niedziela, 3 kwietnia 2011

Wibrator Transformers

Masz całą broń jakiej potrzebujesz.
Więc walcz!

(Sucker Punch)

Taaak, byliśmy na Sucker Punch. To jeden z tych filmów, na które czekałem od miesięcy, choć po hekatombie jakiej dokonał w świecie moich osobistych nadziei „Avatar” podchodziłem do niego raczej ostrożnie. A teraz wyskrobuję sobie jego tytuł na ściance prawej komory mojego serca, tam gdzie już jest: Kruk, Trzynasty wojownik, czy Skyline. Nie kocham może filmów specjalnie mądrych, muszą one jednak posiadać tę smugę cienia, mieszankę samotności, tkliwości i bohaterstwa, które ostatnio jawią się w naszym przenicowanym świecie jako niemodnie naiwne.
Spodziewałem się, że Sucker Punch będzie zlepkiem ładnych teledysków połączonych jakąś czystą umowną fabułą, tymczasem, o rany, ten film ma treść! Jest ładny, momentami piękny i faktycznie, tak jak mówi jego motto: nie jesteście gotowi na to co zobaczycie.
Małomówna Emili Browning, utkwiła mi mocno w głowie we wszystkich filmach w jakich ją widziałem, choć dotąd nie zdawałem sobie z tego sprawy, bo za każdym razem wyglądała i grała zupełnie inaczej. Milcząca dziewczynka z Ghostship czy mądra siostra z Serii Niefortunnych Zdarzeń, teraz to jedna z nielicznych aktorek, której nazwisko kojarzę z twarzą.
A tak poza tym mam glona w oku, który jest połączeniem starego uszkodzenia, pyłu i wody kranówy, a łeb bolał mnie dzisiaj tak, że leżałem trzęsąc się przez cztery godziny i naprawdę zastanawiałem się czy nie byłoby lepiej doczołgać się do kuchni i poderżnąć sobie gardło, żeby wreszcie nie czuć bólu. Avatar za to zrobiła sobie czadową fryzurę i zaczęła nosić skórę, idąc do kina miałem zwałę obserwując tych wszystkich kolesiów, którzy się za nią oglądali.

Sami tworzymy światy,
w których żyjemy.

*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz