niedziela, 20 kwietnia 2008

Najbardziej samotni są bohaterowie mitów


-Pieprzę cię!
-Och, tysiące tego próbowało, ale
  udało się tylko kilkuset...

Kiedyś czytałem opowiadanie o gościu, który mógł między innymi manipulować czasem. Potrafił go spowalniać albo przyspieszać, np. spowalniał świat i szedł spacerkiem do odległych miejsc, nie przejmując się czy zdąży, a na zewnątrz ludzie wyczuwali jedynie potężny podmuch wiatru, ewentualnie nagłą stratę ręki, jeśli o kogoś niechcący zawadził. Zrobił wiele dobrego i złego i jak zwykle w takich sytuacjach raźno podążał drogą na zatracenie, aż spotkał kobietę o takich samych zdolnościach i książka stała się ogólnie, nieznośnie romantyczna. Teraz meritum do którego meandrując podążam. Oboje czuli się wyobcowani i samotni, rozumiani tylko przez tą drugą osobę, przyspieszyli więc cały świat wokół siebie setki razy i stali tak całując i przytulając się dłuższą chwilę. W końcu jednak powrócili do właściwego czasu. Okazało się, że minęły tysiące lat, specjalnie dla nich wokół wyburzono miasto i zbudowano wspaniały park, gdzie zakochani i samotni mogli przyjść, usiąść na ławeczce i obserwować ich trwające setki lat, powolne ruchy. Cały świat czekał i żył legendą ich powrotu.
Tymczasem wracamy z łomotem do naszego czasu, matka ostrzy noże z dźwiękiem od którego mózg mi się kurczy i macha przez ucho białą flagą.. O wpół do drugiej w nocy smsowała Agentka by zdruzgotać mnie informacją, że dziś nie będzie jej w herbaciarni. Zaiste warto się było obudzić by się tego dowiedzieć.
Pazurkowata ciągle zajęta, bo jakiś as przestworzy w jej uczelni orzekł, że studenci nie potrafią pisać i dopieprzyli jej referaty z każdego, pojedynczego przedmiotu. Jak nie pisze to czyta, praktycznie przestając żyć. Na nic nie ma czasu. W naszym wspaniałym kraju nawet archeolog nie jest po to by badać i odkrywać, tylko po to, żeby wytwarzać sterty niepotrzebnych świstków, gnijących potem tonami w archiwach. Od razu przypomina mi się Zwierzu, fizyk, liczyć, badać ok., ale pisać? Gość nie potrafi napisać poprawnego zdania po polsku, a na państwowej uczelni są przewidywane, zdaje się, cztery publikacje rocznie. Pachnie mi to z lekka bandą starych pryków, którzy załatwili sobie ciepłe posadki. Żeby nie robić niczego konkretnego piszą jakieś farmazony, by potem zamęczać nimi audytoria i spijać darmowe winko.

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz