- łatwiej jest polować
na
ludzi niż na ryby.
- nie są tacy śliscy
(My)
Słońce padało pod kątem zmieniając trawniki w jasnozielone
dywany, rozświetlając smugi dymów z kominów, wyciągając ze starych ścian i
zakamarków orgię światłocieni. Świt wypływał falami zza stoku wzgórza, stok
upstrzony mozaiką gdyńskich eksperymentów architektonicznych z ostatnich 70 lat
prawie wyczuwalnie przesuwał się przez cienie wraz z wędrującym słońcem. Wielka
bestia składająca się z betonu, cegieł, dachówek i rynien. Powietrze wypełniało
się wiosną, z drzwi na dole wyszła, poprawiając włosy, zmęczona prostytutka,
drogą w dół stoku wędrowała drobnym krokiem jakaś starowina. Jedna opuszczała
świątynię grzechu, druga szła do świątyni Boga.
Było dość zimno, odetchnąłem po raz ostatni porankiem i
cofnąłem się do mieszkania Marzana. W łóżku za mną zamruczała Szponiasta, dalej
w kuchni na materacu spał słodko Marzan tuląc do siebie kolejny spalony
czajnik.
A skoro cofamy się już w przestrzeni cofnijmy się i w
czasie. Słońce świeciło pod podobnym kątem, ale jego światło było pełniejsze,
cieplejsze, z tą nutą podskórnej czerwieni znamionującą późne popołudnie.
Stojąc na peronie kolejki we Wrzeszczu dzieliłem się Awari pomysłem zrobienia
budzików, które wydawałyby z siebie dźwięk hamującego na dworcu pociągu.- 90%
przebudzeń, 10% zawałów.
Szponiasta dołączyła do nas dwa przystanki dalej wprost z
uniwersyteckiej biblioteki.
To miało być coś w rodzaju parapetówy. Ludzie przychodzili i
wychodzili przez całą noc. Świat z każdą wypitą butelką stawał się piękniejszy.
Awari doszła do miejsca w którym nie widziała już, że napełniano jej szklanki i
z niedowierzaniem pytała: Ja tego nie wypiłam?. Dragi pytał żonę, czy może
wypić? Może? Może?...Nie mógł. Następnie dotarli młodzi gniewni. Młody Fac pił
uczciwie i pamiętał moją przykurzoną nieco twórczość. Maier, który jak każdy
szanujący się młody, polski twórca, żyje na krawędzi nędzy, wciągał wszystko co
dało się zjeść łącznie z okruchami czipsów. Krążą opowieści o poczęstunkach u
Maiera: Chcesz kanapkę z kurkumą czy przyprawą do mięs?
Reszta eskadry omawiała scenariusz filmu, w którym
ośmiolatki konstruują bombę, i całą, porażającą głębię relacji między nimi.
Bomba miałaby być konstruowana w szopie... „Z blachy falistej”- wtrąca Maier –„To
będzie takie industrialne”. Potem zaś Maier uniósł ze sobą do knajpy obraz z
koniem wiszący dotychczas na klatce Marzana. M mu go odebrał i niósł to
niewątpliwe arcydzieło wystające spod kurtki. Martwił się, że go dopadnie jakiś
sąsiad, ale ja myślę, że mógłby zawsze powiedzieć, że wyprowadzał bydle na
spacer.
Rano, eksterminując Marzanowe zapasy pasztetu i ostrowi,
nachodziła mnie nostalgiczna nuta wspominkowa i co chwila opowiadałem o
Goszkiej. Potem oczywiście spotkaliśmy ją czekając na kolejkę. Przywitaliśmy
się, ale wagonu nie dzieliliśmy. Patrzyłem potem jak wędruje bujając się przez
peron w Sopocie długowłosa i długonoga.
- Było siedmiu facetów i ja.
- Byłaś jak rodzynek...
- Taka mała i pomarszczona?
(My)
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz