piątek, 14 sierpnia 2015

Jak długo trwa teraz?

- No nareszcie jakaś ludzka temperatura
- 36 i 6?

(My)

Gdy wyruszaliśmy na niebo majestatycznie wspinał się właśnie Błękitny Księżyc. Druga pełnia w miesiącu, która podobno przynosi ze sobą zadziwiające splątki rzeczywistości i żarty losu. Wrzucaliśmy plecaki do wozu Stasiów gdy księżyc wspinał się w górę pomiędzy budynkami, jasny i wspaniały.  
Potem zaś nastąpił tydzień wędrówki przez upał i ciepłe kraje południa. Przez strefy klimatyczne zmieniające się dosłownie w parę minut po przekroczeniu kolejnej bariery gór. Adriatyk błękicił się w dole przepaści niczym oko krakena, skrzyły się nocami, niczym gwiazdozbiory bałkańskie miasta, zatrzymane w czasie w betonowej świetności lat siedemdziesiątych. Staliśmy nad turkusowymi źrenicami jezior i czuliśmy na twarzy krople wody rozsiewanej przez wodospady. Szliśmy przez rozpalone średniowiecza i renesansy po marmurowych brukach wyślizgach jak lustro. Wpinaliśmy się na wieże, piliśy źródlaną wodę z akweduktów i gubiliśmy w ciasnych uliczkach, piliśmy rakije i zagryzaliśmy kozim serem. Przekroczyliśmy w końcu mury Dubrownika, który był na mojej życiowej liście rzeczy do osiągnięcia i kupiliśmy koszulkę z "Gry o Tron" w miejscu, w którym ją kręcą. Spacerowaliśmy aleją palm w Trogirze i po zarośniętym średniowieczem, starożytnym truchle pałacu Dioklecjana. Przekraczaliśmy wschody i zachody słońca. Wśród wysuszonych równin i zieleni górskich dolin, zostawiając za sobą pordzewiałe cielska czołgów, zatrzymanych niegdyś przez los i pociski pośród poruszanych wiatrem traw.
Gdy wspinaliśmy się z śródziemia Dalmacji ku tunelowi Św. Roka, termometr w autobusie wskazał 39 stopni. Specjalnie wyszedłem na zewnątrz by poznać jakie to uczucie. Z nieba spadła na mnie puchowa poducha żaru i nadtopiły mi się trampki.
Do domu wracaliśmy prawie 40 godzin. Księżyc zmienił się w wyszczerbiony pożółkły ząb. Remont nie ruszył i żeby położyć się spać musiałem odfoliować łóżko. W tej foli żyjemy od tygodnia, nad nami na szczęście ucichły już młoty pneumatyczne a sufit nie runął, oszczędzone nam więc będzie egzystencja pośród szalunków w oczekiwaniu, aż zwiąże beton. Niemniej brak dostępu do wszystkiego staje się powoli męczący.
Z okiem nie jest lepiej, jest raczej gorzej. Czekam na wizytę u lekarza i po dwóch miesiącach niepewności Szponiasta boi się zostawiać mnie samego w domu, żebym nie zrobił "czegoś głupiego". Gdy wczoraj spóźniłem się do kina, mało nie dostała zawału. Powiedziałem, że jakby co to ją uprzedzę, sprzedam graty, uporządkuję sprawy.
Na razie strach i niepewność przepalają mi rezerwy.
Czuje się cholernie sam w swoim wnętrzu, wysiłki nie zdają egzaminu, modlitwy zdają się wpadać w nicość a czas nie leczy ran. Wyłączam wszystko i patrzę tępo przed siebie. atomowe zegary odliczają czas do końca świata. Moje serce odmierza minuty do końca mojego.

*