niedziela, 23 czerwca 2013

Pomiędzy treścią życia a treścią żołądka

Jeżeli karaluchy mogą przetrwać
wybuchy jądrowe i wojnę chemiczną,
to czym do kurwy nędzy jest Raid?

(sieć)

Czytałem do drugiej w nocy World war Z i jestem dzisiaj śnięty i ogólnie wkurwiony. W Empiku nadal trwa wielka wyprzedaż za dychę, miałem więc plecak wyładowany pod korek. Jakiś dres w tramwaju zapałał do mnie gwałtownym uczuciem gdy nie puściłem go w drzwiach (chodzi na siłkę, to ma siłę poczekać).Najpierw go uprzejmie osrałem, ale gdy nie był w stanie skończyć, upatrzyłem sobie w szybie jego lokalizację, po czym odwróciłem się gwałtownie z tym plecakiem i spytałem "słucham?" do miejsca w którym jeszcze przed chwilą był. To był ten tramwaj ze schodami, więc jak już się podniósł to stwierdził że stoi z twarzą na wysokości mojego serdecznego kopa i burcząc udał się na koniec wozu.
A ostatnio było tak pięknie. W piątek wieczorem upakowaliśmy siebie i piwa do Cytryny Radosnego i ruszyliśmy na koncert CDNów do Świbna, które okazało się Sobieszewem. Po drodze wiele radości dostarczyło nam odkrycie, że Basia panicznie boi się mostu pontonowego. Całą drogę więc od Rafinerii snuliśmy opowieści z krypty, że ten most jest taki solidny i prawie nieprzerdzewiały, tylko raz kolesiowi, który pływał pod nim kajakiem wiosło wbiło się w jeden z pontonów. Tłumaczyliśmy jej długo i cierpliwie, że od wojny most zerwał się zaledwie dwa razy i wcale tak daleko nie odpłynął, i wcale nie spadło z niego tyle samochodów wypełnionych wrzeszczącymi pasażerami ile mówią... Jak dojechaliśmy do mostu była gotowa, do tego jeszcze przed nami jechał autobus, więc deski strzelały spod niego z hukiem a pontony uginały się widowiskowo, Basiolinda wrzeszczała melodyjnie przez całą drogę na drugi brzeg, jak na kolejce górskiej.
Chłopaki zagrali z przytupem pierwszy raz testując w składzie nowego basistę i Kudłatego, wrobili mnie w robienie zdjęć koncertowych, mają teraz to na co.zasłużyli. Miejscowi popatrywali na nas, aż w końcu wysłali do mnie kobitę z pytaniem czy ja i wokalista jesteśmy braćmi, bo zaczęli już robić zakłady.
Część składu miała tego dnia nocki, nie siedzieliśmy więc za długo. Radosny podwiózł nas więc do NewPort (Przez most oczywiście:)), gdzie ponad matowym lustrem Martwej Wisły płonął ogień, pachniały smakowicie karkówki, a młodość mieszała się ze starością na pachnącej słońcem trawie. Dziewczyny w wiankach, Boros obiecujący ze sceny, że koncert zaraz się odbędzie i dziewczyny jadą już z Warszawy, a tuż obok zupełnie nierealnie z błękitu wynurzały się sennie i w zupełnej ciszy wielkie kadłuby przepływających statków, niczym ruchome fortece.
Nie wiem kim były te laski ubrane w niekształtne różowe worki, które w końcu zaczęły śpiewać ze sceny, ale śpiewały zajebiście. Raczej nie były to obiecane Świetliki. W każdym razie niesieni przez ich głosy szliśmy wzdłuż okrytego cieniem drzew starego cmentarza. Rozrzucone w mroku płonęły znicze niczym chińskie lampiony, grały cykady a my szliśmy przez to namacalnie ciepłe, przeszywające indygo letniego sylwestra w kierunku lampionów wznoszących się w noc znad Brzeźna.
W sobotę za to Arki wywlekły nas na plaże w celu plażingu, narobiłem pełno zdjęć wypiętych pośladków Landryny, przepływających stadami  pirackich statków i opaliłem sobie od tyłu łydki, co jest cokolwiek dziwaczne.

Nasz szef rozstał się burzliwie z jednym
z obiektów. Przyjeżdżamy po nasz sprzęt,
ochrona nie chce nas wpuścić, nagle z
budynku wybiega taka Wydra co to nam
cały czas zatruwała życie i ze złośliwą
satysfakcją w głosie pyta:
- A panowie tu po co?
Na to ja z krzywym uśmiechem:
- Po panią...

*



wtorek, 18 czerwca 2013

Wolałbym osobiście naszczać na smoka

Kochanie czy dużym nietaktem
będzie pójście na polsatowski
Top Trendy w kurtce TVNu?


Ciemność wypełniają gwiazdy, zapach grillowanej tkanki i dym z węgla drzewnego. Szanty niosą się nad łąkami Wiślinki, Kudłaty brzdąka na gitarze swój "Żółty kajak", Przyszywani synowie Radosnego wtórują mu znając tylko refren. Dinozaury szantowej sceny, ostatnie CDNy, ludzie od robót prostych a ciężkich, dosadnie składa się wiersz nieskomplikowanego odpoczynku.
Brak drew do ognia nie był problemem, w odblasku zachodzącego słońca błysnęły ostrza siekier a pośród płomieni trzaskały wkrótce wesoło jakieś biurka, szafki i coś co przez moment płonęło na zielono a potem zrobiło psytpsytpsyt i odleciało na północ. wszyscy śpiewali tę samą piosenkę, ale każdy własną. Wiozła nas stamtąd przez noc dziewczyna ratująca wcześniaki w szpitalu na Zaspie. Cud że te balangi w cieniu rafineryjnych zbiorników nie zakończyły się jakimś ognistym grzybem. W Brzeźnie pewnie biliby brawo... oczywiście dopiero po przejściu fali uderzeniowej.
Wpadliśmy też na drugi dzień Top Trendy, ja po to by zobaczyć Lisowską, po co Szponiasta - nie pytałem. Była wierchuszka młodej polskiej muzyki i bawiliśmy się nieźle, szczególnie, że gdy gasły kamery i  prowadzący odwalali takie numery, że człowiek mógł w końcu zapomnieć, że żyje w kraju cichej acz nieustępliwej cenzury obyczajowej. W pewnym momencie cały amfiteatr zaśpiewał "Ona tańczy dla mnie", a kolesie ze sceny stwierdzili, że nikogo by to nie śmieszyło gdyby śpiewał to kto inny niż Weekend. Po czym zaczęli śpiewać różnymi stylami: łzawą Górniak, chrypiącego Stachurskiego, ale mistrzostwem świata było wykonanie al'a Cugowski. Według nas powinien wygrać Lemon ze swoim "Napraw", nie wiem jak to wyglądało w TV, ale na miejscu mroziło krew w żyłach. Ludzie tak skakali na niektórych kawałkach, że trybuny zaczęły wibrować a lampy tańczyć na kablach, kubki podskakiwało i piwo lało się w dół kaskadami. W czasie części drugiej, gdy śpiewali ludzie znikąd, Nagle zgasł prąd. Momentalnie cała cudowność show biznesu, cały kolor i blichtr uleciały ukazując szarą podszewkę stygnących ekranów. Potem gdy wygrał dość bezbarwny i ogólnie żałosny młody Riedel i wszedł, a właściwie wykuśtykał  o kulach by wykonać zwycięską piosenkę, nabijaliśmy się trochę, że pewnie za kulisami odbywa się już niezłe tankowanie i chłopina potknął się o 10 000 wolt.
O 1 w nocy na Monciaku są takie tłumy, że nie można się przedrzeć do morza.
W Empiku robią miejsce na półkach i z tyłu ustawili szafy pełne książek z dychę, obłowiłem się tak, że zataczałem się idąc do tramwaju.  Osiemnastego wyszła nowa Honor, miałem ją 3 dni wcześniej i teraz już wiem WSZYSTKO.

Wszystko jest tam schludne do
niemożliwości, nikt się na nikogo
naprawdę nie wścieka, mówią np:
"Ty nikczemny huncwocie" zamiast
"Obyś srał jeżami!"

Johnson

*