piątek, 18 kwietnia 2008

Kondensacja kartofla w atmosferze


Wiecie dlaczego kobiety perfumują się,
malują  i  chodzą  na  szpilkach? Bo są
małe, brzydkie i śmierdzące.

(Lenn)

Stół mi się już z lekka lepił, na szczęście wczoraj wylało mi się trochę herbaty z cytryną i przy ścieraniu zadziałało jak rozpuszczalnik.
Lenn miała w empiku najazd jakiś szych. Zawlokłem więc ją do herbaciarni w celu odstresowania, oczywiście nie było tak łatwo, bo mały złośliwiec ma tendencję do dryfowania w stronę wystaw, albo zapadania na niekończące się minuty w sklepie z olejkami, którymi obficie się namaszcza. Kiedyś skończy się to tragicznie, gdy ktoś rzuci w nią niedopałkiem.
W herbaciarni jakiś podstarzały Angol śpiewał i grał na gitarze stare standardy. Lenn weszła w trans i zaczęła nucić, po chwili przyłączył się do niej typ ze stolika obok, a w końcu i sam Angol. Czułem się trochę jak w amerykańskim filmie, gdzie główny bohater biegnie ulicą śpiewając, a wszyscy wokół znają słowa i kroki. Odstresowywanie zakończyło się widowiskowo w Norce Lennonki (Tak mi też się skojarzyło), gdzie obejrzeliśmy „My sassy girl” zagryzając pizzowatym misterium grozy jakie Lenn stworzyła w swoim chimerycznym prodiżu. Zaś główna bohaterka wieczoru śmiejąc się i ślizgając na pizzy, usiłowała otwierać otwarte butelki. Obserwowaliśmy te wysiłki z naukowym zainteresowaniem.
Wczoraj za to trafiłem na cmentarz. Został taki w Brzeźnie sprzed wymiany mieszkańców. Dotąd zawsze był za płotem, istniał więc w mojej świadomości jako cztery nadniszczone, betonowe filary dawnej bramy. Jeden zwieńczony pordzewiałym krzyżem, który przetrwał tam 90 lat i dwie wojny, ale nie złomiarzy. W każdym razie płot zniknął. Z doświadczenia wiem, że wydarzenia takie zwiastują rychłą zagładę danego obiektu. Gdy odchodzi stary właściciel, zabierając ze sobą wszystko, po ostatnią wiązkę siatki, oznacza to nadchodzący czas buldożerów.
Oczywiście nie byłbym sobą gdybym tam nie wlazł. Lasek z niską ściółką, gdzieniegdzie spod trawy sterczą jak stare kości porozbijane płyty nagrobne. Dwa czy trzy odtworzone groby, ale bez napisów, po co drażnić miejscowe potwory językiem niemieckim. Dalej chaszcze, więcej kamiennych szczątków, potem jeziorko!!! Jak Boga kocham nigdy bym nie pomyślał, że mamy tu nawet i jeziorko. Dalej ruiny ośrodka wczasowego. Rozbity budynek jakby ktoś w niego strzelał, betonowe drogi, słupy, fundamenty baraków i słupki z resztkami kolczastego drutu. Jakbym patrzył na pozostałości obozu koncentracyjnego. Teraz staną tu hotele, w których brzeźnieńska brać kroić będzie przyjezdnych na Euro.
Padał deszcz, a mnie oblazła jak jakieś czułe robactwo melancholia. Chodziłem pośród tych drzew i nagrobków strącając krople z pierwszych, świeżych listków i myślałem o przemijaniu. Tak wrócić po kilkudziesięciu latach do rodzinnego miasta i znaleźć w jego miejscu taki rzadki lasek i wystające gdzieniegdzie z ziemi obrobione kamienie.
Szlus. Za moment przyjdzie Szponiasta, będziemy oglądać „Ranczo” z kasety i „Gatunek” z płyty. Mamy też w niecnych planach zrobienie dwóch jajecznic, jednej na pomidorach, drugiej z cebulką. Tu odgłos gromu, szatański chichot i krzyk: Stworzyłem potwora!!!

Krzycz jakby ci miażdżyli głowę windą!
Jakby ci przykładali do oczu druty wy-
sokiego napięcia!!

(Regge Rabbits)

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz