środa, 23 listopada 2016

Szklanym wzrokiem w dal wpatrzony niczym demon rozmarzony

- O tu masz coś twardego
- To żebra
- Aaa tu są.

(My)

Wczoraj u progu północy rozbierałem się do snu. W pokoju było ciemno, światło wpadało z korytarza podświetlając mój kontur.Spojrzałem przez okno a tam za płotem w otwartych drzwiach stała lokatorka sąsiadów. Dziewczę zdrowe z grzywą czarnych kręconych włosów, cyc jak miech, udo jak moje dwa, ale wszystko harmonijnie rozłożone i aktualnie obleczone w czarne koronkowe body. Równoczesny moment obopólnego spostrzeżenia i obserwacji, w ciemności rozżarzył się węgielek papierosa, gdy płynnie przestąpiła z nogi na nogę a światło prześlizgnęło się po skórze jak  w erotycznym majaku Chandlera. Bezszelestny rozbłysk legendy pin up na sekundę przed snem.
Ze wstydem przyznaję, że przez sekundę pomyślałem o zrobieniu zdjęcia. Ot tempora o mores, czyste przestępstwo na cudowności czasu przeszłego niedokonanego. Magia utrwalona szybko się utlenia.
Do Wenecji wjeżdża się długaśną groblą, którą Mussolini usypał wskroś laguny. Trafia się na dworzec z którego łodzie i statki rozwożą ludzi ku starówce. Staliśmy tam w złocie słonecznego poranka czekając na transport. Odwróciłem się plecami do przeszłości, oparłem nogę na zerodowanym gzymsie i zapatrzyłem w widnokrąg stałego lądu. To wręcz niesamowite cały brzeg od horyzontu po horyzont pokrywają stalową siecią rafinerie, fabryki i magazyny, stal i zawilgocony beton napierają industrialnym grzybem na zanieczyszczone wody laguny. Zachwyciłem się myślą jak to musi wyglądać nocą. milion świateł, aktyniczne rozbłyski spawarek i eksplodujące w powietrzu korony ognia nad kominami rafinerii.
Trwa przedłużone jesień, co prawda raz już odśnieżaliśmy, ale to były obiekty na Matarni a to się nie liczy bo w tamtej okolicy żyje zmutowany klimat. Żyjemy w świecie wilgoci ozdobionej niekończącym się ornamentem upadłych liści. Ktoś mi ostatnio wciskał, ze życie zaczyna się po 40, a ja mu na to, że czterdziestka to chwila gdy liść odrywa się od gałęzi, jeszcze leci, jeszcze wiruje, jeszcze zmienia kolory leząc wśród trawy, ale to wszystko nie zmienia faktu, że jest już gnijącym trupem po terminie przydatności. Na szczęście zawsze kochałem się w upadkach, są moim fetyszem, miłością i wysublimowanym, hobby. Mam przeczucie, że czeka mnie jazda mojego życia.
Szkoda że w dół.
Ostatnio szef ewakuował Pola, z jednego z tych dalekich obiektów, kryjących się na brzegu pryszcza wegetującego na samym skraju dupy wszechświata, czyli mniej więcej za Chwarznem. Umieszczono kolesia na żaglach na Zaspie, operację określono jako "black" a świadków zapewne uśmiercono, zalano betonem i obsadzono grządkami z patisonem. Nie byłbym oczywiście sobą, gdybym nie podrążyl. Okazało się że miejscowa administratorka była dla kolesia najwyraźniej zbyt miła, czy co tam, w efekcie zaczęła otrzymywać nocami gorące, ociekającą prostolinijną, tak rzecz ujmijmy, i rozdyszaną namiętnością. Szef ukrócił niestety rozwijający się romans, choć słyszałem, że administratorka dopytuje się o losy naszego Don Juana a może nawet i tęskni. Choć chyba nie na tyle by poprosic o zwrot rzeczonego.

Biorąc mikrofon w rękę staje się
jedną z fal radiowych, a światło, które
ma w środku zaczyna się jasno palić.
Jego duch wylewa się na drogę grzmotów
i mija napalmowe wybrzeże. miesza się z
ozonem i zmienia w najwyższego kapłana
prawdy dusz i świętego szumu na 60 Hz

(Shepard)

*