wtorek, 26 kwietnia 2011

Twoja stara szuka Nemo

- Wy faceci tylko o jednym
- Ale za to na wiele sposobów

(Szyda)

Hura! Już po świętach! Mogę iść do pracy! Do pracy, do pracy...kurwa.
Wiecie, że wszechświat z zewnątrz wygląda dokładnie jak neuron w naszym mózgu. Myśl, że cały wszechświat mógłby być pojedynczym neuronem Boga, jest cokolwiek zatrważająca. Daje co nieco wyobrażenia o skali. Wyobraźcie sobie próbę porozumienia z takim intelektem, coś jakbyście wy usiłowali porozmawiać ze swoją pojedyncza komórką skóry na palcu. Cokolwiek sobie przekazujemy możemy mówić tylko i wyłącznie o wpływie i intencji, nigdy o treści.
No dobra wiem, że wszedłem na temat grubego kalibru, ale ja naprawdę nie chce wychodzić. Jestem w takim nastroju, że, przy odpowiednim bodźcu, mógłbym zapewne zacząć rozpatrywać teorię względności.
Święta minęły jak na granicy Korei. Kobiety nadal pokłócone, więc de facto były dwa śniadania świąteczne i trzeba było latać po piętrach, bo inaczej przekleństwo i anatema. Tatuś wrócił na święta i cały czas prowokował do awantury. Sądzę, że byłem niezwykle irytujący, kiwając lekko głową i patrząc w zamyśleniu w przestrzeń. No i nie było żurku... Na żurek musiałem się udać do Szponiastej, gdzie ogólnie rzecz ujmując bawiłem się najlepiej przez te dni. Pewnie dlatego, że nie było żrących się kobiet, Ojca Wszystkich Wojen, a za to był żurek.
Oglądaliśmy „Bitwę o Los Angeles”. O rany, obcy atakowali jak idioci. Najwyraźniej wzięli wiedzę o wojskowości z amerykańskich filmów klasy B. No nie ma innego wytłumaczenia, biegali w zbrojach po okolicy, a wielcy byli jak cholera, więc żeby się schować potrzebowaliby chyba stodoły, a i to nie jest pewne, bo jak armia czerwona, kulom się nie kłaniali. Do tego mieli centrum dowodzenia wielkie jak nieszczęście i poruszające się powoli w powietrzu ciągnięte na linach przez drony jak wielki balon. No ja, czy naprawdę gdybyście chcieli zająć jakąś planetę i eksterminować zamieszkujący ją gatunek to wygłupialibyście się w ten sposób? Nie łatwiej zrzucić gaz z orbity i poczekać dwa dni. Szybko, tanio i higienicznie. Zresztą liczba opcji jest ogromna. Czynnik chorobotwórczy, subatomowe pożeracze nano, fale dźwiękowe o wysokiej częstotliwości czy w końcu, jeśli nam się nie spieszy, napromieniowanie powierzchni, mały rozbłysk na słońcu czy dobrze wymierzona planetoida. Ja to wymyśliłem w minutę a obcy nie zdołali przez milion lat przygotowań do agresji. Z drugiej strony zapewne film nakręcony według mojej opcji nie ucieszyłby za bardzo amerykańskiej widowni. Kolesie źle znoszą poczucie bezsilności.

Twoja stara jest tak gruba,
że krąży wokół niej mniejsza
stara

*

niedziela, 24 kwietnia 2011

Piekło jest kwestią skali

- Nowa notka będzie?
- O! Dobrze, że mi przypomniałaś.
Idę stworzyć potwora

(My)

Kiedyś na Wielkanoc pęknie skorupa Ziemi, rozlatując się na wszystkie strony poprzez próżnię, może jakiś kawałek zawierający zamarznięte nagle Kuala Lumpur czy Denver muśnie delikatnie księżyc miażdżąc go na pył i wyrzucając z orbity. Podświetlone czerwienią magmy szczątki rozsuną się ukazując małą flągwę, która pierwszy raz spojrzy swoim gorejącym, umieszczonym w trójkącie powiek okiem na wszechświat, po czym zmieniając leniwie zachodzące w trzewiach procesy jądrowe na energię kinetyczną, ruszy majestatycznie w kierunku gwiazd. Kto wie może i pękną inne jaja, kołujące dotąd wokół małej, ciepłej gwiazdy i pożegluje przez przestrzeń w towarzystwie kwilącego mikrofalami rodzeństwa, a może dla reszty jaj czas jeszcze nie nadszedł i ruszy w podróż sama. Któż wie jakie są zwyczaje flągw?
Ostatnio w nocy Lady Pazurek zażądała bajki na telefon. Opowiedziałem jej mniej więcej coś takiego: Dawniej diabeł chodził po ziemi a nad ziemią latały anioły. Bóg dotykał swych dzieł, sprawiał cuda i niszczył miasta i nieposłuszne kobiety. Aż pewnego dnia zawarł pakt i skrył się za zasłoną. Pakt związał wszystkie strony, zrywając anioły z niebios i wciskając diabły w ciepłe błoto u naszych stóp. Stwórca wyrzekł się możliwości ingerencji dając nam wolną wole, nadprzyrodzone nie mogło być odtąd widoczne bo człowiek miał wierzyć i wybierać a nie wiedzieć. Ziemia jednak nadal pozostała polem bitwy. Stanął więc Szatan pośród sawanny i zamyślił się. I minął dzień i noc, a gdy przyszedł poranek, Ojciec kłamstw podniósł głowę i uśmiechnął się, po czym zmienił zastępy zła w koty, by poszły do ludzi, przeniknęły do ich domostw, wypaczały i uczyły zła i egoizmu. By wysysały dusze kładąc się na gościnnych kolanach i mrucząc. Ujrzał to Gabriel, zaśmiał się gorzko nad przemyślnością przeciwnika i tchnął Zastępy w postać psów, by wiernością i przyjaźnią wspierały dobro w człowieku, strzegły jego ognia i progu. I taka jest właśnie historia niechęci psów i kotów, które czasem potrafią żyć razem, ale zawsze uważnie się obserwują i pilnują wzajemnych posunięć na wielkiej szachownicy ludzkich losów...
Tu nadmienić należy, że Lady P jest dumną posiadaczką dwóch kotów i okazyjnie dwu psów. Z reguły gdy zasypia na łóżku ma coś leżącego i mruczącego. Tak więc w środku nocy, po nocnych mszach i lekkim odrealnieniu przedświątecznych dni opowiastka ta uzyskała nagle nieco głębszy wymiar. Coś w stylu: Trzymasz w łóżku mruczącego potwora, który wyssie ci duszę. Śpij dobrze. Nigdy nie proście bo będzie wam dane.

25 tys ton rudy potrzeba do uzyskania
50 ton metalicznego uranu, z których
0,7 % nadaje się do wywołania reakcji
jądrowej.

*

WWW czyli w hebrajskiej transkrypcji trzy szóstki

- Miałeś mnie zamknąć w wieży
i karmić ciastem.
- Ta, wkrótce wypełniłabyś tę
wieżę sobą...
- ... i ciastem.

Dziś szalałem po zakamarach i przesiąkałem detergentami. A potem dymem i łyskaczem. Wytoczyłem tez z katakumb naszą rozdygotaną kosiarkę. Gdy ją odpaliłem, mógłbym przysiąc, że nawet słońce przygasło. Rzygnęła na boki przeróżnościami i pomknęła na przełaj przez murki, krawężniki i przypadkowe ciała jeży wlokąc mnie za sobą. Obecnie jestem szczęśliwie obżarty i wysmarowany sosem do nachos. Jutro stanę za to oko w oko z przyszłymi teściami i domowym pasztetem. Tyle, sija idę zobaczyć ile waży koń trojański.

*

środa, 20 kwietnia 2011

Chcesz się uwolnić od pracy? Wykonaj ją.

Pani będzie o was dbać.
Będziecie wielkie...

(Avatar rozpakowując przesyłkę z mięsożernymi roślinami)

Tia, Avatarna zakupiła rosiczkę, muchówkę i dzbanecznika. Troskliwie sprokurowała im symulator bagna, napełniała paszczęki wodą destylowaną i przeganiała zainteresowane zmianami dietetycznymi koty. Potem penetrowały z Lenn sieć w poszukiwaniu porad dotyczących karmienia. Ja osobiście uważam, że pewnego dnia, po przyjściu z zajęć Av odkryje w rosiczce wierzgającą tylną część kota. Ostatecznie, aby ludzkim odruchom stało się zadość (Nie patrz w dół, nie oglądaj się, nie dotykaj bo upierdoli ci rękę), popodniecały rosiczkowe receptory i kwiliły szczęśliwe patrząc jak paszczęki zaciskają łapczywie poszukując kontaktu z ich tkanką miękką. Lenn się śmieje, że gdy będzie nadchodziła pora karmienia to cała grządka będzie kłapać zachęcająco.
Ja powoli wracam w siebie. Przeszedłem w dwa i pół dnia ekspresową anginę, którą dostałem jako bonus do miłości. Oczywiście apogeum nastąpiło w niedziele, kiedy akurat świat przykryła swym jedwabistym ciałem wiosna, niebo nabrało modrości dubajskiego basenu a słońce zalało wszystko miodowym złotem. Nie mogłem oczywiście zignorować takiej prowokacji, więc zataczając się, potykając o krawężniki i przystając co czas jakiś by ciężko podyszeć udałem się do epicentrum, uznałem, że jeśli mam skonać to pod niebem i na stojąco. Po drodze zgarnąłem Pazurzastą, która stawiała mnie do pionu, twierdząc, że ludzie na ulicach się o mnie martwią. Nie byłem akurat tego dnia specjalnie komunikatywny, za to świat widziany z onirycznych, różowawych głębin Pazurkozy był doprawdy nieziemski. Nie ma co narzekać, takaż jest cena obściskiwania, gorących, rozgorączkowanych kobiet, ale nie ma co się oszukiwać, było warto.
W CSA zaczęli widzieć duchy. Nie wiem czemu ale byłem na to gotów od jakiegoś czasu. Teraz tylko czekam, aż pojawi się Godzilla. „Poruczniku mamy tu taki dziwny ślad. To chyba odcisk palca, ale jest naprawdę zajeeebisty.”
Za to wczoraj zapoznaliśmy Lenn z Sheldonem z „Big Bang Theory” zdaje się łyknęła przynętę ze spławikiem, wędkarzem i kawałkiem brzegu.
Dobra, spadam do pracy. Nasz El Duce wpadł na pomysł, że przed świętami musi być posprzątane świątecznie i uśmiechnęło się nagle do nas dwa miliony okiem i rozwarły szczęśliwie paszcze hal garażowych, które w najbliższym czasie będę smerał różnymi wynalazkami Szatana po podniebieniu. Było takie opowiadanie „Człowiek, który zjadł świat”. Teraz będzie „Hala, która pożarła człowieka” i zadławiła się i rzygała samochodami bo to był kiszczak, a z kiszczakami jest tak, że nigdy nie wiesz czy ty jesz go czy on ciebie.

Czy wiedzą państwo co to jest:
czerwone i szkodzi na zęby?
Cegła, proszę państwa, cegła.

(Bitwa na głosy)

*

niedziela, 17 kwietnia 2011

Daj mi wyjąć swojego pinata ze skorupki

Ja - Zawsze przyłazi, gdy jemy,
obojętnie kiedy by to nie było.
Szponiasta - Może my ciągle jemy...

Zadzwoniła, gdy byłem w piekle i właśnie wtedy nad piekłem wzeszło słońce i stało się jeszcze goręcej. Tydzień przywracania na mapy pewnej ulicy w deszczu i wietrze, potem wizyta na cmentarzu, gdzie musiałem odkopać groby... spod liści. A na końcu moje kochanie, które przyniosło mi wyjątkowo paskudnego i zapewne uśmiechającego się szeroko na widok tak dobrze przygotowanego gruntu, retrowirusa. Ja takie rzeczy przechodzę naprawdę szybko, ale zapewniam, to żadne pocieszenie, gdy objawy z dwóch tygodni kumulują się lawinowo w dwie doby. Tak więc dzisiejszy przepiękny poranek powitałem wyglądając jak rosyjski czołgista w samym środku napromieniowanych ruin Hamburga, który dotąd wierzył, że sowieckie czołgi naprawdę są odporne na broń ABC. No może skóra nie odpada mi płatami, tak, że mogę obejrzeć swoją działającą wątrobę a zęby nie stukają mi perlistym deszczem o nadtopiony bruk, ale w sumie niewiele brakuje. W każdym razie czuję się jakbym wypełzł z jakiegoś włazu.
Skoczyliśmy wczoraj do Neufahrwaser by pogapić się na bitwę pomiędzy brytyjskim galeonem a obsadzoną przez Francuzów Twierdzą Wisłoujście. Po okolicy pałętali się też rycerze, naparzając się żelastwem i próbując wcisnąć ludziom badziewie z wyświechtanych kramów. Z pozytywnym zresztą skutkiem w wielu wypadkach. Lady Dżi biegała po okolicy z aparatem wielkości bazooki, Marzan natomiast odmówił ustawienia się przed balistą. Za to potem, gdy przysiadł na nabrzeżu, a salwy armatnie i muszkietowe rozdzwoniły koryto Martwej Wisły zaczął przyciągać żaby. Najwyraźniej one go wyczuwają, słyszą jego rechoczący zew z odległości tysięcy mil i podążają w jego kierunku nie bacząc na odległości i fakt, że w Wiśle są warunki do występowania życia mniej więcej jak we wnętrzu betonowego sarkofagu w Czarnobylu. Nic to, nie bacząc na groźbę rozpuszczenia i bliskość morza, płaz usiadł na betonowej płycie pobrzeża i począł wpatrywać się maślanymi oczami w swego guru, jedynego poety, który zdolny był bez względu na kanony i szyderstwa otoczenia, spłodzić wiekopomne dzieła w rodzaju „Rechotu z bocianiego gniazda”, który to utwór swoim epickim tragizmem odcisnął się cieniem na mojej młodości.
Dym się rozwiał, Angole pomachali białą szmatą a Francuzi krzyknęli „Alle!” a my ruszyliśmy ponownie w prozaiczny świat Lennonek i ulic, którym trzeba przywrócić miejsce na mapach.

Avatar - Nadchodzi ta godzina, gdy mój
kot trafi pod kran. Jest już taki brudny i
zakurzony...
Ja - Ciągle leży na półce to i się kurzy.

*

wtorek, 12 kwietnia 2011

Jesteśmy iluzją

Jeden okręt podwodny klasy Ohio
ma na pokładzie arsenał mogący
wywołać zniszczenia 25 razy
większe niż II wojna światowa

Taaak, znowu byliśmy na Sucker Punch i podobał nam się jeszcze bardziej. Nawet dyżurny ponurak Pomeranii Dan stwierdził, że jest niezły, w jego przypadku to niemal jakby entuzjastycznie wykonał taniec godowy na włosach łonowych stukając kastanietami przyszytymi do sutków.
Odprowadziłem mojego Szpona Bojowego. Noc była ciepła i nabrzmiała treścią po deszczu, Miasto wokół cichło. Stałem na przystanku, gdy nagle za wiaty wychynął bezszelestnie pordzewiała amfibia śmierci, obwieszona gibającymi się przeróżnościami. Wyskoczyła z niego para ludzi szaf, obleczonych w skóry i błyszczących łysymi glacami w świetle ulicznych latarni, w rękach trzymali jakieś niezidentyfikowane, podłużne przedmioty. Rzucili się w moim kierunku a ja pomyślałem, że to moja ostatnia godzina. Tymczasem oni rozwichrzając mi włosy przemknęli z obydwu stron i zaczęli intensywnie szorować wiatę... Zaraz potem dotarł tramwaj i nocni czyściciele wiat Doktora Zło pozostali rozmazującym się wspomnieniem.
Wracając, nadal pełen świetlistych energii dojechałem do samego końca linii i wylądowałem Na Rogu. Okazało się, że jest tu część ekipy, raźno nabijająca się z łikendowego wystąpienia Kaczuszki i pijąca zdrowie rosyjskiej mgły, żeby była gęsta i zdrowo rosła. Opowiedziałem skąd wracam i co w związku z tym i nagle ktoś odpalił punchową ścieżkę dźwiękową dziewczyny wskoczyły na stoły i zaczęły się wić, Kulfon też wskoczył niestety by zaprezentować niezwykle skomplikowany układ ruchów trakcyjnych. Na szczęście celnie rzucona popielniczka zakończyła jego taneczne aspiracie. Wszyscy odryczeliśmy z Emilii „Sweet dreams”, potem co niektórzy powyli do „Tomorrow never knows”. Najwyraźniej nie tylko my z Pazurzastą mamy głowy wypełnione po brzegi tą ścieżką. Ale od razu mówię, nie słuchajcie tej muzyki bez obejrzenia filmu.
No nic czas iść do roboty, robota to kochanka, która nigdy się nie nudzi i zawsze z radością wita twoją obecność. Niecierpliwie czeka na twój dotyk i z radością spije z twych ust ostatni oddech.

Siedzi Pinokio nad rzeką i filozofuje:
Dziwna to sprawa, i poczęcie nie-
pokalane i ojciec cieśla...

(Angora)

*

niedziela, 10 kwietnia 2011

Nigdy nie kaszl w trakcie sikania

- Shall we dance?
- Lets...

(teledysk Keshy)

Nawiedzili mnie ostatnio Marzany. On ubrany po ludzku, uczesany i pozbawiony tych wszystkich wystających, wyschniętych kawałków, najwyraźniej pod dojmującym wpływem jej. Ona filigranowa przedstawicielka kasty Małych, Ciepłych Blondynek, Które, Po Cichu Żądzą Światem, dysponująca niskim, erotycznym tembrem głosu, który byłby zapewne w stanie zmarszczyć wodę tudzież permanentnie zjeżyć i zmienić w napuszone bestie Ogólnopolski Zjazd Łysych. Tak się akurat złożyło, że mieliśmy z M spotkać się, chlać nieumiarkowanie, śmiać się rubasznie i snuć opowieści nostalgicznie, ewentualnie wymiotować obficie, tymczasem niespodziewanie postawił w mych progach kobietę i wpuścił ją w ten skrzypiący, cuchnący wydzielinami burdel i gąszcz przedwypłatowych braków, które wyzierały z każdego kąta oczyma wielkimi i zamuszonymi jak u głodujących afrykańskich dzieci. Niemniej Lady Dżi nie krzyczała histerycznie i nie biegała po okolicy strząsając z siebie te wszystkie, małe, przyjazne stworzenia, z którymi na co dzień dzielę życie, choć z różnych względów nie piła. My za to nie żałowaliśmy sobie, osiągając zasnute różową mgiełką wyżyny i gdy potem odprowadzaliśmy ją do domu, i nagle zorientowaliśmy się, że jesteśmy w nocy w samym epicentrum Neufahrwaser nie przejęliśmy się specjalnie. Raźnym krokiem wracaliśmy przez rozprute ulice, pośród rozerwanych szyn remontowanej linii, a w pastelach zmierzchu szczerzyły się do nas obnażone spod sukienki asfaltu bruki i jeszcze starsze tory pamiętające inne czasy i inne historie.
M opowiadał jak na uniwerku pracuje w ciasnym, kiszkowatym pokoju wypełnionym stołem i jednym komputerem, o który walczy pięć stłoczonych tam osób. Było sześć, ale pani profesor skorzystała z przywilejów szarży i ewakuowała się poza horyzont zdarzeń. Pokój ma też sufit misternie upleciony z azbestu i podobno wszyscy, którzy tam pracują schodzą prędzej czy później na raka.
Ostatnio byliśmy też stadem w WhiteTown, patrzyliśmy z drewnianych pokładów na kłębiące się żaby i łapaliśmy piach we włosy na plaży pod niekończącym się błękitnym niebem. Krzysiek mówił jak brał Brutusa do weterynarza. Do weterynarza chodzą z nim raczej rzadko, ale bestia bezbłędnie potrafi określić moment kiedy ma to nastąpić. Musieli opancerzyć go w kaganiec i wlec przy akompaniamencie zgrzytających o nawierzchnię, permanentnie zablokowanych przednich łap. Gdy w końcu pani weterynarz spojrzała w przekrwione, wypełnione szaleństwem oczy zapytała tylko: Czy on nie jest wściekły?
Wczoraj za to byliśmy na urodzinach, gdzie pośród nocy towarzystwo, rycząc ze śmiechu śpiewało „Zombie” Crannberies, do programu karaoke. Miasto zaś trzęsło się i huczało, a wiatr zdejmował chodniki i przesuwał budynki.
Nie pisałem przez chwilę, bo stworzyłem ostatnio notkę doskonałą, Jej wspaniałość wypełniła mnie szczęściem i dumą, a potem gdzieś między Wordem a systemem zalągł się diabeł i wszystkie słowa opadły w nicość. Muszę przyznać, że po tym przez chwilę nie byłem w stanie pisać. Więc teraz z prawdziwą ulgą generuję to ostatnie zdanie.

Wenus z Milo też zaczynała
od obgryzania paznokci...

(RMF)

*

niedziela, 3 kwietnia 2011

Wibrator Transformers

Masz całą broń jakiej potrzebujesz.
Więc walcz!

(Sucker Punch)

Taaak, byliśmy na Sucker Punch. To jeden z tych filmów, na które czekałem od miesięcy, choć po hekatombie jakiej dokonał w świecie moich osobistych nadziei „Avatar” podchodziłem do niego raczej ostrożnie. A teraz wyskrobuję sobie jego tytuł na ściance prawej komory mojego serca, tam gdzie już jest: Kruk, Trzynasty wojownik, czy Skyline. Nie kocham może filmów specjalnie mądrych, muszą one jednak posiadać tę smugę cienia, mieszankę samotności, tkliwości i bohaterstwa, które ostatnio jawią się w naszym przenicowanym świecie jako niemodnie naiwne.
Spodziewałem się, że Sucker Punch będzie zlepkiem ładnych teledysków połączonych jakąś czystą umowną fabułą, tymczasem, o rany, ten film ma treść! Jest ładny, momentami piękny i faktycznie, tak jak mówi jego motto: nie jesteście gotowi na to co zobaczycie.
Małomówna Emili Browning, utkwiła mi mocno w głowie we wszystkich filmach w jakich ją widziałem, choć dotąd nie zdawałem sobie z tego sprawy, bo za każdym razem wyglądała i grała zupełnie inaczej. Milcząca dziewczynka z Ghostship czy mądra siostra z Serii Niefortunnych Zdarzeń, teraz to jedna z nielicznych aktorek, której nazwisko kojarzę z twarzą.
A tak poza tym mam glona w oku, który jest połączeniem starego uszkodzenia, pyłu i wody kranówy, a łeb bolał mnie dzisiaj tak, że leżałem trzęsąc się przez cztery godziny i naprawdę zastanawiałem się czy nie byłoby lepiej doczołgać się do kuchni i poderżnąć sobie gardło, żeby wreszcie nie czuć bólu. Avatar za to zrobiła sobie czadową fryzurę i zaczęła nosić skórę, idąc do kina miałem zwałę obserwując tych wszystkich kolesiów, którzy się za nią oglądali.

Sami tworzymy światy,
w których żyjemy.

*

piątek, 1 kwietnia 2011

Płomień na wietrze

Nie lubię jak tak dziwnie tańczysz.
Nie wiem czy mam się śmiać czy
dołączyć

(Lady Pazurek)

Zakazali palenia ognisk. Robaki w garniturach. Odcięte od życia nieludzkie kukiełki napędzone ambicją i głupotą. Najpierw wymyślili podatek od spadku, sprawiając, że całe rodziny musiały sprzedawać dorobek życia, żeby zapłacić podatek od jego otrzymania. Potem wymyślili zakaz picia pod chmurką, debile, co stawia nas w równym rzędzie z islamskimi satrapiami. Nikomu innemu w Europie nie przyszedł do głowy równie niszczący więzi międzyludzkie nonsens. A teraz to. Mam wrażenie, że gdzieś tam ktoś usiłuje nas wszystkich rozdzielić. Odizolować od siebie. Pozamykać w sterylnych pokojach z terminalami i opodatkować tlen, ustalając tempo i głębokość oddechu. Odetniemy cię od korzeni, oddzielimy cię od przyjaciół. Jeśli chcesz z nimi przebywać to płać w lokalu, my weźmiemy od tego podatek by móc ci zakazać coś jeszcze. Nie chodź piechotą, nie zaglądaj, nie wkraczaj na grodzone osiedle, nie wdychaj dymu. Rób wszystko pod linijkę, waż stolec. Zawsze gardziłem anarchistami, i to zarówno w wersji soft - punkami, jak i w wersji hard – skinami, uważałem zawsze, że to żałośni słabeusze, którzy płytkimi ideologiami i przynależnościową do wyobcowanej grupy maskują strach. Teraz za to mam ochotę na jakiś anarchistyczny projekt, w ramach wyrażenia mojego społecznego niezadowolenia. Podpalić Bazylikę Mariacką, niech płonie i rozświetla niebo nad Miastem, wysadzić Urząd Wojewódzki niech rozpylony tynk pokryje kartki i twarze. Władować pocisk z pancerzownicy w dupę miejscowego posła opozycji, by rozpylona posoka i strzępki kości użyźniły glebę dla przyszłych pokoleń. I okazuje się, że nie tylko ja tak mam. Pomruk narasta w ludziach, po których nigdy bym się czegoś takiego nie spodziewał. Czym bardziej dociskają nam śrubę tym bardziej wściekłość narasta. Jeśli nastąpi wybuch, będzie to coś niesamowitego, bo po raz pierwszy w historii ludzie nie ruszą do walki z powodu ideologii czy warunków bytowania, ale dlatego, że odebrano im ich miejsce w rzeczywistości, bo wydziedziczono ich z człowieczeństwa.

Żartowałem z tym aresztowaniem.
Podpalcie go...

(Firefly)

*