wtorek, 28 września 2004

bardzo, bardzo donnerwetter

Piąta rano to ulubiona pora samobójców
o tej porze nikomu nie chce się żyć

Dzisiaj będzie o wczoraj...
Dużo pracowałem i wydawałem bez radości pieniądze na potrzebne rzeczy. Czasem naprawdę ciężko jest być teoretycznie bezrobotnym. Do tego mocno męczy mnie wymuszona obietnicą uczciwość. Skuteczne czynienie zła daje satysfakcję i gwarantuje wysokie poczucie własnej wartości. Kiedyś jednak doszedłem do wniosku, że jestem jednak coś winien społeczeństwu na którym żeruję.
Przed chwilą wszedł mój starszy i nastąpiła intensywna wymiana opinii. Znowu dowiedziałem się, że mam wypierdalać z domu .
Na chwilę przed wieczorem o Brzeżno uderzyło słońce, wcisnęło się pomiędzy szare płyty paździerzowe nieba i ziemi, wszystko aż drgnęło pod naporem światła. A mój pokój zalało płynne złoto. Każdy jeden przedmiot na chwilę stał się piękny. Pomyślałem, że gdzieś tam daleko jest ten szczęśliwy świat nad którym świeci słońce, a nam dane jest ujrzeć przez chwilę jego blask przez jakąś podniebną dziurkę od klucza.
Parę dni temu po piętnastu latach rozważań, ustaliłem w końcu mój pogląd na aborcję. Przedtem byłem ciągle rozerwany pomiędzy argumenty logiczne i emocjonalne, logika walczyła z moralnością. To dla mnie ważny przełom, przedtem starałem się unikać tego tematu, by nie wydać się niekonsekwentny. Od razu podzieliłem się moim sukcesem z Lenn, byłem z siebie naprawdę dumny.
Ojciec nadal przetacza się przez dom, a ja podgrzewam co jakiś czas atmosferę zadając uprzejmie pytania typu: Wybacz, ale czy ten wrzask ci w czymś pomaga? Czy wydaje ci się, że dzięki niemu jesteś lepiej rozumiany, a przynajmniej lepiej słyszalny? Albo pod koniec kolejnej tyrady, gdy już wyleje do końca pretensje i patrzy na mnie, oczekując ukorzenia, bicia w piersi i podziwu dla bezwzględnej mądrości wieku, ja patrzę na niego z mglistym uśmiechem i pytam zachęcająco: No i ?
Nic to, jak mawiał pan Michał. Leżę sobie zwisając ze stołu. Przez słuchawki płynie ścieżka z Requiem for the dream. Umieram w sobie cicho i jestem zmęczony, naprawdę zmęczony...niech mi ktoś przyniesie herbaty...

Na koniec i was uszczęśliwię:
400 razy brudniejsza
od przeciętnej deski klozetowej
jest klawiatura komputera.

A więc myjcie przed włożeniem do ust,
cokolwiek to jest...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz