piątek, 11 kwietnia 2008

Rodzinna komedia katastroficzna


-Nigdy nie wierzyłem w czarną magię...
-Nie musisz ona i tak działa

(Bryant)

I oto znad oceanu nadlatują majestatycznie smoki. Jadły niedawno, więc weźcie lepiej parasole. W kole czasu jestem jak jesień. Mimo że piękna, schyłkowa i ospała jest procesem gwałtownej reakcji, diametralną przemianą świata. Jestem emocją  w milionie barw i odcieni. Ja nie muszę się bronić, ja atakuję.
Miałem pisać dziś o Igrzyskach w Chinach, o tym, że żaden uczciwy czy religijny człowiek nie powinien ich popierać. Nie powinien wykupywać praw do transmisji, nie powinien wysyłać sportowców. Rzeźnicy powinni zrozumieć, że ludzkość nie jest całkowicie pragmatyczna i przeżarta hipokryzją, a protesty przeciwko pacyfikacji Tybetu, to nie takie tam sobie gadanie w niczym nie powiązane z praktyką, jak u nich. Trzeba dać im po kieszeni, sprawić by te wszystkie zakrwawione miliardy, które wydali poszły psu na budę.
Niestety to tylko idealistyczne pierdolenie, nikt nie podskoczy chińczykom, przecież zainwestowaliśmy, przecież nam płacą. Etos świata zachodu jest żałosny.
Dla mnie Tybet nigdy nie będzie chiński.
Miałem napisać o tym znacznie więcej, ale przybyła Szponiasta, a przy niej znacznie trudniej jest mi przywołać gniew, dekoncentruje moją nienawiść. W takich warunkach nie da się zabijać, nawet słowem.

Nie   jestem   sama.  Jest  ze  mną
drzewo, wplatam  palce pomiędzy
spętane gałęzie, i jest ze mną wiatr

(Orinoko)

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz