środa, 28 września 2011

Och, a może ty jesteś chory? Nie dotykaj mnie!

- Moja ty kopytkująca antylopo...
- Antylopo?! Kopyta mam, i rogi...
i rogi?!

(My)

Czas to kołdra wypełniona szeleszczącym pierzem chwil. Nakrywam się nim jak dziecko kryjące się przed strachami zasiedlającymi noc. Odcinam się na chwilę od "muszę" i "chcę". Obejmuję dowodzenie. Captain on deck! Zaciskam ręce na kole sterowym. Ja jedyny i niepodzielny władca mego świata, zmieniam kurs tej planety, opuszczam parkingową orbitę i ruszam w dół, jak najdalej od dogasającego blasku słonecznego ogniska. W dół, w ciemność, ku nowym gwiazdom i nowym początkom.
Nadchodzi świt wraz z dźwiękiem budzika, powstaję z martwych, szukam mózgu i kawy. Wypijam magnez i potas i wapń. Krystalizują mi się myśli. Boli mnie trochę mniej nadchodzący dzień.
Stałem na betonowym jęzorze pośrodku choinki gottenhavskiego portu i patrzyłem na przedziwne kształty naszej floty uderzeniowej. Za mną kurczył się zbombardowany niegdyś transatlantycki dworzec, wszystko zalewał złoty blask. Szliśmy wzdłuż portowych narośli. Każda miała swoją historię.

Przewodnik - Gdy przyszli Niemcy, zerwali
oczywiście płaskorzeźbę z orłem, napis i
zniszczyli wszystkie kamienne kule...
Krzysiu - Orła rozumiem, napis też, ale
czemu kule?
Ja - Ja też nie rozumiem tej nieuzasadnionej,
niemieckiej, głębokiej niechęci do kul.

Niczym pajęczyna osnute były opowieściami stare magazyny i chłodnie, na niebie majaczył szkielet olejarni, we wnętrzu pirsów spały snem wiecznym stare pomosty. Przy urzędzie polski bunkier wyglądający jak piramida, jedyny taki na świecie. Kończyły się lata trzydzieste i więcej takich nie zdążono już wybudować. Dom stojący na pogrążonych w ziemi mostowych przęsłach i pospinany od tyłu nitowanymi klamrami, park podzielony przez Niemców na działki z kartoflami. Przeszliśmy pośród filtrów wielopiętrowego bunkra z trzymetrowymi stropami, którego ponury opiekun, szary jak beton, wieścił niechybną zagładę. Drugi taki bunkier, tylko mniejszy był w miejscowej stoczni. Gdy Amerykanie bombardowali ją dywanowo pozostał tylko on pośród morza gorącego popiołu i poskręcanego metalu. W końcu odeszliśmy w miasto, słońce zaszło. Na dnie toru wodnego śniły wciąż o chwale rozrzucone szczątki Gneisenau.

Sms od Lennonki:
Ale jaja! Odkryłam pierwszy
siwy włos (na lewej...
Piersi! Myślę z lekkim szokiem,
przesuwam dalej:
...skroni) Nie myślałam, że mnie
to spotka.

*

środa, 21 września 2011

Critersy to były takie fajne kulki przytulanki

Siedzimy nad roztworem.
Pani w TV mówi:
- Obejrzałabym serial o
sympatycznej rodzinie...
Seba - Obejrzałbym jak
rozrywają cię żywcem
critersy...

Mamy na 3żaglach nową firmę ochroniarską. Chłopaki nie zdążyli się jeszcze na dobre rozłożyć, a już pierwszego wieczoru, w umieszczonej w piwnicach kotłowni zaczęła się hekatomba. Jakiś domorosły geniusz uznał, że odprowadzanie zaworu bezpieczeństwa do sieci to niepotrzebny wysiłek i strata materiału, więc umieścił go pod sufitem, tak, że jak wzrosło ciśnienie, woda zamiast odpłynąć spokojnie ku morzu wystrzeliła do piwnicy. Ten sam koleś, aby mu się łatwiej chodziło przykrył odpływ w podłodze plastikowym deklem. No i tak kolesie pierwsza noc na ochronie, schodzą w dół, a tu woda po kolana. Dzwonią do konserwatora koleś patrzy na telefon, potem na zegarek i mówi "A chuja". Dzwonią do administratorki, cisza, kobieta na urlopie, pozostała im tylko straż pożarna. Wodę pompowano całą noc, a i tak nim dotarł ratunek, stały już zatopione windy, a cały budynek migotał jak tonący Titanic, bo przecież rozdzielnia prądu jest tuż obok kotłowni. Żeby było śmieszniej, wszędzie są w miarę szczelne drzwi przeciwdymne, więc jak już dobrnęli w wodzie po kolana i otworzyli drzwi kotłowni...
Ostatnio zresztą robili coś w tych kotłowniach. Zakupili jakiś super nowoczesny system z wielkim wypaśnym zbiornikiem. Nie pomyśleli tylko o tym, że zbiornik jest mniej więcej półtora raza taki jak drzwi. No i po paru tygodniach namysłu wpadli w końcu na rozwiązanie. Przyznam, drugie najprostsze i drzwi za drzwiami, futryna po futrynie wyrywali ze ścian, a w ścianach wykuwali po obydwu stronach takie półokrągłe otwory. Po czym tachali to monstrum przez te dziury... jak ja się tam dobrze bawię.
A tak po za tym w sobotę rozpocząłem moją edukację kościelną i w ramach przygotowań do ślubu i pierwszych kroków na drodze do fascynującego świata katolicyzmu wylądowałem na sali z grupą gimnazjalistów, którzy usiłowali księdzu odpowiedzieć na niezwykle trudne pytanie typu: W którym roku urodził się Jezus, w jakim kraju czy też kto był jego ojcem. Naprawdę wiele mnie kosztowało by nie chichotać jak pensjonarka. Potomek pary szczerze wierzących komunistów wysłuchujący dukania kolesi ze świadectwami ukończenia religii. Przyznać jednak trzeba, że paru rzeczy się dowiedziałem. Np., że nazwę Betlejem tłumaczy się jako Dom Chleba. W gruncie rzeczy lubię się uczyć więc cała sprawa mnie specjalnie nie uwiera, a mnogość otaczających mnie cymbałów gwarantuje, że sam nie wyjdę na kretyna.
Jeśli kogoś to bawi, to ostrzegam, gdy podejdę do pierwszej komunii oczekuję co najmniej quada, choć coś opancerzonego z lufą byłoby milej widziane. Ciekawe czy dostane taki biały strój...
Hm, co by tu...aha. Lenn, i co namówimy DJ w C żeby puścił Bjork z Sucker Punch? Monsieur Nergal jeśli pan to czyta to czy potrzebuje pan jeszcze tych kaset zalegających w garażu, jeśli nie to może chciałby je pan oddać w dobre ręce, np. moje? A i który z was potworów...znaczy się szanownych czytelników zagląda na ten blog z Wenezueli? Co wy tam robicie do cholery, karczujecie lasy deszczowe?

- Na Trójmieście jest artykuł
o planowanych wieżowcach w
Letniewie.
- Taa, tak jakoś czułam, że
artykuł Krzysiu napisał.
Wieżowce his love.
- Aha
Kiedyś któryś na niego spadnie

(My)

*

sobota, 17 września 2011

We siorb it hard

…a więc mówisz, że wprowadzam
chaos w twoje życie bo składam ci
ubrania w kostkę?

(Lady Pazurek)

Patrzę w światło księżyca odbijające się w butelce. Diabły tańczą na jej dnie. Gwiazdy suną po niebie. Myśli suną przez głowę, żadna nie zatrzymuje się wystarczająco długo by zapuścić korzenie. 3szklaneczki śpiewa obok jakąś ukraińską pieśń wtulając się w jakiegoś drągala, który podobno spędził dwie tury w Afganistanie, i którego jedyną myślą po powrocie było PIĆ i KOPULOWAĆ. Przygarnęliśmy więc tę frontową sierotę by w naszym towarzystwie i pod tym niezgłębionym niebem uzupełniła równowagę płynów. Kopulację i wszelkie poboczne pozostawiliśmy Szklaneczkowatej. Ostatecznie w końcu znalazła sobie faceta, który nie boi się jej monstrualnych braci, bo sam jest większy niż wszyscy oni razem wzięci.
W zeszłym tygodniu dałem się zawlec Lenn do Cockney’a. Walczyłem ze sobą cały dzień a w końcu z żołądkiem pocierającym o migdałki ruszyłem w noc na spotkanie zła i występku. Dawno nie byłem wśród ludzi, a z natury swej nieludzki, bałem się czy jestem jeszcze w stanie mówić ich językiem. Noc ta była piękna. Mimo, że knajpa jest na jednym z większych skrzyżować Miasta, to nie jest zbyt popularna, jest względnie mała, pod ziemią i snuje się za nią reputacja dawnej knajpy skinheadów, z której co czas jakiś wypadali w nastroju upojnym i niefrasobliwym by szerzyć naturalną sprawiedliwość pośród przechodniów. Sam tam kiedyś musiałem zabulić za szybę w sklepie z zegarami, bo cisnąłem w nią jakimś łysielcem w nadziei, że opadająca górna połowa szyby przetnie go na pół.
W każdym razie było czadowo. Mała salka do tańczenia, w której gdy tylko tam zajrzałem natychmiast eksplodował wzmacniacz. Wspaniali ludzie, część z zupełnej przeszłości i nie widziana od lat. Był tam m.in. szef Lenn z Empiku wraz z żoną, okazało się, że koleś zna mnie z zamierzchłych gratkowych czasów, gdy przychodził pod pomnik. Lennonce jego, na co dzień, wiernej empikowej służebnicy szczęka opadła na blat stołu i zadzwoniła, a wszystkie zęby obróciły się wokół osi. Wokół snuły się piękne kobiety, metal lał się wprost z kolumn w żyły, piwo i wiśniówka przesiąkały granice układów, pachniał świeży pot zmieszany z perfumami, nastoletnia barmanka, z obrożą na szyi, rozsnutym spojrzeniem i w wysokich sznurowanych butach była przepiękna i smakowita. Piło się i tańczyło, politykowało w onirycznych kombinacjach, tańczyło przez ciemność, wychodziło na zewnątrz, pod metalowy dach w świetle księżyca. Wspinało się na schody ku Miastu by wyjrzeć ostrożnie na świat z oczyma na poziomie chodnika. Zostałem spity do podszewki, wytańczony do zmiażdżenia łydek i wyciskany przez rozlicznych przedstawicieli płci wszelakich. Ciapek mi tłumaczył „Że on zawsze”, a ja tłumaczyłem Damie Kier, że wcale nie jest stara. W domu byłem o czwartej a poranek był straszny.

Drrryń
- Cześć to ja, twój Il Duce
pamiętasz, że masz w sobotę
skoczyć na 3żagle zrobić
partery?
- FAK…tycznie

*

sobota, 10 września 2011

Tam, gdzie Nergal mówi dobranoc

- Co tam?
- Nie ma!
- Co nie ma? Gdzie nie ma? A,
mnie nie ma, tu, tam, tu...
- Dlaczego nie ma?
- Miałam skomplikowany poranek

(My)

Ostatnio widziałem jak koleś wyrzucał choinkę z resztkami świątecznych dekoracji. Zdaje się, że doszedł do wniosku, że czas zrobić miejsce na kolejną.
My za to prostowaliśmy drzewa na Ariadny. Łeb bolał mnie tak, że przy każdym ruchu miałem przed oczami purpurowe błyski. Całą drogę przez las trawiłem trzy Ibupromy Max, a gdy potem się przebierałem na 3Żaglach i przysiadłem na chwilę żeby zmienić buty, zamknąłem oczy a gdy je otworzyłem było godzinę później. Gdy dotarłem do domu zwaliłem się jak ścięte drzewo na blat stołu zmęczony bólem. Obudziłem się z notesem wrośniętym w twarz.
Nasza bezwzględna korporacja na opracowaną świetną metodę zdobywania nowych zleceń. Śledzimy dwie czy trzy firmy, których metody i zaangażowanie w wykonywaną pracę jest delikatnie mówiąc niezadowalające. Potem wpadamy, olśniewamy, szokujemy ruchem, skalą i technologią, i nasze imperium rozrasta się o kolejny dom czy osiedle.
Ostatnio opanowaliśmy ekskluzywne, choć lekko obciachowe osiedle w Glattkau, gdzie większość mieszkań należy do przyjeżdżających tu raz do roku warszawskich prominentów. Jak to często u nas bywa zostałem zrzucony z desantem do pierwszego uderzenia. Dziewczyny dopieszczały klatki, a ja w tumanach deszczu stabilizowałem teren zewnętrzny. W tle szumiało pobliskie morze, wiatr czesał nienaturalnie gęste trawniki, ochroniarze czyścili swojego grilla. Kląłem na czym świat stoi deszcz, wiatr i mech, który za naszych poprzedników porósł gęstym kożuchem parking, choć zdarzały się i pozytywne momenty, w końcu nie co dzień człowiek odkrywa, że grabi liście z trawnika Nergala. Jego Mroczna Eminencja, sam Książę Ciemności Pomorza, przetoczył się raz czy dwa bezszelestnie przez okolicę, swoją z pewnością śmiercionośną i napiętnowaną zapewne przez samego Belzebuba klątwą przejeżdżania na czerwonym, i, a jakże, czarną Hondą Civic. Potem zdarzał się jeszcze w okolicy ale, nie miał pod pachą sprawionego niemowlaka, siaty weków z ministranta, ani nic.
Coś jeszcze? No tak oprócz tego, że przeszedłem przez tydzień mokry do gaci I permanentnie przewiany, zostałem też porażony prądem, maszyna do podłóg osmaliła mnie dwudziestocentymetrowym, różowym płomieniem, a w kuchni odkryłem grejpfruta, który leży tam od 4 miesięcy i nie zgnił. Trochę się go boję.

- ...no, Nergal mieszka mniej
więcej tutaj.
- To jest tam,
gdzie zniknęła
Iwona Wieczorek?
- ...

(My)

*

wtorek, 6 września 2011

Piknik na skraju środka świata

- Gorąco...
- Nooo, muszę kończyć bo mi
się telefon do twarzy przylepił.

(My)

Zabawnie jest słyszeć te same megafony w telewizji i za oknem. Polski hymn wybuchł znad Baltic Areny i wstrząsnął niebem ponad Brzeźnem. W górze jasny księżyc, samochody kłębiące się na każdej płaskiej powierzchni od połowy Zaspy, niesamowite nasycenie okolicy ludźmi. Ciepło i to wspaniałe letnie niebo a na nim helikopter za helikopterem, jakbyśmy fetowali jakieś miejscowe święto Tet.
Dziś w Biedronce na kasie siedziała jakaś ucieszona brunetka... Cholera, niech na tym stadionie tak nie gwiżdżą, bo się pisać nie da... w każdym razie dziewczyna zagadywała każdego o mecz, aż trafiła na jakiegoś dziadka. Dziadek słuchał z nieruchoma twarzą jej słabnących szczebiotań, aż gdy zamarła mówiąc, że Niemcy dali teraz swoich rezerwowych, więc powinniśmy wygrać, dziadek rzekł grobowym głosem, jakim zwykle wygłasza się uwagi typu: TO żyje ewentualnie Ten pan nikogo już nie zabije - Ich rezerwowi i tak są lepsi niż nasi najlepsi. I poszedł. A pannie łzy stanęły w tych wielkich modrych oczach. Tak właśnie moi mili umiera idealizm... na kasie... w Biedronce.
W czwartek ląduję na Leśnym Osiedlu, tam, gdzie mieszkanie kupują nasi rodzimi celebryci. Będę przyszpilał Gruchałę i drapał Pazurę.
Zmęczyłem się dzisiaj. Byłem w obydwu pracach budując podwaliny kapitalizmu i każdego z nas z osobna dobrobytu, a na koniec pozagłębiałem się w skomplikowaną psychikę kowbojów eksterminujących poszukiwaczy złota z Procjona, w filmie "Kowboje i obcy". To się posuwa w naprawdę interesującym kierunku z niecierpliwością oczekuje produkcji typu Wikingowie kontra Klingoni czy Predator vs Benedyktyni: Kysz poczwaro, oto woda święcona!
Ten mecz jakoś mnie usypia, chyba wyskoczę w ciepłą ciemność by pozamalowywać reflektory niemieckich autokarów. A swoją drogą z tego, co się zorientowałem to żadnego z okolicznych, aktywnych, a i paru nieaktywnych złodziei nie ma w domu...

- Co oni tam tak bębnią?
- Chcą żebyś przyszedł,
wzywają King Konga

(My)

*

poniedziałek, 5 września 2011

Obcych rozpoznajemy po braku śladów szczepionek na ramieniu

- Nie pomagasz!
- Ale za to ładnie wyglądam

(My)

W zeszłym tygodniu weszliśmy w zakazane regiony Stoczni Gdańskiej. Uczyniliśmy krok z wygładzonego progu stoczniowej bramy wprost w ocean rdzy. Wejrzeliśmy w otchłań przyszłości w wykopach rodzących fundamenty ECS. Potem opadliśmy w dół miękko, aż nasze stopy dotknęły wychodzących spod łuszczącej się skóry asfaltu bruków. Myszkowaliśmy pośród wyprutych bebechów polskiej gospodarki.
Najbardziej niesamowite jest to skumulowane na niewielkiej przestrzeni współistnienie epok i stylów: Tu mocarstwowo pręży ceglane muskuły Stocznia Cesarska połączona pałąkami suwnic z zgrzebnym socrealem, ponad przycupniętymi grzybami bunkrów przeciwlotniczych z drugiej wojny. Rozbryzgane szkło martwych hal, porastające mchem sentencje, kolorowe ślady osady artystów na zwalistym tle Hali U-bootów. Autobusy z turystami i Krzywonos przemykająca nagle na tle polowej kuchni. Obsadzone starymi drzewami aleje, negatyw miasta, Awaria kradnąca kadry i wrzucająca je na Fejsa jako swoje.
Później, w tygodniu, nagłe zatrzymanie. Lody w gasnącym słońcu na dnie kanionu Długiej. Lady Dżi mówiąca, że będzie zajęta. Wejście w mrok Teatru w Oknie. Sitar, bębny, Marzan ubrany jakby właśnie zszedł z gór, albo odpadł od Hueya ulatującego z płonącego Sajgonu. Rytm słów, rytm krwi, mrok, żyły wypełniające się poezją, myśl wypełniająca się wiatrem znad poszarpanych grani. Chrzęst kroków na żwirze wszystkich polnych dróg świata, oddech, oddech i krzyk, i wiatr i powoli spływające przez powietrze kartki. Było mrocznie, było dziko. Tak jak lubię. Tak jak lubią wszystkie dzikie stworzenia świata. Mordowani przez Indian podróżnicy, brzeźnieńskie wycierusy czy Holly Golightly.
Arek, który nie wygląda na osobnika, który zbyt często styka się z żyjącą poezją, parował wrażeniami jak ksiądz w salonie sado maso.
Balbina przybyła na 3żagle po swoje rzeczy (tu marsz imperium). Przybyła z całą swoją rozliczną rodziną, której nasz Il Duce nie wpuścił jednak za płot, tak, że lukali smętnie jak Balbina tacha graty. Wyniosła tego z trzy wory, a gdy zapadła noc, nasz wódz otrzymał oburzonego smsa, że brakuje szampana i 15 zeta w miedziakach... Cholera, szampana, dobrze, że nie zapomniała kawioru i ostryg.
Dana wysłali na jakąś pipidówę, żeby rozkopywał koniec świata. No to wykopał starą bombę i sparaliżował miejscowe roboty.
No i ostatecznie dochodzimy do urodzin Pazurkowatej i Dana. Wyszło nawet nieźle. Piliśmy mieszając, jedliśmy nadużywając czosnku, gadaliśmy wesoło. Awaria dostała histerii i machając kończynami odbiegła w noc, Lenn oglądała do nocy Sucker Punch i dziękowała nam, że go jej pokazaliśmy. Tego wieczoru poznałem naprawdę wiele dziwnej muzyki. A dziś ziejąc w chwasty randapem pośród wietrznych turbulencji, zakropliłem sobie oko tym radioaktywnym cholerstwem. Jeśli jutro będę żył, doznam wysublimowanych rozkoszy oglądając Kowbojów i obcych.

Czy członek członka partii
jest członkiem partii?
(Alicja)

*