wtorek, 4 stycznia 2005

Wtem...czyli nagle


Konkurs na prezentera Dwójki. Zapowiada jakiś łepek z fryzurą typu wypłosz:...podróże kulinarne z Makłowiczem. Dziś zobaczymy jak pan Makłowicz przygotowywuje hiszpańskie wina, fasolkę Rioha i danie z króliczka...Zacząłem rechotać. Na nieme pytanie ojca odpowiadam: w tym momencie 4 miliony dzieci przed ekranami odwraca się z łzami w oczach do rodziców i płaczliwym głosem pyta : Z krrróliczkkaaa?
Mieliśmy dziś prawdziwe , rodzinne śniadanie . Starsi wymęczeni po zmianie dat i niezbyt kłótliwi. Były jajeczka na miękko, wybór serów i serków. Pleśniaki , żółte i twarożki . Krakowska sucha , konserwowe ogóraski i marynowany czosnek. To wszystko z gorącymi , chrupiącymi bagietkami. Mniam.
Dzień spędziłem na czytaniu i piciu herbaty, a wieczorem dostałem drgawek i zawrotów głowy. Padłem jak ścięty na podłogę. Miałem tylko na tyle siły żeby dopełznąć do kaloryfera. Przesiedziałem przy nim pół nocy , owinięty kataną. Resztę nocy spędziłem majacząc w łóżku.
Zawsze się czyta „leżał majacząc”, osobiście doświadczyłem czegoś podobnego po raz pierwszy. Nim nadszedł świt splotłem jakąś schizofremicznie spójną wizję ratowania ofiar tsunami. Splatałem różne strumienie czasu , łączyłem je i dzieliłem, ani nie spałem , ani nie budziłem się. Nim wzeszło słońce miałem do dyspozycji jakąś misterną plecionkę alternatywnej logiki. Rano wszystko zapomniałem. Wstałem. Upadłem i przeleżałem cały poniedziałek jak trup.
Najśmieszniejsze jest jednak to , że nikt niczego nie zauważył. Gdybym tu wykorkował to ktoś by się zainteresował po jakiś 2 - 3 dniach. Nie miałem sił by zawołać ani sięgnąć do telefonu. Starsi łaziliby sobie radośnie za tymi półotwartymi drzwiami dopóki nie zaczęłoby śmierdzieć.
Na szczęście we mnie żaden wirus nie przetrwa . Choruję ostro, ale błyskawicznie, tak więc dziś jestem lekko zdechły i obolały , ale już na chodzie. Jest wtorek rano , zaraz skończę pisać i ruszę na miasto, by zarażać...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz