Tylko
odważni zasługują na prawdę
Ona
przychodzi ze świtem w tumanie radioaktywnego piasku i szklistych
odłamków iperytu wprost z usianego szkieletami dna zatoki. Splątana
światłem gubi krople rtęci, i przesyconą węglowodorami morską
wodę. Przysiada przy nas pijących, pijących bez końca, aktualnie
wpatrzonych w jej mokre, kształtne kostki, ewentualnie słoną
kroplę wody wtaczającą się łoskotem w otchłań dekoltu. Patrzy
na nas, patrzymy na nią, Brzeźno nie ma końca. Brzeźno wokół,
Brzeźno w nas. Brzeźno nieskończona bestia osadzona w naszych
duszach wyrzucanymi przez fale warstwami piasku, zapalniczkami i
plastikowymi nakrętkami, cierpkim mazutem i prochem dawno
skończonych bitew.
Ta
plaża to nasz przystanek. Wszystkich tych którzy stąd nie odeszli.
Siedzimy tu czekając na autobus życia, który dawno temu zniknął
za zakrętem. Siedzimy tu jak w piosence Myslovic, rzucając
butelkami w koła papierowych samochodów, filmowych wizji i
nielicznych, uciekających przed ciemnością turystów. I tylko
czasem, gdy już wystarczająco dużo wypijemy, gdy już
wystarczająco dużo powiemy i wyśnimy w siebie na jawie, lub z
pachnącym dymem przychodzi Ona, obleczona w światło, piękna jak
bohaterska śmierć, rozsmużona w ciele tysiąca najpiękniejszych
żon. Wychodzi spośród fal, marzeń i chęci, kuca tuż przy nas,
wyciąga rękę. jej dotyk na policzku przynosi sen, przynosi śpiew.
Zabiera ból i czas. Osiada srebrnym pyłem nadziei pośród
neuronów.
Później,
gdy budzimy się sami pośród ciemności, gdy otwieramy oczy na nic.
Dzień codzienny, pracowniczy - niewolniczy. Właśnie wtedy gdy
budzimy się w samym jądrze zimna i wycia, skąpani w własnej krwi
i wydzielinach gotujących się pod skórą, właśnie wtedy...
uchodzące ciepło na policzku, pozostałość jej dotyku zmusza nas
by wstać. Stanąć pośród ciemności i osypijącego się piasku,
spojrzeć w oczy potworom wypełniającym ciemność, splunąć,
przekląć i z pogardą rzucić: Tu jestem kurwie syny, bierzcie mnie
jeśli potraficie!
Nieważne
jak bardzo żałośni i niedostosowani jesteśmy, nieważne jak mało
nas pozostało, nieważne czy pozostanie po nas ślad, kropla krwi na
betonie, słowo napisane w piasku plaży. Byliśmy tu, była tu Ona,
było tu Brzeźno. Brzeźno miasto połamanych dusz pod którym
krzyżują się fale wszystkich oceanów. Epicentrum i iglica na
której obraca się rzeczywistość. Brzeźno forever.
*