No i tak, znowu siedzę u Awari i
stukam w jej pokryte pudrem klawisze. Ona się właśnie wykąpała i jak wyznała
nie posiada szlafroka. No dobra nie jestem konsekwentny.
Dziś wybierałem się na bastiony, chciałem
wpełznąć w jakieś wilgotne, odizolowane od okrutnego świata podziemie. Poszukać
skarbów i nietoperzy. Przygotowałem sobie nawet czołówkę i zapas baterii. Szczególnie
liczyłem na nietoperze, byłoby na pewno zabawnie, PACH! i skórzasta fala prosto
w twarz, wszystkie rozjuszone, a co trzeci z wścieklizną.
A tak Awari zawlecze mnie do
Whitetown, gdzie pośród rzesz niemieckich emerytów, krążyć będziemy w
zapamiętaniu po antykwariatach. Ona będzie co chwilę wyciągać jakiś tom i z
zachwytem krzyczeć "popatrz co znalazłam, pułkowniku, przecież zawsze
chciałeś to mieć..." a ja akurat jestem spłukany i na książkowym głodzie, wrrr
to na pewno jakaś zemsta.
Powoli acz nieubłaganie narasta
we mnie depresja. Mija 8 miesiąc jak nagle schrystianizowanej Lennonce
obiecałem nie kraść i nie oszukiwać. ARGH frustracja zalewa mnie fala za falą. Przecież
to niezdrowe. A ta dalej futruje mnie propagandą i wciska najnowszy przekład św.
Marka. Swoją drogą trzeba chyba być starym ateistą by naprawdę docenić niepowtarzalne
piękno i morderczą logikę chrześcijaństwa. Zazdroszczę chrześcijanom, jesteście
z tym od zawsze, słuchacie niesłysząc księży, klepiecie automatycznie modlitwy.
A ktoś taki jak ja odkrywa oczywiste i niezauważalne dla was rzeczy jako
absolutne nowości. To paskudne stracić nagle niewinność, zrozumieć ile z tego
co codzienne okazuje się nagle złe i niesłuszne. Kurdre! Wy tego nawet nie
zauważacie a ja o tym myślę i jest mi ciężko.
Dobrze być dzikusem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz