wtorek, 26 kwietnia 2005

Tylko czarne glany są naprawdę funny


Świetlik - ...i co tam jeszcze u ciebie?
Ja - Buty kupiłem
Św - jakieś letnie?
Ja - Nie
Św - zimowe?
Ja - nie,do kopania

W skutek łupieżczego najazdu na Niedźwiednik,i osobę Ciapka w szczególności , stałem się szczęśliwym właścicielem dwóch butów klasy Glan. Teraz wędruję grzmiąc po mieście i czyję się jak czołg.
Z domu wywlekam się ostatnio na siłę , na siłę przebywam ze znajomymi, do pisania też się zmuszam. Robię to bo pieruńsko mi się nie chce. Robię to bo święcie wierzę w zasadę, że jeśli coś się robi wystarczająco długo, to w końcu coś się wydarzy. Czas mija zbyt szybko. Nie stać mnie aktualnie na depresję. Zabawne, że nawet depresja i użalanie się nad sobą , mogą w dzisiejszych czasach stać się przedmiotem marzeń.
Jeżeli mam moment to przesiąkam przez miasto od końca do końca, odnajduję miejsca i spotykam znajomych.
Na Mariackiej nawiedziłem Sławka , wciskającego kicz zagranicznym turystom. opowiedał jak lekko napity wpadł na larpa fanów "Wampira". Wpadł w ubrany w gotyckie łaszki tłumek jak granat w szmbo i pożarł się z nimi o zasady gry. Udowadniał im , że zgodnie z zasadami gry , wampiry , niewidzące w ciemnościach a równocześnie bojące się ognia nie miałyby szans przeżycia wieków średnich. No bo jak tu polować w ciemnych zaułkach gdy widok zwykłej pochodni wywołuje w łowcy histeryczny wrzask. Jak dodał na koniec powracając do mnie z wyższego poziomu abstrakcji ,ogólną żądzę zniszczenia wywołał w nim widok jakiejś graczki ubranej w fikuśną , krótką kurteczkę i wyposarzoną w dwa kitki z różowymi gumkami.
W tramwaju gadałem z Świetlik o Venomie, który podobno kręci coś z Zanussim. Poza tym gapiłem się w jej niesamowite, przejrzyste oczy. Gdy padło na nie z boku światło słońca to miałem wrażenie , że patrzę w wodę i czekałem tylko , aż pojawią się te małe , złote rybki.
Do kin wchodzi niedługo 3 część Star Wars a do księgarni druga książka Masłowskiej. W stoczni składają jakiś okręt wojenny a tereny przemysłowe Miasta umierają powoli, robiąc po obu stronach rzeki miejsce na nowe centrum. Jest pusto , na wszystko opada łagodny blask. Świat jest pusty i cichy jak po atomowej wojnie.
Nadchodzi w końcu godzina 3 i dzień osiąga swoje apogeum , by powoli zacząć opadać w kierunku herbaty. Herbaciarz klnie , bo chce latem zrobić piwny ogródek a żaden browar nie ma już sprzętu. Sam będzie musiał kupić stoliki , kij i parasole. Pyta mnie o kolejny wieczorek poetycki. Mruczę coś niezobowiązująco i wciskam w paszczę ciastko . Nie chce mi się jeszcze o tym myśleć.
Pojawiają się znajomi, wkurwia mnie gust Awari, ale kłócić sie też nie mam siły. Gdzieś w połowie drogi z Centrum do Wrzeszcza zaczynamy wymyślać sposoby zabezpieczeń roweru. Ja wymyśliłem minę naciskową w siodełku, reagującą na ciężar inny niż właściciela i eksplodującą do góry trzema tuzinami gwożdzi. Przebił mnie Phantom prostotą swego pomysłu. Siodełko jest ruchome , by można je regulować. Wystarczy więc zamontować w ramie 20 centymetrowy szpikulec, a zostawiając rower poluzować śrubę trzymającą siodełko. Delikwent wskakuje , siodełko się chowa, a dalej to juz historia o bólu i uszczęśliwionch proktologach.
W nocy napadły mnie moje własne zęby. Spędziłem więc kilka upojnych godzin w towarzystwie MTV, szałwi i bujających przyległościami pań z RTL zwei.
Teraz siedzę zjebany ostatecznie przed ekranem, popijam miętę na pusty żołądek i zastanawiam się intensywnie co zrobić z resztą tak wspaniale zaczętego dnia.
Podobno jest gdzieś w sieci strona z której można wysłać sygnał własnej komórki w kosmos...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz