sobota, 5 marca 2011

Gdy nie używasz danej ci mocy twoja wola słabnie

Nie ma nic, w was, w powietrzu. Zużyci do granic spływacie jak brudne szmaty po aluminiowych rurkach. Waszej zagłady nie odnotowałyby żadne gazety. A ja rzygam w ciemności żółcią, gdy uświadamiam sobie jak bardzo jestem do was podobny. Za dużo się ostatnio zgadzam, za mało niszczę. Katastrofy, które kiedyś niemal złamałyby mi kręgosłup, teraz spływają po mnie jak ciepły jedwab. Boże, jakże tęsknię za tym by kogoś nienawidzić. Nienawiść jest wszak formą zainteresowania. A tymczasem wszystko stało się nieważne.
Chciałbym się wyrwać stąd i odejść gdzieś, gdzie słychać ciszę. Gdzie można by cieszyć się pracą własnych rąk, zbudować dom, zasadzić drzewo. Gdzie nikt by potem nie spytał o zezwolenia czy podatek gruntowy. Chciałbym trafić tam, gdzie można swobodnie palić ogień i nie myśleć o innych. Zbudowaliśmy zajebiście bezpieczny świat. Świat, w którym nic nie wolno, bo zawsze znajdzie się ktoś kogo coś urazi, albo będzie mu przeszkadzać w interesie. Jesteśmy zbyt blisko siebie by naprawdę ucieszyć się na widok innego człowieka. Jesteśmy zbyt blisko by nie przeszkadzał nam czyiś dym z palonych zdjęć.
Za chwilę stąd wyjdę, ale nie ruszę do źródeł Nilu ani w do Meksyku w poszukiwaniu złotych miast. Nie wychodzę by polować na zmutowane bestie pośród potrzaskanych, na wpół zatopionych blokowisk Zaspy ani nawet kopnąć w jaja oberskurwiela Kurskiego. Wyjdę, będę grzeczny, będę się zachowywał, kawałek mnie umrze.

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz