Wiecie dlaczego kobiety perfumują się,
malują i chodzą
na szpilkach? Bo są
małe, brzydkie i śmierdzące.
(Lenn)
Stół mi się już z lekka lepił, na szczęście wczoraj wylało
mi się trochę herbaty z cytryną i przy ścieraniu zadziałało jak rozpuszczalnik.
Lenn miała w empiku najazd jakiś szych. Zawlokłem więc ją do
herbaciarni w celu odstresowania, oczywiście nie było tak łatwo, bo mały
złośliwiec ma tendencję do dryfowania w stronę wystaw, albo zapadania na niekończące
się minuty w sklepie z olejkami, którymi obficie się namaszcza. Kiedyś skończy
się to tragicznie, gdy ktoś rzuci w nią niedopałkiem.
W herbaciarni jakiś podstarzały Angol śpiewał i grał na
gitarze stare standardy. Lenn weszła w trans i zaczęła nucić, po chwili
przyłączył się do niej typ ze stolika obok, a w końcu i sam Angol. Czułem się
trochę jak w amerykańskim filmie, gdzie główny bohater biegnie ulicą śpiewając,
a wszyscy wokół znają słowa i kroki. Odstresowywanie zakończyło się widowiskowo
w Norce Lennonki (Tak mi też się skojarzyło), gdzie obejrzeliśmy „My sassy
girl” zagryzając pizzowatym misterium grozy jakie Lenn stworzyła w swoim
chimerycznym prodiżu. Zaś główna bohaterka wieczoru śmiejąc się i ślizgając na
pizzy, usiłowała otwierać otwarte butelki. Obserwowaliśmy te wysiłki z naukowym
zainteresowaniem.
Wczoraj za to trafiłem na cmentarz. Został taki w Brzeźnie
sprzed wymiany mieszkańców. Dotąd zawsze był za płotem, istniał więc w mojej
świadomości jako cztery nadniszczone, betonowe filary dawnej bramy. Jeden
zwieńczony pordzewiałym krzyżem, który przetrwał tam 90 lat i dwie wojny, ale
nie złomiarzy. W każdym razie płot zniknął. Z doświadczenia wiem, że wydarzenia
takie zwiastują rychłą zagładę danego obiektu. Gdy odchodzi stary właściciel, zabierając
ze sobą wszystko, po ostatnią wiązkę siatki, oznacza to nadchodzący czas
buldożerów.
Oczywiście nie byłbym sobą gdybym tam nie wlazł. Lasek z
niską ściółką, gdzieniegdzie spod trawy sterczą jak stare kości porozbijane
płyty nagrobne. Dwa czy trzy odtworzone groby, ale bez napisów, po co drażnić
miejscowe potwory językiem niemieckim. Dalej chaszcze, więcej kamiennych
szczątków, potem jeziorko!!! Jak Boga kocham nigdy bym nie pomyślał, że mamy tu
nawet i jeziorko. Dalej ruiny ośrodka wczasowego. Rozbity budynek jakby ktoś w
niego strzelał, betonowe drogi, słupy, fundamenty baraków i słupki z resztkami
kolczastego drutu. Jakbym patrzył na pozostałości obozu koncentracyjnego. Teraz
staną tu hotele, w których brzeźnieńska brać kroić będzie przyjezdnych na Euro.
Padał deszcz, a mnie oblazła jak jakieś czułe robactwo
melancholia. Chodziłem pośród tych drzew i nagrobków strącając krople z
pierwszych, świeżych listków i myślałem o przemijaniu. Tak wrócić po
kilkudziesięciu latach do rodzinnego miasta i znaleźć w jego miejscu taki
rzadki lasek i wystające gdzieniegdzie z ziemi obrobione kamienie.
Szlus. Za moment przyjdzie Szponiasta, będziemy oglądać
„Ranczo” z kasety i „Gatunek” z płyty. Mamy też w niecnych planach zrobienie
dwóch jajecznic, jednej na pomidorach, drugiej z cebulką. Tu odgłos gromu,
szatański chichot i krzyk: Stworzyłem potwora!!!
Krzycz jakby ci miażdżyli głowę windą!
Jakby ci przykładali do oczu druty wy-
sokiego napięcia!!
(Regge Rabbits)
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz