Ja -
Zawsze przyłazi, gdy jemy,
obojętnie
kiedy by to nie było.
Szponiasta
- Może my ciągle jemy...
Zadzwoniła,
gdy byłem w piekle i właśnie wtedy nad piekłem wzeszło słońce
i stało się jeszcze goręcej. Tydzień przywracania na mapy pewnej
ulicy w deszczu i wietrze, potem wizyta na cmentarzu, gdzie musiałem
odkopać groby... spod liści. A na końcu moje kochanie, które
przyniosło mi wyjątkowo paskudnego i zapewne uśmiechającego się
szeroko na widok tak dobrze przygotowanego gruntu, retrowirusa. Ja
takie rzeczy przechodzę naprawdę szybko, ale zapewniam, to żadne
pocieszenie, gdy objawy z dwóch tygodni kumulują się lawinowo w
dwie doby. Tak więc dzisiejszy przepiękny poranek powitałem
wyglądając jak rosyjski czołgista w samym środku
napromieniowanych ruin Hamburga, który dotąd wierzył, że
sowieckie czołgi naprawdę są odporne na broń ABC. No może skóra
nie odpada mi płatami, tak, że mogę obejrzeć swoją działającą
wątrobę a zęby nie stukają mi perlistym deszczem o nadtopiony
bruk, ale w sumie niewiele brakuje. W każdym razie czuję się
jakbym wypełzł z jakiegoś włazu.
Skoczyliśmy
wczoraj do Neufahrwaser by pogapić się na bitwę pomiędzy
brytyjskim galeonem a obsadzoną przez Francuzów Twierdzą
Wisłoujście. Po okolicy pałętali się też rycerze, naparzając
się żelastwem i próbując wcisnąć ludziom badziewie z
wyświechtanych kramów. Z pozytywnym zresztą skutkiem w wielu
wypadkach. Lady Dżi biegała po okolicy z aparatem wielkości
bazooki, Marzan natomiast odmówił ustawienia się przed balistą.
Za to potem, gdy przysiadł na nabrzeżu, a salwy armatnie i
muszkietowe rozdzwoniły koryto Martwej Wisły zaczął przyciągać
żaby. Najwyraźniej one go wyczuwają, słyszą jego rechoczący zew
z odległości tysięcy mil i podążają w jego kierunku nie bacząc
na odległości i fakt, że w Wiśle są warunki do występowania
życia mniej więcej jak we wnętrzu betonowego sarkofagu w
Czarnobylu. Nic to, nie bacząc na groźbę rozpuszczenia i bliskość
morza, płaz usiadł na betonowej płycie pobrzeża i począł
wpatrywać się maślanymi oczami w swego guru, jedynego poety, który
zdolny był bez względu na kanony i szyderstwa otoczenia, spłodzić
wiekopomne dzieła w rodzaju „Rechotu z bocianiego gniazda”,
który to utwór swoim epickim tragizmem odcisnął się cieniem na
mojej młodości.
Dym
się rozwiał, Angole pomachali białą szmatą a Francuzi krzyknęli
„Alle!” a my ruszyliśmy ponownie w prozaiczny świat Lennonek i
ulic, którym trzeba przywrócić miejsce na mapach.
Avatar
- Nadchodzi ta godzina, gdy mój
kot
trafi pod kran. Jest już taki brudny i
zakurzony...
Ja -
Ciągle leży na półce to i się kurzy.
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz