- Moja Ty granulko
- Mój Ty granulacie
(My)
Gdzieś tam Lady Pazurek suszy i
rozczesuje przed lustrem włosy, a ja waham się pogrążony w dylemacie, czy
stanąć na suchym i sinieć z zimna na wietrze czy schować się za czołgiem, w
śniegu i delektować się powolnym, ostrzem lodowatej wody wsączającej się przez
dziury w podeszwach trampek.
Oglądam tylne koło napędowe i
kolce na gąsienicach. Coraz dokładniej znam anatomię tego czołgu: potrójne
spawy, zastygłe opiłki metalu na pancernych płytach, blizny po improwizowanych
zmianach części i pociskach. To był pierwszy polski czołg, który wjechał do
Trójmiasta, jeździł nim niejaki Miazga, naprawdę odpowiednie nazwisko dla
dowódcy czołgu.
Tak sobie myślę, że niektórzy
mają romantyczne miejsca spotkań. Takie bardziej pomnikowe, fontanienne czy
zakamarkowe. Pełne wyprofilowanych kamieni i intymnych cieni. Nasze jest
zielone, opancerzone i ma lufę...
No, może raz czy dwa w historii
było różowo- błękitne, gdy sprawę w swoje ręce wzięli pod wpływem powiewu
inwencji i przypływu środków finansowych, miejscowi anarchiści. Czasem
pojawiały się na nim pacyfki, numer 102 i odciski dłoni. Czasem kwiaty w lufie
a raz równy i okrutny w swej prostocie napis: ZŁO-m.
Po czołgu i herbaciarni, takim
naszym miejscem jest jeszcze przejście podziemne, taki z lekka gaimanowski
Gdanzig -Pod. Przechodzimy nim z bieguna na biegun, kupując na zakręcie chleb i
babeczki karmelowe. Nierozwiązaną tajemnicą pozostaje, czemu w długim ciągu
oszklonych piekarni i ciasteczkowni, przy jednych nigdy nie ma nikogo a przy
innych kłębi się dziki tłum. Kiedyś pewnie zbiorę się w sobie i napiszę o tym
przejściu, napiszę o nim książkę. O starej żebraczce z psami i wózkiem pełnym
klatek, o klątwie krzywych róż, wnęce z płytami, iluzyjnymi ciuchami
erotycznymi i dziewczynce z zapałkami, która o 2 w nocy podchodzi do ludzi i
zabiera im zapałki. Kiedyś.
- Moja Ty jaskółczobrewa...
- To jaskółki mają brwi? Coś
zmyślasz...
(My)
*