wtorek, 11 stycznia 2005

Zaklejone oczy


Jak co roku przychodzi ten dzień. Dzień w którym małe dziewczynki z wielkimi oczami ścigają mnie po ulicach , niczym zombie w „Powrocie żywych trupów”. Zachłanne ręce obmacują omszałe ściany wilgotnych kątów w których szukam schronienia, a z mroku ulicy za plecami złowrogie dźwięczenie drobniaków sugerujące , że pościg jest tuż tuż.
Umarł we mnie łatwy idealizm i prosta wiara, że wrzucając raz na rok monetę do dziury staję się dobrym człowiekiem. Chyba wolę być dobrym człowiekiem na codzień.
Poza tym nienawidzę być do czegoś zmuszany, nienawidzę robić czegoś dlatego ,że jest „właściwe” i „dobrze widziane”. Przemykam radośnie pod wzrokiem nadętych dam prężąc pozbawioną naklejki pierś. Uśmiecham się złośliwie do ludzi , którzy raz na rok wrzucając parę groszaków pokazują światu swoje wielkie serce, a nie podnieśliby za nic bezdomnego pijaka ze śniegu. Tak , przyznaję , taki pijak śmierdzi nieludzko, a potem jest trochę głupio gdy kłania się ci na ulicy.
Trzymam w domu szablon awaryjny. Zapas serduszek na 24 lata, ale to nie o to przecież chodzi. 2 lata temu obkleiłem się serduszkami cały , od stóp do głów, rok temu nalepiłem sobie serduszko na jajach. Reakcje były dość...hm, żywiołowe. Ktoś się na mnie wydarł , że sobie robię jaja , a ja, że owszem.
W tym roku tłumaczyłem dzieciom ze skrzydlatymi puszkami (zapewne od sępów) , że jestem ewolucjonistą i uważam , że jeśli ktoś zachoruje i nie jest w stanie sam się wyleczyć powinien umrzeć. Gdy się nie ma ubezpieczenia takie pomysły przychodzą prędzej czy później. Trafiły mi się też dwie pogodne staruszki, zazwyczaj rozdające zapewne kultowe czasopismo „Strażnica”, którym wytłumaczyłem , że altruizmu zabrania mi wiara. Niosący światło byłby niezadowolony na swym obróconym krzyżu, te rzeczy.
Popieram to co robi Owsiak, ale odstręcza mnie ten cały jarmark , to zoo, jakby to wycedził Agent Smith. Nie wierzę w ludzi , którzy są dobrzy raz w roku. Dobro to wysiłek i poświęcenie, a nie serduszko z plastiku.
A poza tym życie toczy się dalej. Lenn znowu nie przyszła. Tym razem jednak miała naprawdę dobry powód - sprzątała biurko. Z grozą myślę o tym , ileż to biurko musiało mieć kilometrów, tudzież ileż ton i czego na nim leżało. Na szczęście piękna i zdolna poetka , znana jako Lennonka ukaże się w całej swej podniecającej okazałości na rozkładówce w najnowszym „Toposie”, będę więc mógł obwiesić ją sobie na ścianie i obcować z nią non stop. Ciapek się uczy, ale to pewnie da się jeszcze wyleczyć, korzystając z okazji pozdrawiam jego Mroczną Blondynkę , choć zapewne i tak nie będzie jej się chciało tego czytać. Phantom sprawnie pedałuje w kierunku Afryki i wiernie towarzyszy mu nienawiść kilkunastu osób, którym przed wyjazdem nabruździł. Jeśli chciał pozrywać za sobą mosty, to niewątpliwie mu się udało, teraz wszyscy mu życzą ludożerców na trasie. Wyszedł też w końcu najnowszy Jordan, a nawet 2. Jakiś kutas odparzony wypuścił 2 tomy na raz, 7 dych jak w pysk strzelił. Na szczęście zadziałała moja mechanika przypadku i trafiłem na zniżkę 20 %.
Na koniec special bonus fur Magnolia. Ok , obraziłem twojego jamnika, gdy będzie okazja osobiście go przeproszę, padnę na twarz i ucałuję go w łapki. Wielki jest Munio, wielki. Ogromny, gdy biegnie drży ziemia i kołyszą się budynki. On wcale nie jest tłuściutki , on jest , powiedzmy...masywny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz