Miło popatrzeć jak Kiszczak rozmawia
przez telefon z Pazurkowatą. Od razu
porasta różowym futerkiem
(Tau)
Nie piszę ostatnio za często, ale to dlatego, że nie ma za
bardzo o czym. Przeprowadzam akurat dwie większe życiowe akcję i można
powiedzieć, że jestem dość skoncentrowany i wyciszony. Wszystko dociera do mnie
przez grubą szybę, niewiele przeżywam.
Szponiasta też nie jest w dobrej formie, za chwilę zaczyna
zajęcia, a to do tego jeszcze rok licencjatu więc ma stresa, którym dzieli się
ze mną hojnie i wylewnie, tak, że nawet to co miało być romantycznym dniem we
dwoje, przy filmach i żarełku zmienia się w atomowy tor przeszkód.
Świat wokół za to jest piękny chociaż moczopędny. Mieliśmy
nawet trzy Dani ładnej pogody. Dużo kolorów i te, no, ciepło. Zdjąłem nawet
wierzchni sweter. Jedliśmy nocną pizzę u Lennonki i zapijaliśmy winem sławiącym
na cały świat gruziński monopol siarkowy. Podejrzewaliśmy nawet, że złożony
bukiet tego trunku pochodzi od pierwszych rosyjskich czołgów, które przemknęły
przez halę rozlewni w pogoni za bohaterską, choć nieuchwytną armią gruzińską.
Oglądaliśmy dwa przedziwne filmy, jakiś naprawdę intrygujący horror z Lordi,
który dzieje się w szpitalu w którym zatrzymał się czas... O rany, czy wy
zdajecie sobie sprawę co się dzieje w szpitalu w którym zatrzymał się czas?!
Przecież szpital to straszne miejsce. Szczególnie w Polsce. Tam ludzie
umierają. Co ja mówię, padają jak muchy. Drugim filmem była „Kraina traw”,
whoa! Dalej nie wiem co o nim myśleć, ale że się o nim myśli to pewne.
A tak poza tym Lenn wkroczyła na drogę mamutów i ponownie
podąża odwiecznym szlakiem tych wielkich stworów. Dan się tylko uśmiecha jakby
czekała nas jakaś paskudna niespodzianka.
Iza na głodzie nie może
Czeka na ciepły kebab
Krzysztof ją gładzi po udzie
Niech się naje do syta
(nie mogłem się powstrzymać)
*