piątek, 5 sierpnia 2016

Progroza pogody

Nadlatujące torpedy były pierwszym etapem
tego transferu wymiany danych, choć jedyną
treścią jaką niosły była śmierć.

(Currie)

Myśli na krawędzi nocy, stany kresowe, wspaniałość w nagłym błysku. O pani mego losu wypełniająca czarną krwią me pordzewiałe serce, rozpalająca ogień w płucach, tęsknie za tobą i zapominam po kolei każdy szczegół twojej twarzy.
Ciągła walka o zaczerpnięcie życia, epileptyczne szarpnięcia ku powierzchni nocy.
Gdy nadszedł kataklizm, tradycyjnie byliśmy w samym jego środku. Wszyscy zmotoryzowani byli poza horyzontem, jedna zatonęła przy Galerii Bandyckiej. Był akurat mój kuzyn z lubą, przychodząc pod Neptuna wręczyłem tym niedostosowanym do naszych obłędnych szerokości sierotom parasolkę, nabytą w sklepie indyjskim, i z uśmiechem stwierdziłem,"że dlatego właśnie nas tak bawi, gdy ludzie mówię, że przyjadą się do nas poopalać".
Woda lśniła milionem refleksów wzburzanych ruchem kół, dzielnice tonęły niczym storpedowane lotniskowce, tudzież zapomniane kontynenty, tu wspomnę że byliśmy na drugim "Dniu Niepodległości", był dokładnie taki jak się spodziewaliśmy: 20 lat temu wysłaliśmy do walki z obcymi masę myśliwców i wszystkie straciliśmy... Zróbmy to jeszcze raz.
Nasz tramwaj zatonął przy Placu Zebrań, deszcz zmienił szyby w ekrany z widokiem na Matrix, gasły uliczne latarnie, rzeki płynęły nad i pod mostami. Przeszliśmy górą nad pogrążonym w odmęcie Węzłem Kliniczna po którym nazajutrz pływać mieli radośni autochtoni na materacach. W domu zaś wylaliśmy z aparatu wodę wraz z bateriami, wyżęliśmy się i rozwiesiliśmy.
Wpadł Dan z Gabą, byli na plaży: Poszedłem oglądać widoki. Widoki poszły to i my się ruszyliśmy. Latorośle dołączyło zaś do bohaterskiej ekipy łowców meduz. Dan porzucił pracę w magazynach Biedronki i ma teraz dużo czasu, dostał więc dziecko na stałe, by mu za dobrze nie było. Dziecko zaś wpadłszy do naszej jaskini seksu i biznesu, ominąwszy lalki i figurki zabrało się do zabawy czołgami i wieszania za nogi plastikowych nazistów na lufie. Potem odkryło repliki broni w rogu pokoju i najwyraźniej odkryło w sobie żyłkę marine.
W sieci widziałem filmik jak w dwa dni po powodzi poszły tamy Stawów Oliwskich. Zalało jeden z naszych obiektów. Samochody pływające w wjazdach do garaży, maskami w dół i nasza znajoma pani z administracji pchająca dwutonowy. amerykański krążownik szos, który o dziwo w tej wodzie zapalił i w sumie wiele pomocy by się wydostać nie potrzebował.  Gdy jej mąż wślizgiwał się do kabiny oknem, polało się tam trochę razem z nim. Gdy byliśmy potem zdrapać mul, wóz suszył się na słońcu. Podobno mieszkańcy łapali w garażach szczupaki.
Ja z kolei krążyłem nocą po obejściu, aż usłyszałem z garażu zastanawiające puchanie. Jeż myślę, ale nieee, co on by tam robił. Starsi mieli grilla w niedzielę, jest czwartek... no dobra zobaczmy. Otwieram i faktycznie jeż, wyniosłem go na łopacie w kierunku poruszających się traw w których zapewne czaiła się reszta stada.
Poza tym wyciągałem z płotu psychopatycznego psa babci. operacja była tyleż złożona co niespodziewana, ale najlepsza była mina bestii, która była najwyraźniej rozdarta pomiędzy potrzebą ratunku a chęcią przegryzania mi gardła.
Popowodziowa, żyzna berbeluch spłynęła do zatoki uszczęśliwiając sinice, które z tej radości natychmiast zakwitły.

- Miał tatuaż "Nie zapomnę", usuwał go.
- Bolesne i ironiczne...

(I zombie)

*