wtorek, 22 kwietnia 2008

Herne Myśliwy


Ojciec kropnął sarnę skodą. Oboje zdaje się przeżyli, stracił tylko lusterko. Zapada zmierzch. Przede mną rozżarza się koronka miast wzdłuż zatoki. Mam pepsi, lekkie myśli, krew na dziąsłach. Topię się w smaku Milki z kawałkami skórki pomarańczowej. Morze jest spokojne, niebo piękne, wzdłuż linii wody wędrują zakochani. Moment perfekcji.
Są w moim życiu chwile, które staram się celowo zapamiętać.
Późne, letnie popołudnie pod pomnikiem Westerplatte, gdy pomarańczowe światło zachodzącego słońca zmienia port w dole w złocistą impresję. Jest jeszcze komuna, w dole przepływa statek i jak każdy inny, mijając pomnik wyje syreną. Nagła dolina w dole, gdzieś za Nowym Sączem, wychodzę  spomiędzy drzew, w dole stogi siana i droga. Pastelowe dymy z kominów pod Masywem Śnieżnika. Zapach torowiska i pól w sierpniowym słońcu, po lewej równa jak nożem uciął granica Mławy. Leśna ścieżka pomiędzy Jelitkowem a Brzeźnem, gdy psy biegały wokół, co chwila sprawdzając czy im nie zginąłem, miałem pierwszą dziewczynę, pierwszą pracę i po raz pierwszy stanąłem otwarcie okoniem rodzicom, idąc pośród drzew, powiedziałem na głos, że “Właściwie to jestem szczęśliwy”. Noce, wiele nocy. I więcej i więcej.
Co ciekawe moje najmocniejsze chwile przeżywałem z reguły w samotności i w plenerze. Bywali wokół mnie ludzie, ale nigdy nie przenikali we mnie zbyt głęboko. Pomijając banały i psychologiczne oczywistości. Sam nie wiem co to o mnie mówi.
Po redzie przemyka stateczek pilota. Fale odkosu suną powoli ku brzegowi, jakby mogły tak przebyć tysiące mil, jakby miały nieskończoną ilość energii. Niedługo dotrą do brzegu i staną się słyszalne. Unoszę głowę, pojawiają się pierwsze gwiazdy. W powietrzu pachnie wiosną. Kończę, nadchodzi fala.

Mieszkam w wysokiej wieży otoczonej fosą
Mam parasol, który chroni mnie przed nocą

(nie pamiętam kto)

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz