Co robi dzik na zamku?
Penetruje lochy...
(Gregory)
17 lutego był dzień głaskania kota. Śniło się polowanie na stalowego, puszczającego parę na złączach tygrysa, w mieszkaniu moich starszych. W tym śnie co chwilę ktoś znikał.
Wciąż pracuję w tym samym miejscu. A już się witałem z gąską, z ulgą myślałem o nadrabianiu czytelniczych zaległości, powolnym meandrowaniu w kierunku Sopotu przez pozbawioną smrodu chemii przestrzeń, czy gotowaniu obiadów żonie. Istnieje taki moment gdy znużenie osiąga taki poziom, że nawet najgorsze rzeczy stają się zupełnie obojętne i takie sytuacje gdy zrobienie cokolwiek, nawet odcięcie sobie ucha, są lepsze niż stanie w miejscu.
Tymczasem odbyliśmy walne spotkanie akcjonariuszy i sytuacja się nieco wyklarowała, choć oczywiście chłopaki tradycyjnie wysłali mnie do przodu na pożarcie, Dan usiadł sobie gdzieś w tle, a Radosny za mną lekko skulony, tak że z perspektywy prezesowskiego biurka widoczna chyba była tylko jego aura. Ostatecznie ustaliliśmy że problemem jest niedostateczna komunikacja, po czym odstawiliśmy ten problem na później i z ulgą się rozeszliśmy, a biała karawela świetnej firmy AquaC pożeglowała dalej przez wzburzone morza detergentów.
Śniegi ustąpiły, ptaki drą mordy od bladego świtu, a my powracamy na z dawien porzucone terytoria, gdzie zniechęceni osobliwą nieustępliwością w odzyskiwaniu opłat przez Naszego Il Duce autochtoni przerzucili się na firmy pokrewne, aczkolwiek tańsze. Najwyraźniej otrzymali to za co zapłacili bo teraz podobno "błagają" o nasz powrót. Cóż, nie dostaliśmy białych, kawaleryjskich koni, by dzierżąc dumnie wiadra i z mopami u pasa urządzić tryumfalny przejazd wykafelkowymi holami, mimo to jest jakaś taka podskórna duma, że wolą bulić ciężki pieniądz tylko za to byśmy raczyli powrócić.
Na jednym z takich obiektów, który ktoś inteligentnie umieścił tuż przy wzgórzu, tak że nawet z 4 piętra można kontemplować trawę za oknem, wylądowaliśmy by doczyścić ściany. Ongiś jakiś światły architekt umyślił sobie, że klatki będą nowatorsko i intrygująco wyglądały bez cokołów. Oczywiście osobnikowi tak mocno skażonemu abstrakcyjnym myśleniem do głowy nie przyszło, że cokoły wymyślono z pewnych praktycznych względów, np: aby panie myjące schody nie zmieniały mopami ścian w kipiącą poczerniałym tłuszczem sodomie z gomorią. To walnął jeszcze chropowaty tynk na ściany, a co.
Przez ponad tydzień doczyszczaliśmy to roztworem w którym rozpuszczały nam się gąbki pozostawiając po sobie tylko tę cienką, ścierną warstwę, a w efekcie uzyskaliśmy przepięknego dalmatyńczyka. Pracuje tam fajna kobitka, w normalnym świecie dorabia jako naczelniczka poczty. To mi przypomina jak pewien pan doktor z uniwerku odkrył, że jego niezwykle elokwentna sekretarka dorabia trzy razy w tygodniu tańcząc na rurze. Nosił to brzemię z uśmiechem.
Ostatnio zaś znów gramy w doungens & dragons na halach garażowych. Odcięci od światła słonecznego, snujemy się niczym potępione dusze z Tartaru pośród tumanów toksycznego pyłu składających się głównie z soli, ropy i zastawu metali ciężkich, maszyna radośnie międzia błocko, wchodząc na coraz wyższe tony i gubiąc co chwila jakieś części niczym postrzelany gwiezdny krążownik. Na Cmentarnej Wieży dopadł nas oczywiście na sam koniec 3 hali Hitler, H ma uczulenie na kórz oraz zestaw ekspresyjnych fraz którymi owo uczulenie werbalizuje. Poprzednio dopadł Dana, Dan nie przepada za ludźmi, którzy wypadają na niego znienacka i zaczynają krzyczeć, uśmiechnął się więc tylko, odwrócił się i poszedł. Jak stwierdził: Tacy ludzie są jak wiatr, odwracasz się i już nie wieje. Była z tego niezła chryja, tym razem postawiliśmy więc na dyplomację. Nie pomogło, następnym razem spróbujemy krwawej przemocy, wymyślnych tortur i podpalenia żywcem. Naprawdę nie mamy już ochoty tłumaczyć, że to mam najbardziej ze wszystkich zależy na tym by się nie kurzyło, bo to my tym oddychamy i naprawdę pracujemy najszybciej jak się da, bo chcemy jak najszybciej wydostać się z tego piekła.
Ostatnio Starszy zapytał mnie kiedy wreszcie podejmę jakąś normalną pracę, odrzekłem :że lubię pracę fizyczną... Jestem szaleńcem
I tyle siedzę sam, bo żona mi poszła na wykłady, zapisała się na informatykę. Już zacieram macki, zostanie moim webmasterem i sami wiecie co będziemy robić... to co zwykle. Rozszerzać dominację nad światem. Ostatnio gdy coś mnie wkurza to mi mówi: Gdy już zostaniesz dyktatorem to zrobisz z tym porządek. Miło gdy ktoś docenia nasz potencjał.
-Czy widzisz coś ty narobił?
Utytłałeś pomidora w keczupie!
Przecież to tak jakbyś unurzał go
we krwi jego pobratymców.
-Zaraz zakończę jego cierpienia
(My)
*
sobota, 22 lutego 2014
wtorek, 4 lutego 2014
Oscylująca lina błysku
Każda uncja mojego cynizmu
ma za sobą precedens historyczny
(Cook)
Czasem musimy robić coś bez sensu
by wszystko miało sens
(Nasz Szef Najdroższy i Ukochany)
Byliśmy w piekle i wróciliśmy z niego. Momentami było tak zimno, że zamarzała mi wilgoć pod powiekami i rysowała oczy. W zamieci, przed świtem po 9 godzin, wiernie i z uporem wykonywaliśmy wolę naszego szefa i wtłaczaliśmy świat w ramy jego wizji. W zamian otrzymywaliśmy szykany, teksty tak do bólu przesiąknięte żałosną amatorszczyzną, że gdyby nasz Il Duce miał choćby odrobinę doświadczenia praktycznego i usłyszał co sam wygaduje to położyłby się w kącie, cicho zaszlochał, po czym spłonął ze wstydu. Założę się że koleś nigdy nie znalazł się w sytuacji, w której po paru godzinach pracy musi, pod kątem pracy do wykonania kolejnego dnia, zdecydować czy naderwać sobie staw łokciowy czy mięsień w ramieniu.
Podobno opuszczamy się, nie myślimy, jesteśmy za wolni. Trzeba być naprawdę debilem aby nie zrozumieć, że jak wysyła się ludzi dzień po dniu w zamieć od przedświtu do popołudnia to trzeba im potem dać choćby jeden dzień wolnego a nie wysyłać ich od razu do skuwania lodu, które jest najcięższą i najpotworniejszą robotą jaką w ogóle wykonujemy. Dwa lata temu po paru dniach skuwania, od drgań powylatywały mi plomby z zębów.
A my przecież nie zwalniamy. My w końcu zaczynamy pracować normalnie. Ja akurat jestem tak perwersyjnie poskręcany, że lubię pracować, w szczególności pracować fizycznie. Robię to od 20 lat i zetknąłem się z dziesiątkami szefów i zleceniodawców. Zdarzały się marudy i skurwysyny, idioci i skąpcy, ale po raz pierwszy w życiu spotkałem typa, który robi wszystko by odebrać własnym ludziom jakąkolwiek motywację do pracy.
Zaczynamy pracować normalnie. To dla mnie trudne, mam swoje tempo i ulubiony poziom wysiłku, trudno mi się zmusić by pracować wolniej i gorzej, ale zrobię to, bo nasze dotychczasowe wysiłki by być szybkimi i skutecznymi okazały się błędem. Staraliśmy się przez całe lata w nadziei, że nasz wysiłek i poświęcenie zostaną docenione, tymczasem byliśmy nieustannie karani. Jeśli robiliśmy coś szybko i skutecznie to dokładano nam pracy, a potem jeszcze dokładano, i jeszcze, aż do użygu . Było to o tyle perfidne że równocześnie karmieni byliśmy szczytnym hasłem : Jeśli skończycie szybciej zasługujecie by iść szybciej do domu. Co okazywało się zwykle wyświechtanym frazesem nie mającym pokrycia w rzeczywistości.
Nasz cudowny, Il Duce który niech żyje, nie liczy naszej pracy wkładanym w nią wysiłkiem i przeszkodami, które musimy pokonać, ale czasem. Dla niego sprzątanie hali garażowej latem to to samo co sprzątanie zimą, odśnieżanie świeżego śniegu to to samo co sprzątanie zmrożonego, skuwanie lodu w czasie odwilży to to samo co skuwanie przy minusach...
Czasem jedyne co chroni tego faceta przed rytualnym ubojem to to, że u niego pracuję
Jestem zmęczony, bardzo Jesteśmy schorowani i wymęczeni, podziurawieni bólem i chorobami snujemy się jak widma ledwo będąc w stanie ciągnąć za sobą narzędzia. A nasz Wszechwspaniały wisi nam kasę za trzy miesiące odśnieżania, a gdy w końcu raczy nam ją oddać to tradycyjnie nas oszuka.
Było tak, że prze 6 tygodni odśnieżania miałem 2 dni wolnego, wiecie ile wtedy dostałem za całą zimę? 300zł.
Dziś przypieprzał się do nas od rana, a na koniec, za dobrze wykonaną pracę nagrodził nas obcięciem premii.
Czuję to.
Nadchodzi koniec. .
*
ma za sobą precedens historyczny
(Cook)
Czasem musimy robić coś bez sensu
by wszystko miało sens
(Nasz Szef Najdroższy i Ukochany)
Byliśmy w piekle i wróciliśmy z niego. Momentami było tak zimno, że zamarzała mi wilgoć pod powiekami i rysowała oczy. W zamieci, przed świtem po 9 godzin, wiernie i z uporem wykonywaliśmy wolę naszego szefa i wtłaczaliśmy świat w ramy jego wizji. W zamian otrzymywaliśmy szykany, teksty tak do bólu przesiąknięte żałosną amatorszczyzną, że gdyby nasz Il Duce miał choćby odrobinę doświadczenia praktycznego i usłyszał co sam wygaduje to położyłby się w kącie, cicho zaszlochał, po czym spłonął ze wstydu. Założę się że koleś nigdy nie znalazł się w sytuacji, w której po paru godzinach pracy musi, pod kątem pracy do wykonania kolejnego dnia, zdecydować czy naderwać sobie staw łokciowy czy mięsień w ramieniu.
Podobno opuszczamy się, nie myślimy, jesteśmy za wolni. Trzeba być naprawdę debilem aby nie zrozumieć, że jak wysyła się ludzi dzień po dniu w zamieć od przedświtu do popołudnia to trzeba im potem dać choćby jeden dzień wolnego a nie wysyłać ich od razu do skuwania lodu, które jest najcięższą i najpotworniejszą robotą jaką w ogóle wykonujemy. Dwa lata temu po paru dniach skuwania, od drgań powylatywały mi plomby z zębów.
A my przecież nie zwalniamy. My w końcu zaczynamy pracować normalnie. Ja akurat jestem tak perwersyjnie poskręcany, że lubię pracować, w szczególności pracować fizycznie. Robię to od 20 lat i zetknąłem się z dziesiątkami szefów i zleceniodawców. Zdarzały się marudy i skurwysyny, idioci i skąpcy, ale po raz pierwszy w życiu spotkałem typa, który robi wszystko by odebrać własnym ludziom jakąkolwiek motywację do pracy.
Zaczynamy pracować normalnie. To dla mnie trudne, mam swoje tempo i ulubiony poziom wysiłku, trudno mi się zmusić by pracować wolniej i gorzej, ale zrobię to, bo nasze dotychczasowe wysiłki by być szybkimi i skutecznymi okazały się błędem. Staraliśmy się przez całe lata w nadziei, że nasz wysiłek i poświęcenie zostaną docenione, tymczasem byliśmy nieustannie karani. Jeśli robiliśmy coś szybko i skutecznie to dokładano nam pracy, a potem jeszcze dokładano, i jeszcze, aż do użygu . Było to o tyle perfidne że równocześnie karmieni byliśmy szczytnym hasłem : Jeśli skończycie szybciej zasługujecie by iść szybciej do domu. Co okazywało się zwykle wyświechtanym frazesem nie mającym pokrycia w rzeczywistości.
Nasz cudowny, Il Duce który niech żyje, nie liczy naszej pracy wkładanym w nią wysiłkiem i przeszkodami, które musimy pokonać, ale czasem. Dla niego sprzątanie hali garażowej latem to to samo co sprzątanie zimą, odśnieżanie świeżego śniegu to to samo co sprzątanie zmrożonego, skuwanie lodu w czasie odwilży to to samo co skuwanie przy minusach...
Czasem jedyne co chroni tego faceta przed rytualnym ubojem to to, że u niego pracuję
Jestem zmęczony, bardzo Jesteśmy schorowani i wymęczeni, podziurawieni bólem i chorobami snujemy się jak widma ledwo będąc w stanie ciągnąć za sobą narzędzia. A nasz Wszechwspaniały wisi nam kasę za trzy miesiące odśnieżania, a gdy w końcu raczy nam ją oddać to tradycyjnie nas oszuka.
Było tak, że prze 6 tygodni odśnieżania miałem 2 dni wolnego, wiecie ile wtedy dostałem za całą zimę? 300zł.
Dziś przypieprzał się do nas od rana, a na koniec, za dobrze wykonaną pracę nagrodził nas obcięciem premii.
Czuję to.
Nadchodzi koniec. .
*
Subskrybuj:
Posty (Atom)