sobota, 22 marca 2014

Zakurzony kąt pod biurkiem wieczności

Dzisiejszy dzień to dziki korkociąg w dół. Rzeczywistość mnie pali. Czuję upływający czas i cieszy mnie to bo każda upływająca sekunda zbliża mnie do ostatecznej ciemności, w której będę wreszcie mógł wyszeptać w ucho mojemu dowcipnemu Stwórcy "A teraz zniszcz mnie, całkowicie i ostatecznie. Pluje na każdą z twoich wieczności chcę przestać czuć i myśleć. Chcę być unicestwiony tak by nie pozostał po mnie żaden ślad"
Gdy umrę karzę się spalić na stosie z moich  książek.
Każdy oddech sprawia mi metaforyczny ból, myśl o pójściu do pracy w poniedziałek wywołuje już fizyczne cierpienie. Chcę iść spać i nie obudzić się. Chcę wszystko rzucić i zostawić. Chcę kogoś obchodzić.
Człowiek jest skonstruowany tak by żyć do 35 roku życia. W realnym świecie albo już umierał ze starości, albo go coś zeżarło. Po tym terminie ważności, jest już tylko powolne umieranie. Utrata szczegółów i kolorów. Miejsce wszechogarniającego przyzwyczajenia bez zdziwień i zadziwień. Miejsce w którym najlepszym miejscem do ucieczki jest pamięć.
Chyba że ma się marną pamięć. Wtedy przejebane.
Moja mielizna rozbrzmiewa dziś stojedynką Depeszów, na głowie mam kaptur by ukryć się przed rozlewającym się pomiędzy zbyt bliskimi horyzontami słońcem. Jestem sam. Zupełnie sam w sobie i nie mam nawet gdzie iść bo dawny świat postatomowych fantazji zajęły zgrabnie przycięte osiedla pastelowych domków. Dzikie ścieżki pokrył polbruk i plastikowa horda mieniąca się w słońcu od opakowań z Biedronki.
W nocy przeszła nad nami niesiona południowym wiatrem burza. Ale nie zabrała mnie ze sobą.

*

niedziela, 16 marca 2014

Czasami bycie mną jest dość tajemnicze

- Hej chłopaki z Nagasaki!
- Hej dziewczyny z Hiroszimy!

(Jedno z tych tajemniczych wymian powitań jakie można usłyszeć z rana w pracy)

Pierwszy wiosenny sztorm porywa z dachów ostatnie strzępy jesieni. Ulicami toczą się fale pyłu i przypadkowi żule o rozszerzoych niedowierzaniem przekrwionych ślepiach, śmieci dekorują fraktalami płoty. Morze wypluwa na brzeg wszystko co ludzkie. Gałęzie zaczynają się zielenić, Daniel po raz pierwszy w tym roku psuje weltykulator. Wraży łeb unoszą hormony  i znów zaczynam wszędzie widzieć kobiety.
Landryna już nas nie kocha, zdaje się rozciągnęła swoją prywatną wojnę z Avatarem na nas wszystkich, albo może za bardzo przeszkadzaliśmy w procesie minionyzacji Areckiego, któż to może wiedzieć.
Dziś masturbacyjne referendum na Krymie, ruski brędzlują swoją dumkę narodową. Na miejscu Ukraińców w chwili gdy kacapy postanowią przytulić się do swej przegniłej Rodiny, uznałbym ich wybór, pogratulował a następnie odciął wodę, prąd, gaz i ścieki podłączone przecież do Ukrainy, a na koniec wybudowałbym na granicy wysoki zwieńczony drutem kolczastym pod napięciem mur i tylko od czasu do czasu zaglądał na drugą stronę przez peryskop by zobaczyć jak tam radzą sobie bez turystyki, która generuje większość miejscowego dochodu. Chcą do Rosji, więc niech Rosja ich utrzymuje.
I tyle na dziś, pogoda zmieniła się i solidnie mnie muli. Za jakąś chwilę skorzystam z nieobecności małżonki i udam się na plażę w celu pielęgnowania miejscowych stosunków towarzyskich. A jutro praca, o rany jak mi się nie chce nawet o tym myśleć.

W ogólnym przekonaniu wiewiórki to
istoty wprost urocze, gdy skaczą po
drzewach ludzie pokazują je sobie palcami.
- Ojej, jaka rozkoszna - a ich głosy stają
się niezwykle przesłodzone i wznoszą się
falsetem w górę.
Pozwólcie jednak, że wyjaśnię tu od razu
jedną rzecz: wiewiórki są rozkoszne tylko
wtedy, gdy są na tyle małe, że można je
rozdeptać. Kiedy człowiek staje przed
gigantyczną wiewiórką wielkości betoniarki
z miejsca przechodzi mu słabość do tych
stworzonek...

(Hearne)

*

poniedziałek, 10 marca 2014

Wampiryczne cechy polskiego romantyzmu

Na plecach nosiła strzelbę z
kompozytów ceramicznych,
a jej wyraz twarzy sugerował
wiele niezałatwionych spraw
( Pratchett\Baxter)

Wolny jak dzika świnia, owinięty w muślin czasu wolnego, pod słońcem tego nagłego wcześniaka wiosny mknę przez przestrzeń powiewając strzępkami dobrych myśli, śladem wspomnień starych i zaśniedziałych jak lufa dziadkowego mauzera ukrytego w meandrach strychu, w oczekiwaniu powrót czasów złych i niewyraźnych.  Przez te dwa dni zamierzam udawać że mam wolną wolę.
WhiteTown było dla mnie zawsze starą, stylową damą. Pastele cieni pośród koronek fasad starych willi. Zwiewny duch belle epoque  dobrego wychowania przeniknięty miejscami rytmem muzyki osiemdziesiątych lat. WhiteTown zawsze było ucieczką od trywialności dnia codziennego i oddechów ludzi w SKMce... ale przestało. Dziś ulice wypełnia ruch, a za coraz cieńszą skorupką fasad wzbiera krzyk. Dawna dama osiadła w falbanach dachówek pośród spienionych zielenią wzgórz zmienia się w balansującego na obcasach biznesowego wampa, malowaną wydmuszkę bez duszy, katatoniczkę o ostrym make upie.
Dawno, dawno temu chodziłem do WhiteTown by się uspokoić, by się otulić harmonią, mieszanką morza i miasta ze snów. Nie byłem sam, wokół krążyło całe mnóstwo różnej maści dziwaków i outsiderów z całej Polski. Całe mnóstwo ludzi przyjeżdżało tu by spędzić swój ostatni dzień na Ziemi, a potem umrzeć gdzieś w pół drogi do Gottenhaven. Na piasku pozostawały po nich torby i plecaki z dokumentami, porzuconymi drobiazgami, czy garścią wierszy. Dziś opuszczałem WhiteTown rozedrgany jak pęknięty dzwon i jedynie Ostatni Antykwariat na Drodze uratował sytuację.
Rozumiem że czas ucieka, wszystko się zmienia. Dawniej wyprawa do WhiteTown była właśnie tym - wyprawą. Szło się przez zdziczałe lasy pozbawione dróg, pełne bunkrów, jakiś postrzępionych stalowych resztek innych czasów i szkieł tłuczonych butelek. Przebywało się piaski plaż, stawał na zmurszałym moście ponad potokiem. Wędrowało przez dzielnice i osady zapadłe w komunistyczny skuwający zmysły błogostan. Była tylko pustka, niebo i powietrze. WhiteTown zaś skrzył się jak milion gwiazd na horyzoncie. niczym jakieś eteryczne miasto, jakieś Rivendel na krawędzi poznania.
Dziś wszystko łączy niekończący się bulwar po którym suną niezłomne ławice emerytów a powietrze wypełnia 12 języków. Świat zabudował się i ucywilizował i jest to dobre, ale po drodze gdzieś zagubił jakąś ważną cząstkę. Pamiętacie jak w Neverending Story w ciemności siedzi Bastian i Cesarzowa a ich twarze rozświetla maleńkie ziarenko trzymane w jej dłoni? Dziś jest tu pięknie, nowo i wygodnie, a wokół przemyka całe mnóstwo ludzi którzy nie widzą nic poza sobą i ciągle coś mówią do telefonów.
Na krawędzi wieczoru stanąłem na betonowych strzępach przeszłości wgryzających się w piasek plaży w Brzeźnie. Stałem tak, a noc coraz mocniej otulała mnie swym skrzydłem pełnym satelitów. Patrzyłem w dal ponad wodą na świetlistą koronkę WhiteTown, myśląc, że chyba jednak wolę patrzeć na nie z daleka, gdy przestrzeń między nami wypełniają uderzające powoli o brzeg fale możliwości.

- 42 rannych po nalocie 42 martwych
- Nie szanują czerwonego Krzyża?
- Celują w niego

*

sobota, 1 marca 2014

Odwaga to wdzięk w warunkach stresu

...i wtedy wszechświat skończył się
pośród eksplozji światła i wspaniałości

Byliśmy jakiś czas temu na próbie CDNów. Wieczór w zużytym budynku dawnej Macieży Szkolnej w Frei Stadt Danzig. Szanty pośród zwojów opuszczonych kurtyn, Kudłaty podpięty do żył basu wciąż na nowo godzący się z innym wyważeniem gitary, piwo, zachrypnięte głosy i papierosy w odrapanym kiblu z oknem z widokiem na wały i stary polder wojenny. Oddech umykających w noc pociągów i buszowanie pośród teatralnych rekwizytów. "Coś dzisiaj będzie" spytały dwie laski opuszczające budynek, gdy nasza wesoła gromadka wkraczała do środka. "Tylko my" mówię, "...i nie będziemy się dziś rozbierać".
W pracy nadal oglądamy świat od spodu. W czułych ramionach Dana maszyna spłonęła, wspominałem już o jakiejś jego protoplastce na Titanicu? A o tym, że w wojsku udało mu się popsuć wóz opancerzony którym jeździł. Jedyny dziurawy BRDM w całej kompani. No więc maszyna jęcząc potępieńczo gasnącymi wirnikami oddała bohatersko krew, a my wylądowaliśmy pod glebą z ciśnieniówką w inspirującym naszą wrodzoną pomysłowość oraz skłonności samobójcze towarzystwie niedrożnych studzienek odpływowych. Można więc powiedzieć, że przez ostatnie dni głównie brodziliśmy niczym jakieś obleczone w robocze łachy, zmechanizowane bociany zagłady. Dodam tylko, że oprócz nas w tej wodzie znajdowały się też maszyny oraz intrygująco skomplikowana sieć przedłużaczy, skutkiem czego co jakiś czas Dan krzyczał, podskakiwał tudzież wykonywał skomplikowane figury taneczne. Raz wpadł nawet na pomysł by podwieszać kabel na metalowej listwie pod sufitem. Z zapartym tchem obserwowałem jak stojąc po kostki w wodzie i mokry po kolana wyciąga dłoń ku szynie a między nią a jego dłonią przeskakuje pięć różowych błyskawic.
Oczywiście rozpuściłem zaraz tą opowieść. Wczoraj schodzi do mnie Gregory i pyta"Gdzie jest Zeus?". Ja myślę "Zeus, Zeus, AHA!", "Na górze" odpowiadam.
Do Bossa zadzwoniła jakaś kobiecina, że trzeba jej w ogródku przyciąć krzaczki. Wzięliśmy więc sekator, Dan poszedł z rzeczoną obejrzeć ogródek. Wraca i chichra się pod nosem. "Co jest?" zainteresowałem się. "Krzaczki" zarechotał Dan. Okazało się że to pieprzone pięciometrowe tuje i świerki wielkie jak baobaby rozciągające się puszczą pierwotną na sąsiednie parcele. Bez drabiny i piły łańcuchowej możemy co najwyżej się pod nimi położyć by kontemplować upływ pór roku tudzież powolne przesuwnanie się ramion galaktyki.
Żona znowu na wykładach, mam wolną chatę i właśnie rozważam konsekwencje tego faktu. Dzwoniła 3szklaneczki z Canady, że mieszka teraz w miejscu, w którym idąc do kibla zabiera się strzelbę z amunicją na niedźwiedzie. Siostra Szponiastej urodziła miesiąc przed terminem kolejnego potomka. To już powoli staje się rodzinną tradycją..Ciesząc się słońcem na spacerze mało nie wdepnąłem w jakąś entuzjastycznie kopulującą pośród lasu parkę, znaczy się wiosna. Dziewczyna była na dole. Zauważyła mnie i puściła do mnie oko.
Tymczasem Zachód ujawnia swoją tradycyjną ignorancję w kwestiach rosyjskich, Mówią o prawach i ostrożności, tak jak w 20, 39, 45,68, 81 itd. Oni naprawdę niczego się nie uczą. Przecież najmniejszy rosyjski osesek słysząc słowa:: ostrożność, respektowanie praw czy rozmowy, od razu wie, że ma do czynienia ze słabością i tym samym wszystko mu wolno. Rosja rozumie i szanuje tylko siłę, prawa i układy to jedynie środki do celu potrzebne jedynie przez chwilę. Jak tak dalej pójdzie to spokojnie i bez pośpiechu odbiorą Ukrainie Krym a przy odrobinie finezji jeszcze spory kęs terytorium, a Europa i Stany będą szczęśliwe, że tylko tak się skończyło. Zali.

Mam swoje praw! Zapisane w karcie,
cały dzień nie dostałem wody
- Właściwie - Rzekła zimno Lessa -
Karta nie wspomina o wodzie pośród
praw człowieka

(McCaffrey

*