Ja
nie obchodzę urodzin,
ja
robię kolejny level
(Kwejk)
Dziewczyna
o zmienionym imieniu tańczy w deszczu. Gdy obraca się wokół
własnej osi zapalają się lampy rtęciowe na bulwarze i wokół jej
gołych nóg rozlewają się migoczące, fotonowe smugi. Ma na uszach
słuchawki, tańczy do muzyki, której nikt z nas nie słyszy. Dla
nas ona wiruje w rytmie fal gasnących w piasku i ktopel bijących w
rozbujane liście.
Ostani
dzień urlopu. Jesień w pełni. Deszcz łączy ziemię z niebem,
stawiam kroki pośród kałuż, moje istanienie zaburza ich
powierzchnie. Zostawiam ciepły tunel pośród kropel. Jestem ciepłym
cieniem w wilgotnej pamięci świata. Trzy tygodnie: przygotowania,
ślub, wesele, pełen wspaniałej grozy pierwszy taniec, dwa wyjazdy,
przeprowadzka Szponiastej i jej ukobiecenie, niemal dokładnie w
ćwierćwiecze jej istnienia. Po tym wszystkim wracam na front
zszywania podszewki świata, wyjących silników i zapachu trawy o
świcie. Oczywiście o ile mój szef nie wpadł w między czasie na
jakiś wspaniały pomysł redukcji etatów, obniżenia pensji czy coś
równie obiecującego. Jeśli wszystko dobrze pójdzie to pierwszy
raz w życiu dostanę pensję z miesiąc nicnierobienia.
Zadziwiające.
Na
razie poszukuję w moim kompie połowy muzyki z folderu „miejsca
ciemne i wilgotne”, jeśli jej nie znajdę komputer spłonie. W
nowym wazonie cięta róża czeka, aż Pazurkowata przyjedzie z
gorącym ciastem na jutrzejszą imprezę. Moje mieszkanie wciąż
usiłuje zasymilować jej rzeczy. Wciąż usuwam na zewnątrz jakiś
nadmiar. Chyba najwyższy czas wynieść ten wór stringów, które
trzymałem w charakterze trofeów.
W
środę mieliśmy zaległą sesję fotograficzną, trwała 4,5
godziny, jak zdjęcia dotrą to pokażę wam jak panny młode
rozstrzeliwują bociany.
Dobra,
tyle na dziś idę przyklejać haczyki w łazience.
-
…zrobisz to.
-
Nie! My kiszczaki nigdy nie ustępujemy!
-
Teraz ja też jestem kiszczakiem…
- Demyt
(My)
*