Kiedy naukowcy projektu
„Manhattan” mieli odpalić pierwszą w historii bombę atomową , na pustyni Nowego
Meksyku, czuli się raczej niepewnie, ponieważ z obliczeń wynikało , że istnieje
pewien niewielki procent , że reakcja łańcuchowa nie ograniczy się do
określonego obszaru, ale będzie narastać lawinowo. Słowem, Oppenheimer i
koledzy obawiali się , że może nastąpić zapłon atmosfery. Mimo to spróbowali,
co niewątpliwie wiele mówi o człowieku jako takim.
Rok kończył się gdzieś we
mgle.Ludzie tłumnie zebrani na plaży pojawiali się jako niewyraźne kontury w
nagłych rozbłyskach rakiet. Huk był ogłuszający. 50 000 pomorskich piromanów
doczekało swego święta. Mgła przesłoniła wszystko. Straciłem już nadzieję , że
będzie cokolwiek widać , gdy nagle , tuż przed północą poczerwieniało niebo
wysoko nad Gdynią. Zaraz potem pojawiły się kolejne łuny nad Sopotem i Orłowem,
a nawet gdzieś daleko nad Helem. Ponad mleczny opar wychynęły powoli wielkie
kule kolorowego ognia.
Stałem w krzyżujących się falach
uderzeniowych eksplodujących na ziemi rakiet z Biedronki. Wdychałem zapach mgły
i kordytu, a niebo mieniło się kolorami i dudniło jakby miało się zaraz
rozlecieć.
Jest za 10 piąta . Kanonada
ucichła. Albo zabrakło im amunicji albo w końcu pourywało im paluchy. Dotarłem
w końcu do domu. Za jakąś godzinkę usmażę sobie plastry oscypka w czosnku i
masełku i wypiję kawę o konsystencji i działaniu napalmu. Na plaży całowałem
się z jakąś dziewczyną, która żuła coś anyżowego. Teraz mnie to prześladuje. Od
razu wiedziałem , że to głupi pomysł, choć była taka ładna i taka pijana. To
jak z tą bombą w Nowym Meksyku, naciśnijmy guzik i zobaczymy co się stanie.
Może kawa pomoże...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz