sobota, 25 września 2004

pierwsze słowa mojego ojca po powrocie z dwutygodniowej podróży "aleś ty się spasł"


bursztyn w gablocie
znaleziony w błocie
gdzieś na bezkresnych równinach
przez przemytników namiętności
którzy do życia potrzebują tylko haszyszu dni umarłych
przekwitłych kwiatów równin i pożółkłej trawy
chmury na horyzoncie
głaszczą gwiazdy
chłostą ulewy
opiewanej w ptasich legendach
gdzieś pod dachami światów
wszystkich światów do jakich docierają
murszejące kogi kupców rzeczywistości
widmowa galera
pełna tajwańskiej elektroniki
pędzi z wiatrem by podbić Inków
ale rozbije się o stalowy kadłub Nautyliusa
Kapitan Nemo uśmiecha się pod nosem
odpalając pociski balistyczne
które zetrą z powierzchni ziemi Dżakartę
i setki dżonek na redzie Singapuru
gdzieś tam przy dnie
syreny niosą trumnę z Leninem
pogrążonym w syberyjskim śnie
o krajobrazie okratowanym
antenami baz ostatecznych
śpiących pod lodem niczym krakeny
dosiadając demona gnam przez senne odbicia
nie to demonica
i to ona mnie dosiada
prężąc spocone piersi
będziemy pierwsi
na granicie skarpy
gdzieś nad Arabią Saudyjską
w izraelskim myśliwcu
polując na kaczki
i piekąc ziemniaki w ognisku

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz