoro musieli już coś spalić, wysłał ich do Św. Brygidy. Nie muszę chyba dodawać że Św. Mikołaj był jedynym nienaruszonym kościołem na starym mieście.
W środę zejdziemy pod kościół do krypty, którą od podłogi do sufitu wypełnia 3000 szkieletów. Dominikanie nie chcieli nas tam wpuścić nocą. Ciekawe czemu? Może bali się, że każdy weźmie sobie coś na pamiątkę, albo ktoś po ciemku acz gwałtownie dołączy do reszty eksponatów.
Ciepły środek nocy, myślę dość rozpaczliwie o polonistach, którzy biorą latem wolne od analizy tekstu. Niedobrze gdy zbyt cenimy czyjąś opinię, krytyka sprawia wtedy fizyczny ból. Miasto grzmi od kin na wolnym powietrzu, koncertów i gwaru ludzi. Trzeci nieprzespana noc, ten dźwięk przypomina bicie serca. Biję tętnem ulic, wonią jedzenia, głosami i muzyką. Robi się przyjemnie chłodno. Aż chce się rozwinąć skrzydła. Robię więc to i przenikam granice dzielnic w prostej drodze do łóżka.

sobota, 7 sierpnia 2004

W oddali pies szczeka, coś zobaczył, albo tylko sobie przypomniał...


Do nieba nie chodzę
bo jest mi nie po drodze
teraz jestem tu
co ma być to będzie
niebo znajdę wszędzie
gdy zabraknie tchu

...Właśnie przeleciało mi to z kasety. Gdy słucham kaset czuję się taki staromodny. Mają gorszy dźwięk, ale daje się je naprawiać.
Oddzieliłem od siebie Gaję, kobietę śliczną i zajmującą. Zajmującą się wszystkim na raz. A gdy zajmujemy się wszystkim na raz, to z reguły zostajemy z niczym. Kurcze! zrobił się ze mnie autorytet moralny. Chyba muszę gdzieś iść i zamarynować te poglądy w alkoholu, trzeźwe myślenie powoduje raka i choroby serca.
A w ogóle to właśnie dowiedziałem się, że pentagram (poza amerykańską kinematografią) nie jest symbolem satanistycznym. Oprócz wielu innych znaczeń, symbolizuje boginię Wenus i jest symbolem kobiecości, przeinaczonym przez walczący o przetrwanie młody kościół w ramach plugawienia symboliki pogańskiej. Planeta Wenus w swojej wędrówce po niebie wyznacza idealny pentagram. Pentagram także we wszystkich swoich wymiarach zawiera liczbą FI-boską proporcję, zawartą przez wszelkie ziemskie istnienie, i kiedyś uznawaną za podpis Boga.
Podobno jedność z Bogiem osiąga się w seksie. Całkowite zjednoczenie kobiety i mężczyzny. Ten moment pustki i swobodnego spadania w czasie orgazmu...
To wszystko cytaty, mniej lub bardziej dokładne, boskość Chrystusa ustalono na 1 soborze nicejskim, 400 lat po jego śmierci (swoją drogą ciekawe jak tam Rokita, obiecał, że umrze za Niceę, a jakoś ciągle żyje). Biblię zredagował pogański cesarz Konstantyn, dla politycznego spokoju. Wyrzucono wszystko co mówiło o Jezusie jako o człowieku, zostawiono to co mówiło o nim jako o Bogu. 80 ewangelii poszło w płomienie.
Żoną Jezusa była Maria Magdalena, namalował to na ostatniej wieczerzy Leonardo da Vinci, który należał do tajnego stowarzyszenia założonego przez Templariuszy...
...nie macie wrażenia, że wszechświat rozciąga się i sunie pod nogami? O tak! tak to jest gdy pożera się 550 stronicową książkę w 6 godzin. Świat dwoi się w oczach a mózg kipi od hiperaktywności. Dziś raczej nie pośpię.
Zadzwoniłem do Lenn, świeżej chrześcijanki, by podzielić się tymi rewelacjami. Spytała głosem o temperaturze ciekłego azotu: czy to coś zmienia? I wiecie co? Ma rację, wiara to wiara.

Genesis

my Kiszczaki
stwarzamy się z niczego
na godzinę przed świtem
pośród ciemnych granulek ciszy
ugina się przepocona pościel
przez lufcik rusza wiatr
w absolutnym milczeniu
leniwy ruch ręką
następuje zapłon
budzi się mózg
nim otworzę oczy
rozgrzeje się słońce
i ruszy nowy dzień

czwartek, 5 sierpnia 2004

Mołotow serca


Miasto spowite w całun upału, leży ciężko dysząc z wywalonym jęzorem Motławy. Ospałe i lekko zdechłe nie ma siły by się dźwignąć i poczłapać w cień morenowych wzgórz. Jestem wyssany z sił i śpiący, do tego zdenerwowany, bo muszę przeprowadzić "Ostateczne rozwiązanie kwestii Gai". Czyli inaczej - rozstrzelać tekstem osobę, która mnie lubi, ale równocześnie igra ze mną i wykorzystuje. Jest mi z tym naprawdę źle, ale czuję, że jeżeli ja nie powiem jej prawdy, jak postrzegają ją ludzie, to nie zrobi tego nikt inny. Zawsze miałem tendencję do samopoświęceń, szlachetnych cierpień i użalania się nad sobą, ach! Tak czy inaczej, nim nastanie wieczór, będę miał o jedną znajomą / przyjaciółkę / kochankę / diabliwiedząco (niepotrzebne skreślić) mniej.
...Kurde! jak Magnolia się dowie to mnie zabije. Pożre, strawi, wydali i znowu zabije. Chyba, że zechce mnie wyswatać z jakimś niemieckim potworem o kwadratowych szczękach, ramionach jak koparka, przywleczonym z wschodnich landów.
W sumie mógłbym nic nie robić, poczekać aż cały problem wyjedzie studiować do Wałbrzycha... cóż my starzy kafelkarze mamy wstręt do nie skończonej roboty, stąd te blizny na rękach.
Wiecie, że kafelki często przeżywają domy a nawet całe dzielnice. Znam parę miejsc na mieście, gdzie po umarłych sklepach pozostały tylko wykafelkowane podłogi wyglądające znienacka, gdzieś pośrodku trawnika albo wynurzają się z błota i sadzy pośród wykopalisk. To pewnie jest jakiś rodzaj pocieszenia.

musnęła mnie dłoń twoja
chaps i już jest moja
czy muszę przypominać
nie głaszcze się rekina

wtorek, 3 sierpnia 2004

Ustąp babciu miejsca


Kiedyś opowiadał mi Kostek
że silikonowe wkładki Pameli Anderson wciśnięto Britney Spires, to się nazywa recycling.

W niedzielę pędząc do centrum wleciałem do miasta od zaplecza i nagle wpadłem w dominikański jarmark. Martwe zazwyczaj ulice, zbombardowanej części miasta, zmieniły się w kocioł turystycznego inferna. Było to dla mnie takim zaskoczeniem, że aż skurczyłem się w sobie jak jakiś robak spod kamienia, coś jak lądowanie na lotniskowcu, ty jesteś tu a metr przed tobą twoje płuca.
Ulice pokryły się rdzą starych karabinów i łusek. Wiatr targał liście banknotów pośród kropli monet, obok nieśmiertelniki i klamry od pasów, wykopane z jakiś bezimiennych grobów na stokach olivskich wzgórz. Do dziś ludzie w starych dzielnicach znajdują w ogródkach szkielety SA - manów czy tych biednych frajerów z folksturmu, czasem zdarzają się srebrne sztućce czy monety, ślady po Niemcach, którzy wierzyli, że wrócą. Tymczasem trwa Dzień Swastyki, są wszędzie, cały rok czają się w piwnicach żeby nagle wypełznąć na letnie słońce
Na ulicach piętrzy się porcelana, kiełbaski, mętne szkło i kolorowe materiały, rzeźby, obrazy i koraliki. Setki zapachów i barwne głosy.
Krzysiek dał mi CD ze zdjęciami, na których ładnie wyszły foki i Magnolia. Opowiadał jak tępi ludzi chodzących po ścieżkach rowerowych. Ja zabrałem Lenn do nowej herbaciarni, gdzie obsługiwała nas najprawdziwsza blondynka, najwyraźniej przerażona swoją pracą. Wypiłem czekoladą z chili, to było straszne, polecam. Teraz będę zachwalał ją znajomym, żeby popatrzeć sobie na ich miny.

Miało być więcej, ale mam akurat taki dzień, że nie trafiam w klawiaturę. W czwartek więc dowiecie się dlaczego nie pojadę za Gają do jej raju utraconego. Tymczasem, jak to kiedyś napisała Aube na czyimś papierosie : Do zobaczenia w piekle.

niedziela, 1 sierpnia 2004

Dzisiaj było wczoraj


Niektóre rzeczy są i będą wieczne. Herbaciarnia na Ogarnej i koty na krowim moście. Długowłosa dziewczyna patrząca w wodę na moście zielonym. Czarny anioł na wieży kościoła św. Jana i ruda wiedźma na ganku Mariackiej, Której zdjąłem z policzka łzę, włożyłem sobie do ust i powiedziałem, że może odebrać ją potem. Letnie wieczory z pierścieniem świateł zatoki na tle nieba, gdy pod plecami aksamici się zimny piasek. Deeper kind of slumber w ostrzach ultrafioletu
w kwadracie i martwe działa Orłowa.
Mój świat umrze ze mną. To co widzę, to co myślę, mój własny, subiektywny i ponaciągany na wszystkie możliwe strony, ale własny jak cholera. Do samego końca. Każdy z nas tworzy własną rzeczywistość, nie ma jednej. Żyjemy ze sobą jedynie na punktach stycznych naszych światów i nigdy naprawdę się nie rozumiemy. A gdy przychodzi odpowiedni czas, giniemy tysiąckroć, z każdą osobą która umiera. Giniemy z każdym kolejnym obrazem.

***
to tylko tak wygląda
że wkładam kij do wody
jakbym chciał zawrócić
Wisłę w rzeczywistości
ratuję tonącą mrówkę
której nie widać na zdjęciu

Marzan