wtorek, 19 kwietnia 2005

Ogłoszenia drobne


Opowieść o dniu dzisiejszym jest w kolorze nasyconej żółci, pachnącego cynobru, ugru czerwonego, szarości prawie niebieskiej wiatrem gładzonej i błękitu zamykającego wszystko od góry. Niebo opierało się na niedzielnej ciszy i szczytach kamienic, a Sławek stał w wiecznej strefie cienia na Mariackiej , sprzedawał drzewka szczęścia i znów prosił bym napisał, że ma kundelkowate szczeniaki do rozdania. Gdziekolwiek na terenie województwa , sam dowiezie. Ja odparłem , że nie wiem czy dopasuję to do klimatu kolejnej notki , nadal nie wiem. Resztę pozostawiliśmy losowi. Acha , z waszej perspektywy dziś było przedwczoraj.
Jutro, naprawdę jutro o 18 w Herbaciarni wiersze rozczytają Lennonka i Boros. Wyjebisty zestaw duchowej piromanii pośród zapachu herbaty. Jeśli ktoś chce trafić, niech odnajdzie kościół Św. Mikołaja , stanie plecami do głównego wejścia i patrząc ponad schodkami i wzdłuż ścian kamienic , zobaczy herbaciany szyld. Jeśli ktoś ma ochotę postawić mi cynamonowe ciasteczka , to będę tam siedział nad parującą filiżanką „Róży Królowej Zofii”.
Wiecie, czasem mam wrażenie , że człowiek gra we własnym życiu niewielki epizod. Różnorodność i skala scenografii, głębia bądź płycizny kreacji rozlicznych aktorów , stanowią widowisko tyleż fascynujące co przytłaczające. Aż chciałoby się na moment zatrzymać i zapatrzeć na śmierć. Ale sufler w głębi czaszki szeleści przekładaną kartką i mówi: A teraz napiszesz o ...
...Void mści się na mnie jak rozgniewane dziecko . Gniecie i drze starą zabawkę. Nie ma niczego okrutniejszego od dziecka i nic bardziej trywialnego niż ból zabawki. Dzieci lubią niszczyć rzeczy i dręczyć zwierzęta, bo o tyle je przewyższają, że mogą je sprowadzać do poziomu cierpiących przedmiotów.
Awari cieszy się z książki i mówi do mnie z komórki w tramwaju. Lenn zaciążyła i lekarz zabronił jej się przeciągać . Zwierz wycofał się spod ośnieżonych szczytów naszej kampanii RPG. Pisze pracę doktorską z fizyki i łyka tabletki. Jadący ze mną Kłoso wątpi w sens a Dan znowu chce pożyczać. Moja matka od harleqinów woła mnie właśnie po raz piętnasty... wszyscy mnie kochają.
Chodzę z Pazurkowatą coraz głębiej w las. Dużo rozmawiamy i całujemy się na rozstajach dróg , pośród tańczących słonecznych plam i chrząkających znacząco rowerzystów. Czas płynie a opowieść ciągle trwa. Ostatnio boli bardziej niż zwykle , ale nie zostawia blizn. Zimny wiatr wieje z zachodu a niebo jest bezchmurne i tak bezlitośnie błękitne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz