sobota, 29 stycznia 2005

Momenty


To chyba ta przydługa jesień, a może sesja. Ciągle szaro, zimno i mokro. Wszyscy rzucają się sobie do gardeł z byle powodu. Zastanawiam się czy nie wyłączyć końcówki i nie zamelinować się gdzieś do wiosny, albo przynajmniej do chwili gdy spadnie jakiś przyzwoity śnieg i przykryje cały ten brud.
Przedwczoraj wieczorem zrobiło się nagle bardzo zimno. Wilgoć zamarzła w powietrzu i runęła na ziemię miliardami szklistych kulek. Chrzęściły pod butami i błyszczały na asfalcie w świetle ulicznych latarni. Do rana spadł śnieg, ale co to za śnieg, niczego nie otula , niczego nie wygładza. Świat wygląda w nim jak miss mokrego podkoszulka.
Robiłem remont kobiecie. W jej mieszkaniu stały dziesiątki jeśli nie setki zegarów, małych i dużych, prostych i ozdobnych. Zegary z kukułką , wielkie szafowe monstra o mosiężnych wskazówkach i porcelanowe maleństwa z pozytywką. Wszystkie stały. Zegary kolekcjonował jej mąż, dbał o nie czyścił i nakręcał, gdy umarł , w mieszkaniu zatrzymał się czas. Starsza pani siedzi nieruchomo przy kuchennym stole i wsłuchuje się w ciszę.
Magnolia wróciła z Niemiec. Mieliśmy się umówić na spotkanie, ale smsy Awari , z czasem i miejscem, przepadły w jakimś cyfrowym sztormie. Tak więc nikt nic nie wiedział,a wszyscy zmierzali na spotkanie z Magnolią , która o niczym nie miała pojęcia. Na szczęście zadziałała moja mechanika przypadku i zamiast iść wprost na miejsce spotkania , wpadłem do księgarni w Madisonie. No i oczywiście trafiłem na Magnolię załatwiającą swoje sprawy. Czasem mam wrażenie , że gnając przez rzeczywistość powoduję jakieś zawirowania w które wpadają ludzie i wydarzenia. Rzecz fascynująca i odrobinę przerażająca.
Wylądowaliśmy w herbaciarni, gdzie akurat jakaś drobna, zatopiona w bursztynowym świetle świec, blondyneczka , czytała na głos „ Małego Księcia” po Francusku. To zdaje się Aube kiedyś powiedziała, że Francuski to taki język, w którym nawet liczenie od 1 do 10 brzmi jak wyznanie miłosne.
Opowiadałem dziewczynom jak wpadliśmy brygadką do winiarni w celu zapoznania się z trunkiem na którym widnieje podobizna naszego miejscowego Duce, megaprałata Jankowskigo . Kumpel podchodzi do lady i mówi „Dwa pedofilne proszę”, a kobieta bez mrugnięcia okiem podaje dwa „prałaty”. Dziewczyny się zaśmiały, zaśmiał się Herbaciarz i poleciał sprzedać tą historię do drugiego pomieszczenia. Dobiegły nas stamtąd zduszone rechoty. .Minęło z pół godziny , a tu z tego drugiego pomieszczenia wychodzi sobie ojciec Jacek, miejscowy przeor Domienikanów ... o rany!

Wpadnij do kościoła o północy.
Porozmawiamy na osobności.
Bóg

*

czwartek, 27 stycznia 2005

Nowhere news


Patrzę na ręce Awari tańczące po klawiaturze,blizna na bliżnie. Mówię -Wyglądasz jak ofiara przemocy domowej. Awari spogląda na zalegającego nieopodal kota i mówi - w pewnym sensie to prawda...Wiecie właściwie to zajebiste imię dla kota ,"Przemoc Domowa",do tego od razu ostrzeżenie dla gości.
Skanowaliśmy kolejny notes i wrzucaliśmy go na "Kiszczak presents 2", droga przez piekło, zajęło nam to ponad 3 godziny. Gdy skończyliśmy , mieliśmy kółka w oczach. Za tydzień następny.
Wczoraj były urodziny Void. Opiliśmy je herbatą , było naprawdę przyjemnie, podręczyliśmy Awari, pożartowaliśmy, czas upłynął niezauważalnie.Avatar z Panną Paznokietek czatowały na moją czapkę. Za naruszenie jej świętości czeka je jeszcze Zemsta Kali, zrobię coś potwornego jej psu...może "trwałą". Void oblekła się w czerwień i wyraziła nadzieję , że ją skomentuję. Ok, mmrrrrrr,mmrrrrr.
Przed urodzinami wylądowałem w centrum godzinę wcześniej i szedłem po mieście po zwężającej się spirali, której centrum stanowiła herbaciarnia. Można powiedzieć , że Void uchwyciła mnie tego dnia w studnię grawitacyjną i przyciągnęła na swój horyzont zdarzeń.
Poza tym walczę z depresją. Robię to często. Właściwie zawsze. To to samo gówno , które nie pozwala mi normalnie żyć, założyć rodziny, znależć stałej pracy , czy pozostawać w bezruchu. To to samo co karze mi pisać ,rysować i przejmować się wszystkim bez sensu. Za dużo myślę,to szkodzi.Można powiedzieć , że toczę wieczną wojnę ze sobą.Niech więc was nie martwi gdy napiszę coś ponurego, czy pełnego bólu i rezygnacji. Nie można cały czas wygrywać.

Czy to idący wybiera drogę , czy droga idącego?

wtorek, 25 stycznia 2005

Umiesz zjeść pączka nie oblizując się?


Pierwsze pytanie testu maturalnego:
O czym teraz myślisz?
a. Powinienem więcej zakuwać
b. Koniec z wagarami
c. Ojciec mnie zabije

Szykuję postać na sesję Sławka. Sławek tworzy świat podobny do średniowiecznych Chin czy Japonii. Feudalizm, mocno rozdzielone warstwy społeczne, samuraje , złe moce, potężne tatarigami. Będę grał siedemnastoletnią dziewczynką o krótkich czarnych włosach, bladej cerze i ogromnych , błękitnych oczach. Normalnie mechanika gry nie przewiduje precyzji w walce. Zwykle rzucasz kośćmi a mistrz gry mówi ci w co trafiłeś i jak, w tym wypadku ze Zwierzem i Sławkiem zrobiliśmy wiele aby maleństwo z milczącego, austycznego dziecka zmieniało się momentami w żywą piłę łańcuchową. Chcę stworzyć obcy umysł , rządzony obcymi zasadami. Mała będzie nazywała się Hira - Hira, co po japońsku oznacza „ liść , który opada wirując”, będzie walczyła kataną , wachlarzami i garotą. Będzie miała jedną , cienką koszulę i oprócz broni żadnych rzeczy osobistych. Będzie żyła tym co znajdzie po drodze. Przy ludziach będzie siedziała nieruchomo, milcząc, w czasie walki będzie tańczyć pośród stali i szkarłatnych rubinów krwi. Będzie pięknie grać i śpiewać , będzie zlizywać krew z ostrza i wyrywać bijące jeszcze serca z piersi wrogów.
W gruncie rzeczy w jakiś sposób jej nienawidzę. Tworzę bezwzględną perfekcję, która jest wszystkim czym chciałbym być, a czym być nie pozwala mi moja natura. Nigdy nie będę perfekcyjny, nigdy nie będę bezwzględny, nigdy się nie zatracę , nigdy nie przestanę się bać.

trójkadr

kominy średniowiecza
uwięzione w futerałach istnienia
karawan usłany warstwą kruczych piór
i roztocze na skrawku ozdobnej tektury
*
Gożdzik

sobota, 22 stycznia 2005

stąpając po słowiczej podłodze


Z każdym wejściem do sieci staję się bardziej samotny.

I zrozumiał Boga
On nie jest
Ale bywa w nas
Gdy w noc zimną
Oddzielamy się od stada
By patrzeć śmierci w oczy
I w gwiazdy
*
(Tomasz Jastrun)

czwartek, 20 stycznia 2005

Bóg kocha Nieznalską


Avatar wymarzył się śnieg. Stwierdziła "Co to za zima bez śniego?", męczyła temat cały wieczór. Budzę się rano i zza okna dochodzi mnie dżwięk szufli, "sąsiadka sprząta", łudzę się jeszcze niemrawo, ale słychać już ryk przejeżdżającego pługa śnieżnego. Nie ma bata, Avatar musi mieć wysoko postawionych przyjaciół.
Śnieg zmieniał się w breję już w powietrzu, gdy wyszedłem , natychmiast przemoczyłem sobie nogi po szyję. A już myślałem , że przejdę przez tą zimę suchą nogą.
Wywoływanie śniegu nie jest zresztą jedynym ostatnio przewinieniem Avatar. Dopiero co przetoczyła mi się radośnie po okularach spektakularnie je łamiąc.Spędziłem dużo czasu zmywając ze szkieł Superglue. Nie mogłem znaleźć zmywacza do paznokci, wziąłem więc jakieś tanie, mamine perfumy, które ktoś , kiedyś dał jej w prezencie by obumarły w kącie . Były tanie, paskudne ale za to niezwykle trwałe.Teraz śmierdzę jak stara lafirynda.
Wczoraj w naszym sądzie była kolejna rozprawa Nieznalskiej. Studenci potykali się w holu z emerytami z Ligi Przetrąconych Rodzin.Zawsze fascynowali mnie ludzie , którzy szerzą nienawiść i agresję a nazywają się chrześcijanami . Jakiś dziadu trzepnął Miśka laską w twarz, Misiek nastawił drugi policzek i mówi " no wal naziolu!", dziadek się speszył.
Miałem radochę , bo Misiek jest, delikatnie rzecz ujmując, katolikiem umiarkowanym. To znaczy ,zawsze większą atenacją darzył piwo niż hostię. Śmiesznie by było gdyby stary pijaczyna zginął za wiarę na schodach sądu. Krew na marmurze itd. Jakby nie patrzeć miejsce w niebie ma już pewne, Bóg stworzył nas przecież na swój obraz i podobieństwo. My mamy poczucie humoru, on ma poczucie humoru absolutne.
Siedzący mi za plecami T dodaje , gapiąc mi się przez ramię, że "to my jesteśmy przyszłością narodu". Ale przecież to w końcu nie nasza wina.
No i na koniec, nad rano przeczytałem kolejny błyskotliwy tekst pani Dunin , w którym sugeruje , że człowiek nie jest po to aby Być, ale po to by kupować. Tak, tak droga pani - kupować ,kupować , przeżreć i wysrać.
Zawsze uważałem , że termin "twórczość menstruacyjna" , to chwyt poniżej pasa , ale zmieniam zdanie, taka twórczość istnieje, tyle , że nie zależy od płci. To poprostu możliwości jakie dają marudom środki masowego przekazu.

wtorek, 18 stycznia 2005

To tylko taki stary sen


- Kiszczunie, czemu się tak dziwnie ruszasz?
- Łapałem wczoraj padające drzewo
- I co?
- Udało mi się...

Babka opowiadała jak do domu wróciła sąsiadka. Przejechała obok swojej bramy, zahamowała, cofnęła. Przez chwilę uważnie się przypatrywała. Po czym wysiadła, przeszła parę kroków i zapatrzyła się w drzewo ...
Teoretycznie , czterometrowe tuje nie są w stanie wyrosnąć w ciągu jednego ranka, ale kobita mieszka tu już jakiś czas i mogłaby się przyzwyczaić. W tej okolicy nie takie rzeczy się przecież zdarzały. Sąsiadka gapiła się z otwartą paszczką, babka rechotała ukryta za żaluzją a ja przez moment poczułem się jak cudotwórca.
Ostatnie dwa dni spędziłem w kurzu. Avatar znalazła się w czołówce konkursu z języka niemieckiego i potrzebuje materiału do prezentacji. Jak ostatni frajer przyznałem się do posiadania ryciny przedstawiającej stary Berlin, jeszcze z fortyfikacjami, No i ostatnie 2 dni spędziłem rozkopując mój pokój. Rycina znalazła się10 minut temu, w warstwie z roku 1996. Teraz piszę tę notkę gubiąc paznokcie na klawiaturze, ponieważ od 20 minut powinienem być w drodze na sesję u Void. Dziś się dowiem czy siepacze złej magini będą torturować moją postać, czy też zwyczajnie ją zabiją.
Na koniec opowieść sióstr. Ich znajomi zadzwonili do sklepu z zamrażarkami
Z1-Dzień dobry, chciałbym zamrozić Hana Solo...
S - Słucham? Co to jest Han Solo? Jakiej jest wielkości?
Z1- To może ja dam szefa...
Z2- Yyyyyyy-chu, yyyyyy-chu, dzień dobry, yyyyyy-chu, chciałbym zamrozić Hana Solo...

sobota, 15 stycznia 2005

...a las stanie u twych bram...


Przesadzałem drzewo. Ma 4 metry wysokości , wygięty pień i nieskończoną ilość igieł, bo to cholera iglasta jest. Miałem to robić jutro, miało nas być czterech. Robiłem to dziś , było nas dwóch, ja i kurduplasty Kaszub.Z pomocą łopat, pił, siekiery i kilku bojowych ryków, wyrwaliśmy ofiarę z objęć Matki Ziemi, przewlekliśmy 30 metrów za dom i rozpoczęliśmy osadzanie obiektu w wykopanej uprzednio dziurze...Stawialiście kiedyś coś , co ma 4 metry wysokości , 3.5 metra rozpiętości dolnych konarów i nienawidzi was z całego serca? Ja już tak.
W pewnym momencie drzewo stanęło, stęknęło, po czym radośnie rzuciło się na nas. Kaszub wykazał się instynktem samozachowawczym i prysnął, a co zrobił inteligentny Kiszczak? A jakże! Łapał!!! Przez moment miałem wrażenie , że następną notkę napiszę do was z wózka inwalidzkiego.
W czwartek przed ekranem załapałem doła jak Rów Mariański. Wyszedłem wcześniej z sieci i od Zwierzów. Szedłem przez tą całą wilgoć i czułem nieprzemożoną chęć zaszycia się w jakimś kącie. W piątek robiłem wszystko by nie myśleć: rysowałem , przesadzałem kuzyna sekwoi, silikonowałem znajomej okna i kończyłem środkowy tom trylogii Nixa. Potem wpełzłem do wanny i z gorących odmętów gapiłem się bezmyślnie przez parę na witraż z żaglowcem.
Wieczorem lądowałem w Multikinie z Awari. Byliśmy na „Zatoichi” Kitano, film pełen krwi, finezji i muzyki jak zimne ognie.
W tramwaju oglądały się za mną wszystkie dziewczyny. Mam coś takiego, że w czasie filmu mocno wczówam się w bohatera, a potem jeszcze jakiś czas mam go w sobie.Czułem się płynny i precyzyjny, pewność siebie aż wylewała się ze mnie na boki. Podejrzewam, że gdy tak szedłem przez ten tramwaj, wyglądałem jak zadowolony z siebie kocur z piórkiem kanarka na pyszczku. Z czasem niestety mi to mija, ale za to jest niepodważalnym dowodem , ze jesteśmy tym , czym myślimy , że jesteśmy.
Usiadłem za długowłosą blondyneczką w płaszczu z sępim kołnierzem. Nie była może najpiękniejsza na świecie, ale miała w sobie to „ coś” co odróżnia Kobietę od kobiet. Jakiś taki tajemniczy rodzaj stylu...
Patrzyliśmy na siebie chwilę, gdy wchodziła w ciemny prostokąt drzwi myślałem z autentycznym żalem : żegnaj, żegnaj, żegnaj, nie spotkamy się w tym życiu...Najpiękniejsze i najsmutniejsze jest to , co mogłoby być, w tamtej chwili odeszło z mojego życia coś pięknego.
W domu odczułem gwałtowną potrzebę kompensacji. Stworzyłem więc potwora...znaczy się spaghetti. Otworzyłem lodówkę i niczym wirtuoz, przebiegłem palcami po półkach. „Potwór” był „na winie”, znaczy , co się nawinie to na patelnię. Parówki gryzły się ze szczypiorkiem i natką, posiekane oliwki napastowały oregano a kawałki sera tonęły w bulgoczącym sosie pomidorowym. Zrobiłem porcję na 3 osoby , po czym pożarłem ją i wylizałem talerz. Teraz rozlewam się na krześle, piję herbatę z cytryną i przyjemnie zmęczony , słucham ścieżki z „Neverending story”. Kryzys minął, potrzebuję czekolady...

czwartek, 13 stycznia 2005

Noc nad mostem


Jeśli kiedykolwiek przyjdzie ci grać w czyimś życiu rolę złego chochlika , graj ją najlepiej jak umiesz . Skoro już musisz to robić , delektuj się tym . Jest to jedna z największych przyjemności, jaka spotyka nas w życiu. Jeśli już musisz wbić komuś nóż w plecy, czyń to z radością.
"Klucz do ciemności" D.Wolverten

Poszedłem wieczorem na Koci Most.Na niebie było pełno gwiazd, pełno gwiazd było w wodzie.Kupiłem sphinksoburgera z kością, nie wiem co oni robią tym biednym kurczakom zanim wepchną je w bułkę, ale stan dania sugerował , że wrzucają je żywcem do maszyny i mielą z dziobami. Spod mostu wychynęły koty o świecących oczach, otoczyły mnie wianuszkiem i nie narzekały na podłą jakość mięsa. Potem poszedłem po raz ostatni do Aktorów.
W Aktorach odbyła się debata w temacie Phantoma. Rolę advocat diaboli odegrali Marzan i Lenn, za bezstronnego sędziego robiła Tau. Może mają rację, może nie powinienem zajmować się tą sprawą puki rozsadza mnie wściekłość, z pewnością rację ma Magnolia, że jest to głupie, ale który konflikt jest mądry. Tu nie o mądrość chodzi , ale o nagromadzone przez lata emocje kilku osób , które zostały gwałtownie wyzwolone w jednym momencie. To nie jest łatwe . ani się tym zajmować, ani przestać.Czuję obrzydzenie do tego wszystkiego, obrzydzenie i ogólne zniechęcenie. Wziąłem sobie poszedłem.
Szedłem przez całą noc. W końcu lądowałem nad ranem na dworcu głównym na kawie. W zmierzchu pustej zimowej nocy rozpacz nabiera intensywności seksu a bezsenność jest namiętna jak sztuka. Właśnie tu pośrodku zimnego, gdańskiego dworca stawiałem kiedyś dziwkom herbatę i pisałem najleprze wiersze. Dżyngis - chan szukał żony o skórze białej jak śnieg i ustach czerwonych jak krew. To wspaniałe, podpalić świat w imię marzeń. Ostateczna realność unicestwienia dla absolutnej nierealności mżonki. Aż dochodzi się do momentu , gdy marzenie staje się rzeczywistością i już naprawdę nie wiadomo co jest światem a co tobą.
Starsi wypełzli rano z sypialni , patrzą jak siedzę zrąbany nad kakao .- O! Ale wcześnie wstałeś...
...no, następna notka będzie krótsza

wtorek, 11 stycznia 2005

Zaklejone oczy


Jak co roku przychodzi ten dzień. Dzień w którym małe dziewczynki z wielkimi oczami ścigają mnie po ulicach , niczym zombie w „Powrocie żywych trupów”. Zachłanne ręce obmacują omszałe ściany wilgotnych kątów w których szukam schronienia, a z mroku ulicy za plecami złowrogie dźwięczenie drobniaków sugerujące , że pościg jest tuż tuż.
Umarł we mnie łatwy idealizm i prosta wiara, że wrzucając raz na rok monetę do dziury staję się dobrym człowiekiem. Chyba wolę być dobrym człowiekiem na codzień.
Poza tym nienawidzę być do czegoś zmuszany, nienawidzę robić czegoś dlatego ,że jest „właściwe” i „dobrze widziane”. Przemykam radośnie pod wzrokiem nadętych dam prężąc pozbawioną naklejki pierś. Uśmiecham się złośliwie do ludzi , którzy raz na rok wrzucając parę groszaków pokazują światu swoje wielkie serce, a nie podnieśliby za nic bezdomnego pijaka ze śniegu. Tak , przyznaję , taki pijak śmierdzi nieludzko, a potem jest trochę głupio gdy kłania się ci na ulicy.
Trzymam w domu szablon awaryjny. Zapas serduszek na 24 lata, ale to nie o to przecież chodzi. 2 lata temu obkleiłem się serduszkami cały , od stóp do głów, rok temu nalepiłem sobie serduszko na jajach. Reakcje były dość...hm, żywiołowe. Ktoś się na mnie wydarł , że sobie robię jaja , a ja, że owszem.
W tym roku tłumaczyłem dzieciom ze skrzydlatymi puszkami (zapewne od sępów) , że jestem ewolucjonistą i uważam , że jeśli ktoś zachoruje i nie jest w stanie sam się wyleczyć powinien umrzeć. Gdy się nie ma ubezpieczenia takie pomysły przychodzą prędzej czy później. Trafiły mi się też dwie pogodne staruszki, zazwyczaj rozdające zapewne kultowe czasopismo „Strażnica”, którym wytłumaczyłem , że altruizmu zabrania mi wiara. Niosący światło byłby niezadowolony na swym obróconym krzyżu, te rzeczy.
Popieram to co robi Owsiak, ale odstręcza mnie ten cały jarmark , to zoo, jakby to wycedził Agent Smith. Nie wierzę w ludzi , którzy są dobrzy raz w roku. Dobro to wysiłek i poświęcenie, a nie serduszko z plastiku.
A poza tym życie toczy się dalej. Lenn znowu nie przyszła. Tym razem jednak miała naprawdę dobry powód - sprzątała biurko. Z grozą myślę o tym , ileż to biurko musiało mieć kilometrów, tudzież ileż ton i czego na nim leżało. Na szczęście piękna i zdolna poetka , znana jako Lennonka ukaże się w całej swej podniecającej okazałości na rozkładówce w najnowszym „Toposie”, będę więc mógł obwiesić ją sobie na ścianie i obcować z nią non stop. Ciapek się uczy, ale to pewnie da się jeszcze wyleczyć, korzystając z okazji pozdrawiam jego Mroczną Blondynkę , choć zapewne i tak nie będzie jej się chciało tego czytać. Phantom sprawnie pedałuje w kierunku Afryki i wiernie towarzyszy mu nienawiść kilkunastu osób, którym przed wyjazdem nabruździł. Jeśli chciał pozrywać za sobą mosty, to niewątpliwie mu się udało, teraz wszyscy mu życzą ludożerców na trasie. Wyszedł też w końcu najnowszy Jordan, a nawet 2. Jakiś kutas odparzony wypuścił 2 tomy na raz, 7 dych jak w pysk strzelił. Na szczęście zadziałała moja mechanika przypadku i trafiłem na zniżkę 20 %.
Na koniec special bonus fur Magnolia. Ok , obraziłem twojego jamnika, gdy będzie okazja osobiście go przeproszę, padnę na twarz i ucałuję go w łapki. Wielki jest Munio, wielki. Ogromny, gdy biegnie drży ziemia i kołyszą się budynki. On wcale nie jest tłuściutki , on jest , powiedzmy...masywny.

sobota, 8 stycznia 2005

Z naszego punktu widzenia wieczność dzieli się na 3 części


wstążka - rozwiązłość o
określonym profilu ela -
styczności charakteryzuje
powszechna gotowość do
czynów podsuwanego morału

Goździk

Jeżeli ignorujesz zasady to w większości wypadków ludzie napiszą je na nowo , tak by się do ciebie nie odnosiły . Zasadę drugą zwędziłem z „Ronina”. Jeżeli jest wątpliwość, nie ma wątpliwości...
Więcej o zasadach dziś już nie będzie , bo ani to chemia ani etyka. Poza tym zawsze hołdowałem pratchettowskiej teorii, że wszystkie zasady i prawa to w gruncie rzeczy sugestie. Nie , nie jestem anarchistą, jestem wygodny.
Wczoraj tłumaczyłem zachlipanej 3szklaneczki , że przyjaciele przychodzą i odchodzą , ale sama ze sobą będzie zawsze, a lepiej być z kimś kogo się szanuje. Ja miałem ostatnio podobne problemy, bo Phantom urządził sobie ze znajomych poligon, swego niespełnionego życia. W sumie dobrze , że wyjechał , bo powoli okolica zaczynała wrzeć i pewnie doszłoby do wojny.
Sprzątałem dziś, szlachetnie niedospany, kwatery lokatorskie na dole. Półprzytomny otwieram łazienkę , a tam na kibelku siedzi sobie naga panna, lat z 18 , i zaciska nóżki. Nie wiem może powinienem odskoczyć z płochliwym okrzykiem,. albo spokojnie zamknąć drzwi mówiąc „pssszszeprszym”. Ja byłem na to zbyt zmęczony i zły, pogapiłem się na nią bezczelnie ze 3 sekundy, było na co , choć jej figura wykazywała tu i ówdzie pewne znaczące braki krzywizny. Odpowiedziałem na jej wzrok przekrwionym spojrzeniem , podniosłem rękę i zastukałem w drzwi na wysokości umieszczonego na nich haczyka. Potem wycofałem się strategicznie słysząc za sobą gorączkowe odgłosy manipulowania zamknięciem. Niech się uczy, następnym razem może otworzyć moja babka, a wtedy może być hardcorowo.
To przypomniało mi jak kiedyś z babką zmienialiśmy lokatorom pościel. W pokoju zamieszkanym przez 3 stoczniowców , wszystkie 3 prześcieradła były na znaczącej wysokości upaćkane krwią. Zastanawialiśmy się czy to był jakiś bal z dziewicami, a może jedną dziewicą , za to obrotną i ochoczo nadrabiającą zaległości. A może przypadek nagłej krwawej biegunki. Możliwości , że chłopaki pocieszali się nawzajem wolałem babce nie sugerować.



Nic nie zostanie zapomniane

czwartek, 6 stycznia 2005

Gdy anioł zdejmuje koszulkę...


Wędruję sobie przymulony chorubskiem w górę ulicy Słowackiego i nagle kątem oka widzę tramwaj. Tramwaj - myślę sobie - "tramwaj" , tram - waj, tramwaj??? Przecież tu nie ma torów!
Tramwaj jechał na lawecie, najprawdopodobniej do krainy wiecznych łowów, ale ja przez momet myślałem , że przekroczyłem już jakąś niewidzialną granicę. Coś jak Philip K. Dick, twarze na pól nieba, skradające się tramwje, wygładające ostrożnie zza rogu...
Wracam powoli do siebie. Jestem bardzo zmęczony i z lekka obolały, ale dziś po wielu tygodniach deszczów , wyszło w końcu słońce i wróciły kolory, więc nic więcej mi nie potrzeba.
Ale wracając do tramwajów, pojawiły się u nas ostatnio wersje stuningowane. Dospawali parę blach, pozmieniali lampy i siedzenia. Spoilera nie dali, ale i tak widok jest dość niezwykły, taka hybryda dwóch epok technologii. Kto widział kiedyś Małego Fiata Bis ten wie o czym mówię.
Wczoraj dopadła mnie moja babcia prześladowcza i z paniką poinformowała, że ostre chłopaki z "Zieleni" masakrują nam topole piłami łańcuchowymi. Trochę czasu mi zajęło wyjaśnienie , że kasują tylko te dwie chore, że drzewa, mimo że sadzone przez nas, zgodnie z prawem należą do miasta, a wogóle to topoli często nie traktuje się nawet jako drzewa , tylko jako wybujały chwast.
Razem z babcią wpadł jej pierdolony kangur,no, z biologicznego punktu widzenia pies, ale jakby biologiczny punkt widzenia go zobaczył to by uciekł. W każdym razie wpadł i z miejsca odkrył wyjściowe szpilki mojej starszej. Scigałem tę pieprzoną impalę po całym mieszkaniu, bo jakby się zatrzymała , mogłaby wpaść na pomyśł , co z łupem robić dalej.
W Aktorach obmawialiśmy za plecami stary rok i nagle uświadomiliśmy sobie, że prawie wszyscy siedzący przy sto;e straciliśmy w ubiegłym roku zwierzęta. Ja , Phantom i Marzan psy, a Lenn , ostatnio kota. Spojrzeliśmy wszyscy znacząco na nagle spiętą Magnolię, która jest właścicielką tłuściutkiego jamniczka Munia...Teraz pewnie będzie coś w stylu "Oszukać przeznaczenie". Jamnik owinięty taśmą i zapakowany w karton z otworami na nóżki zostanie ukryty w lodówce...
Dziś o 10 spod Neptuna Phantom w końcu ruszył do Afryki. Ciekawe na ile mu starczy tego auchanowego roweru. Magnolia o 19 wraca do Bremy. Ja wracam do zdrowia. Świat wraca do wiosny. Wszystko wraca do normy.

wtorek, 4 stycznia 2005

Wtem...czyli nagle


Konkurs na prezentera Dwójki. Zapowiada jakiś łepek z fryzurą typu wypłosz:...podróże kulinarne z Makłowiczem. Dziś zobaczymy jak pan Makłowicz przygotowywuje hiszpańskie wina, fasolkę Rioha i danie z króliczka...Zacząłem rechotać. Na nieme pytanie ojca odpowiadam: w tym momencie 4 miliony dzieci przed ekranami odwraca się z łzami w oczach do rodziców i płaczliwym głosem pyta : Z krrróliczkkaaa?
Mieliśmy dziś prawdziwe , rodzinne śniadanie . Starsi wymęczeni po zmianie dat i niezbyt kłótliwi. Były jajeczka na miękko, wybór serów i serków. Pleśniaki , żółte i twarożki . Krakowska sucha , konserwowe ogóraski i marynowany czosnek. To wszystko z gorącymi , chrupiącymi bagietkami. Mniam.
Dzień spędziłem na czytaniu i piciu herbaty, a wieczorem dostałem drgawek i zawrotów głowy. Padłem jak ścięty na podłogę. Miałem tylko na tyle siły żeby dopełznąć do kaloryfera. Przesiedziałem przy nim pół nocy , owinięty kataną. Resztę nocy spędziłem majacząc w łóżku.
Zawsze się czyta „leżał majacząc”, osobiście doświadczyłem czegoś podobnego po raz pierwszy. Nim nadszedł świt splotłem jakąś schizofremicznie spójną wizję ratowania ofiar tsunami. Splatałem różne strumienie czasu , łączyłem je i dzieliłem, ani nie spałem , ani nie budziłem się. Nim wzeszło słońce miałem do dyspozycji jakąś misterną plecionkę alternatywnej logiki. Rano wszystko zapomniałem. Wstałem. Upadłem i przeleżałem cały poniedziałek jak trup.
Najśmieszniejsze jest jednak to , że nikt niczego nie zauważył. Gdybym tu wykorkował to ktoś by się zainteresował po jakiś 2 - 3 dniach. Nie miałem sił by zawołać ani sięgnąć do telefonu. Starsi łaziliby sobie radośnie za tymi półotwartymi drzwiami dopóki nie zaczęłoby śmierdzieć.
Na szczęście we mnie żaden wirus nie przetrwa . Choruję ostro, ale błyskawicznie, tak więc dziś jestem lekko zdechły i obolały , ale już na chodzie. Jest wtorek rano , zaraz skończę pisać i ruszę na miasto, by zarażać...

sobota, 1 stycznia 2005

Hepi nju jer


Kiedy naukowcy projektu „Manhattan” mieli odpalić pierwszą w historii bombę atomową , na pustyni Nowego Meksyku, czuli się raczej niepewnie, ponieważ z obliczeń wynikało , że istnieje pewien niewielki procent , że reakcja łańcuchowa nie ograniczy się do określonego obszaru, ale będzie narastać lawinowo. Słowem, Oppenheimer i koledzy obawiali się , że może nastąpić zapłon atmosfery. Mimo to spróbowali, co niewątpliwie wiele mówi o człowieku jako takim.
Rok kończył się gdzieś we mgle.Ludzie tłumnie zebrani na plaży pojawiali się jako niewyraźne kontury w nagłych rozbłyskach rakiet. Huk był ogłuszający. 50 000 pomorskich piromanów doczekało swego święta. Mgła przesłoniła wszystko. Straciłem już nadzieję , że będzie cokolwiek widać , gdy nagle , tuż przed północą poczerwieniało niebo wysoko nad Gdynią. Zaraz potem pojawiły się kolejne łuny nad Sopotem i Orłowem, a nawet gdzieś daleko nad Helem. Ponad mleczny opar wychynęły powoli wielkie kule kolorowego ognia.
Stałem w krzyżujących się falach uderzeniowych eksplodujących na ziemi rakiet z Biedronki. Wdychałem zapach mgły i kordytu, a niebo mieniło się kolorami i dudniło jakby miało się zaraz rozlecieć.
Jest za 10 piąta . Kanonada ucichła. Albo zabrakło im amunicji albo w końcu pourywało im paluchy. Dotarłem w końcu do domu. Za jakąś godzinkę usmażę sobie plastry oscypka w czosnku i masełku i wypiję kawę o konsystencji i działaniu napalmu. Na plaży całowałem się z jakąś dziewczyną, która żuła coś anyżowego. Teraz mnie to prześladuje. Od razu wiedziałem , że to głupi pomysł, choć była taka ładna i taka pijana. To jak z tą bombą w Nowym Meksyku, naciśnijmy guzik i zobaczymy co się stanie. Może kawa pomoże...