środa, 9 marca 2011

...to makabryczny i interesujący pomysł...

- O do licha! Udało nam się przelecieć!
- Nie wiem co mnie bardziej przeraża,
twoje zaskoczenie czy fakt, że płoniemy

(Armada)

Pomogłem jakiejś fajnej laseczce z wózkiem i zakupami w tramwaju. Szliśmy potem kawałek w tym samym kierunku a na pożegnanie dostałem od niej wizytówkę Night Clubu „Amor” z odręcznie napisanym imieniem „Ada”. A więc chłopaki jeśli byt wam doskwiera a plemniki reagują niepokojem i ruchami Browna na osiemdziesięcioletnią, bezzębną teściową kolegi, to wiecie co robić, jazda do tramwajów wynosić kobietom wózki. Tylko upewnijcie się najpierw czy hipotetyczna matka udziela wam uprzednio zgody na ten desperacki czyn, bo możecie poczuć pod żebrami stalowe wąsy paralizatora i 10 000 volt. Choć przyznaję, że w zatłoczonym tramwaju, gdzie wszyscy stykają się ciałami może mieć to własności edukacyjne (Czy pan Zenek na końcu wagonu też się zatrzęsie), tudzież rozrywkowe.
A tak poza tym szef zostawił mnie bez kasy na dzień kobiet. To coś porównywalnego z tym momentem w Resident Evil, gdy idziesz podziemiami pełnymi żarłocznych nieumarłych i nagle gaśnie ci latarka. Jak spytasz, to żadna kobieta nie obchodzi i nie chce tych żałosnych, poniżających kwiatów, ale spróbuj nie dać. Nagle znajdujesz się w sytuacji, gdy nic nie widać, nic nie słychać, ale masz wrażenie, że coś złowrogiego porusza się w ciemności za plecami... i mlaszcze.
Ostatnio nachodzi mnie coraz częściej myśl by zastosować zasadę: „Jaka płaca taka praca” i zabrać do roboty karimatę... i może jakiś kocyk. Misia przytulankę? Drinki z parasolkami?
Obejrzeliśmy ostatni parodię Zmierzchu. Eksterminujące się nawzajem, lotne watahy nastoletnich fanek Edwarda i Jacoba, Jacob zmieniający się w złowrogiego, krwiożerczego cziłałę te rzeczy. Przedtem obejrzeliśmy Czarnego Łabędzia, to jeden z tych filmów, które ratuje koniec. Przez większość seansu człowiek zastanawia się po co właściwie to ponure, oklepane badziewie ogląda, aż przychodzi koniec i banał nabiera perlistych odcieni.
Hmmm, w sumie powinienem już wychodzić do pracy... Eeee tam, przecież nikt mi za to nie zapłacił, a i podwyżka była obiecana, jak bonie dydy, w styczniu. Może przejdę się na spacer, wszak pogoda jest piękna i zrobiło się osobliwie ciepło, biorąc pod uwagę, że dwa tygodnie temu temperatura oscylowała około minus dwudziestu. Mały spacerek, do WhiteTown i z powrotem, może nawet starczy czasu na pracę.
A po południu idziemy na „Salę samobójców”, dziś wieczorem wszyscy będziemy Emo, jak to kiedyś odkrywczo stwierdził TT, montując do szlifierki kontowej piętnaście nożyków do tapet. Do dziś nie wiem po co mu to było, przecież takim zestawikiem można by rozpylić drewnianą ścianę.

Kobiety to niby słaba płeć,
ale spróbuj w nocy przeciągnąć
kołdrę na swoją stronę.

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz