wtorek, 23 maja 2023

Rekiny są starsze niż drzewa

Kiedyś wakacje to była cała epoka.

Dziś to trzy wypłaty

(sieć)


Chory. Potykam się o własne, miękkie nogi. Ciśnienie wewnętrzne rozsadza myśli i opieka ograny, przychodzi potopem mrozu kostniejących nóg i falami termojądrowego ciepła sunącego pod klatką żeber. Momentami nie wiem co widzę, nie rozumiem co myślę. Mruczy pulsometr, Serwer w przychodni zapada się pod ciężarem służby zdrowia. Bez zwolnień, bez nadziei idę do ogrodu by przez sześć godzin bujać się delikatnie pod majowymi gałęziami drzew. Jest tak pięknie i świeżo. Nowiutkie słońce prześwietla nowiutką zieleń liści.

Ostatnio odkryłem lepką oślizgłość USG

Jeszcze nie wiem co ze mną będzie, czy będę jeszcze mógł się pochylić bez zawrotów głowy. Czy pójdę do pracy, czy pójdę się przejść, czy pójdę.

Ostatecznie okazuje się jednak, że gdy zbliżamy się do krańców to zostajemy sami. Nikt z nami nie idzie do końca. Trzeba więc kochać i szanować tych, którzy idą z nami najdalej. Kolejny krok na czarnym piasku, niebo nigdy nie jest tak zimne i bezkresne jak wtedy gdy się boimy.

Nie zostawiaj mnie

Przytul

SOS  

 

sobota, 10 grudnia 2022

Załamania krawędzi

 A ci, którzy tańczyli zostali uznani

 za szalonych, przez tych, którzy

 nie słyszeli muzyki


{Nietzsche}


Przerwa w opadzie, mam budzik nastawiony na 3, ale zapewne tylko wstanę i wyjrzę za okno. Dziś nie spadną gwiazdy ani śnieg. Potem opadnę w kolejkę snów. W pracy zaczynam uchodzić za szaleńca, rozdaję igły opinii, które nie chcą już spoczywać w wrośniętych w kościec futerałach grzeczności. Ludzie okazali się najbardziej zawodnym elementem rzeczywistości, dziurami w osnowie przez które dochodzi światło i głosy z innego miejsca, nazwijmy je wspólną płaszczyzną myśli i idei. Zaglądam tam przez te dziury i coraz bardziej jestem przekonany, że to nie bajka dla mnie. Nie ma we mnie potrzeby dostosowania ani akceptacji przez gatunek, którego zachowanie i egzystencja opiera się w większości na wytrenowanej automatyce i systemowych błędach. Nie chce mi się reagować na interpretację  mnie w obcych umysłach. Czasem owocuje to totalną wymianą ognia, ostatnio ostrzeliwałem się jak Bismarck, na dwa fronty, w samochodzie gdzieś u stóp Moreny, na krawędzi lasów Migowa.

 Jestem sam w domu, czekam na opad, wyjechał nawet pies. Zimy mają smak soli, słucham jak Sannah marzy o stadionie i czytam hurtem heksalogię Jadowskiej. Chciałbym rzucić pracę, by odzyskać czas i odczuwanie magii tętniącej pod brukami Miasta. Zmęczenie i ból odbiera mi wszystko czym jestem. Kiedyś Kerry King spytał mnie czym jest wolność. Dziś odpowiem, choć tytan ten padł już tak dawno, że wiatr rozwiał nawet azbestowy pył, jaki wzniecił ten upadek. Wolność to odrzucenie bezpiecznej rutyny, rozpięcie pasów i zamknięcie oczu, życie z dnia na dzień bez podstaw i zabezpieczeń, wolność to życie na krawędzi zniszczenia, to pęd w kuli ognia przez niebo, na sekundę przed wypaleniem. By opaść miękkim, gorzkim popiołem na twarze wpatrzonych w gwiazdy zakochanych i marzycieli

Źyj co dzień jakbyś miał żyć wiecznie,

pomylisz się tylko raz  

*

czwartek, 30 czerwca 2022

Talia znaczonych barw

 Oto nasz świat. Drobna kulka

zawieszona na promieniach słońca

(Sagan)


Na zewnątrz powoli sunie burza. Odległe gromy rozbrzmiewają gdzieś pod powierzchnią świata. Spokojnie wyciągam drzazgi z rąk, słuchając Luca Evansa śpiewającego, że miłość to pole bitwy. Kiedyś właśnie tak chciałem wyglądać i taki mieć głos. Dziś wygląd staje się dla mnie czymś abstrakcyjnym. Nie patrzę w lustra, nadmiar tego co w środku zasnuwa płynną watą to co na zewnątrz. Zazwyczaj definiuję się jako myśl.

Fala upałów jest czymś zupełnie innym, gdy pracujesz pod otwartym niebawem, to pojedynek woli, czy wytrzymasz, czy to zniesiesz gdy świat powoli oddziela twoje ciało od kości. 

Byliśmy ostatnio w Przywidzu, to moja przystań dobrego samopoczucia. Jeżdżę tam, żeby się nie ruszać i patrzeć jak woda odbija światło. Obecny wyjazd minął pod znakiem "Przemijania", gadaliśmy z Krzyśkiem, sącząc różne roztwory, o przeszłości, o ubytku objętościowym dni i sekund. Lasy i wzgórza opływały nas spokojnie, a my siedzieliśmy, gadaliśmy i patrzyliśmy jak świat przemija w własnym tempie.

Cudownie jest się starzeć. Czuć jak centrum wszechświata pokrywa się powoli z naszym centrum. Galaktyki w moich żyłach, cień mgławic pod powiekami. Gigantyczna czarna dziura ziejąca nieukojoną żarłocznością w miejscu serca.

Wpadł też ostatnio Marzan, zapraszałem na ciepłą wódkę, ale było zimne piwo, dużo zimnego piwa. Zapoznałem, go z Umierającą Ziemią Vanca i Opowieściami z Siekierezady pisanymi gdzieś tam daleko, w mojej ukochanej Cisnej, przez ostatniego bodaj Mad Maxa polskiej literatury. Skończyliśmy słuchając do nocy z Tuba ukraińskich i rosyjskich punkowych kawałków, które nawet gdy są wesołe, to śpiewane są z krawędzi grobu. Wczoraj upał, praca i alkohol, złożyły wota w umęczonej świątyni mojego ciała i posłały mnie na kilkanaście godzin w krainę snu. Było tak cudownie bezmyślnie, że nie żal mi utraconego na nic czasu.

A dziś jest ostatni dzień istnienia Samu w Brzeżnie. Jest to miejsce, które znałem całe życie. Robiłem tam pierwsze zakupy i stałem pod nim w śniegu, przez całą noc w kolejce po kawę. Szło się całą rodziną, rozstawiając strategicznie w kolejce, bo był limit na osobę. Tam też widziałem jak zmieniał się świat. Twaróg, serki  homogenizowane i lody kalipso zmieniały się w ocet i skamieniałe pierniczki katarzynki. Potem Ptyś i Irysy z makiem, a potem eksplozja lat 90, kiedy wszystko wypełniły kolory i niepowstrzymany nadmiar, który pokochałem.

Zamknięcie Samu kończy pewną epokę, moją. Ostatnio wszystko zaczęło się zmieniać, osiedla wkraczają na ostatnie brzeźnieńkie dzikie pola, rozwijają się drogi. Grodzona jest martwa linia kolejowa, która nie jest już martwa. Wszystko zostaje usystematyzowane i ostatecznie zamknięta, a ja tkwię między stronami, nie mając dokąd pójść. To ostatni rozdział mojej opowieści. Wygląda na to, że go przetrwam. Trzeba będzie zacząć pisać coś nowego. 


Czyż z reguły tak nie jest, że zabija

 nas to co najbardziej kochamy?

( Wyimaginowania rozmowa z Lennonką, podczas jakiegoś spaceru)

*

poniedziałek, 6 grudnia 2021

Boli mnie krew

- Po co istnieje cierpienie?

- Żebyśmy zmieniali nasze zachowanie,

 jak przy dotknięciu żelazka. 

 Brak cierpienia może zabić.


(Weber)


Jakże trudno zacząć pisać, Piach w trybach idei. Samotność wywołuje skróty w myślach, które rozumiemy tylko my sami w sobie. To dlatego starsi ludzie wydają się dziwaczni, słyszymy tylko część dialogu.

Delikatny nalot zimy. Codziennie o 3 szykuję się do drogi. Miasto o czwartej rano jest puste i należy do mnie. Muzyka i ciepło rozsadzają kabinę wozu. Elfia srebrzystość zewnętrza pod uciekającym chmurom księżycem. Każdy cień ostry w swej czerni kryje niezmierzone tajemnice. Ostatni bastion niezwykłości nim masa odpali się światłem w kuchniach, wypachni kawą i wyleje otworami drzwiowymi w rynny ulic i obowiązków. Po powrocie zwijam się w koc i psa i śpię. Mój dzień zaczyna się o dwunastej gdy wszyscy są zajęci, rzeczywistość dopada mnie dopiero po południu.

Okropnie bawią mnie ludzie, którzy krzywią się na mój widok. Obraz robola z szuflą w workowatym, szarym stroju. Cieszą się swoją wyższością klasową, średnim metrażem swych minimalistycznie wyposażonych komór mieszkalnych, w stonowanych kolorach, w kolejnym betonowym kurniku. Określeni regularnością spłaty kredytów, uwiązani jak łańcuchowe kundle do godzin pracy. Przeciwstawiam im powolne jedzenie skrajnie złożonych kanapek (bułka, margaryna przeciw cholesterolowa, pasztet z jelenia z kurkami i żurawiną, odrobina maggi, majonez, ogórki kiszone, cebulka i szczypta warzywka), early greya w półlitrowym kubalu i nową książkę Pilipiuka. Pamiętaj nie płacą nam pieniędzmi, płacą nam czasem naszego życia.

Śledzę kursy walut, tak jak przewidywałem, rozdawnictwo pieniędzy skończyło się inflacją, opróżniamy konta i idziemy w Euro, byle dalej na zachód od ekonomicznej bolszewii. Wkrótce na poważnie ruszą kredyty, raty przerosną płace. Przewrotnie cieszy mnie to bo ofiarami będę głównie ci co w to piekło nas zepchnęli. Czekam aż zaczną znikać w wstecznym lusterku.

To w ogóle zabawni ludzie. Pislam wbrew wszelkiemu rozsądkowi nie wprowadza obostrzeń covidowych, bo te uderzyłyby w ich twardy elektorat. Mądrzejsi odważniejsi już się wyszczepili. Nie powiem to też mnie bawi. Bardzo popieram antyszczepionkowców, czym więcej ich zdechnie tym mniej zostanie idiotów i wyborców piSSu, do tego jeszcze wrosną nam emerytury.

Radosne czasy, celebracji nieszczęść i składania ofiar. Jakże kocham ten kraj wypełniony i iluzją, natchniony obłędem i pełen nieokiełznanego, radosnego rozpierdolu. Żyjemy z złej bejce. Mylimy ból z przyjemnością.

Ufo - Podbiliśmy wasz kraj i

         zabiliśmy przywódców...

Polacy - Kurwa, nareszcie!


*

     

wtorek, 5 stycznia 2021

Popiół pod jej stopami

Wielu ludzi wierzy, że życie na ziemi posiali                                                                                              kosmici. Ja należę do tych, których niepokoi                                                                                                fakt, że kiedyś powrócą zebrać plon.

(sieć)

Przeczytałem ostatnio stareńką, trzystustronicową książkę, której główna akcja trwa jakieś 7 minut. Żeby nie zagęszczać opowiada o ludziach będących w danej chwili w różnych odległościach od punktu zero eksplodującej bomby wodorowej. Poznajemy ich na parę minut przed końcem. A potem towarzyszymy im przez chwilę niebiańskiego blasku przenikającego przez wszystko, aż do chwili całkowitego wyżarzenia ostatniego zęba na płynącym w podmuchu fali uderzeniowej asfalcie, rozsmarowania po jezdni dwutonowym kawałkiem dachu czy powolnej śmierci od poparzeń, które układają się na ciele w kształt wzorów, które akurat mieliśmy na ubraniu. Wszystko to opisane lekkim tonem, okraszone masą interesujących szczegółów i obserwacji. I faktycznie czyta się to lekko aż do końca, ale jest to lekkość gwiazd miażdżonych horyzontem zdarzeń na poszarpane kawałki atomów, w drodze do wyjącej przerażeniem czarnej ostateczności.                                                                                         Na koniec zaś odkrywasz, że i ty jesteś pośród bohaterów tej książki.                                                            

*      

  


czwartek, 5 marca 2020

Chyba jestem wybrakowanym bogiem


Codziennie ciężko pracuję na dragi,
 dziwki i lasery... eee, znaczy chleb

(Kacper)

Gdy zmierzchały wielkie wojny dawnych czasów, gdy wiek pary pokrywać poczęła śniedź przyzwyczajeń i ognistowłosa Lady Rdza, wtedy rosnące na prowincji jednego z imperiów Miasto  postanowiło zmodernizować linię kolei żelaznej z Nowo powstałego Portu do samego centrum. Na podmokłych łąkach nieopodal jeziora Zaspa pojawili się geodeci i inżynierowie, pokiwali mądrze głowami i zdecydowali, że tory pójdą po nasypie. Opadał własnie pył po ostatniej z wszystkich wojen, miasto demilitaryzowano, więc ich wzrok opadł na spiętrzoną cegłą i betonem, najeżoną lufami harmat Festung Brosen, Twierdzę Brzeźno. Były to czasy gdy niczego nie marnowano, w ruch więc poszły młoty, powietrze rozdarły eksplozje. To co skruszono przewieziono obok i rozsmużono długą linią w kierunku Miasta Miast. Z Twierdzy pozostawiono zaledwie jedną pierzeję w której schronach ludzie porobili garaże, a w betonowych kręgach gdzie niegdyś były osadzone potężne dzieła przeciwlotnicze 88mm, paliliśmy ogniska, opiekając radioaktywne kiełbaski "ogniskowe", które w chwili nieuwagi potrafiły zapłonąć błękitnym ogniem.
Ostatnio linię kolejową znowu rozpruto w szale modernizacji. Wędrowałem z psem Kluskiem ponad wykopem i patrzyłem na ukryte w gruncie warstwy cegieł, wyszukując co jakiś czas perełki w stylu: pokrzywione, pancerne drzwi, zawleczki od handgranatów, czy resztki skrzynek po amunicji. 
Ci którzy tu kopali. byli pewnie zdziwieni.
Słyszeliście o koleinach pozostawionych 12 milionów lat temu w dolinie frygijskiej, w Turcji. Wyglądają jak zwykłe ślady ciężkiego samochodu, rozchodzą się tam gdzie skręcał, zostały nawet ocieruchy na skarpach obok trasy przejazdu, wszystko skamieniałe.
Mnie to dziwi, i trochę bawi. Jak to pisał Lec: Ile było potopów bez Noego?
Ostatnio czytałem, że znaleźli wrak okrętu wikingów na dnie Missisipi

Opowiadam o czymś przy robocie.
Boh - Ty to zawsze jakąś głupotę wyczytasz.
Kacper - Ale czyta...

*

piątek, 6 grudnia 2019

Seryjny samobójca

Po tej stronie snu
nie ma ateistów

(Grzędowicz)

Nie mogę czytać tej książki dłużej niż godzinę. Czytam ją przerywając innymi książkami, a gdy litery i zdania eksplodują płonącym gejzerem z moją czaszkę słyszę tylko szum w głowie i rozedrganie w trzewiach, jakby moje jelita zmieniały się w przesterowane struny. Radio Armageddon to potężna książka, potężna dla tych, "co przez całe, życie żyją w lęku przed nuklearną zagładą, by odczuć ostateczny spokój widząc atomowe grzyby za oknem". To opowieść której akord dołącza do zasnutego pajęczyną rytmu symfonii zniszczenia, za którą tęsknią takie stare potwory jak ja.
Obecna mechanika otaczającego mnie świata jest dokładna i dopasowana.  Jestem w wieku, w którym już utartym torem podąża się w kierunku otchłani i coraz bardziej niespokojnie poszukuje się zamienników emocji, które choć na chwilę przytłumiłyby niespokojne przeczucie nadchodzącego końca.
Ostatnio naszą bezpłodność lekarz wsparł mi zestawem witamin i wychynąłem na moment z brei dopalony energetycznie, co też jest niepokojące, bo z reguły taki przypływ energii to ostatnie zmobilizowanie ciała do walki, przez gadzią część naszego umysłu, która zwyczajnie nie potrafi się pogodzić ze świadomością, że niedługo jej nie będzie.
Dobra, koniec idę na firmową wigilię pić na koszt ciemiężycieli i podszczypywać Ukrainki.
Na koniec zostawię z sobą muzykę, wystawię twarz na zimny powiew wiatru. Wezmę głęboki oddech...
i wejdę w noc.

Pod ziemią spędzisz więcej czasu niż nad nią

(sieć)

*