wtorek, 8 czerwca 2004

Sławek teraz to sobie sam posiedzisz


No i tak, znowu siedzę u Awari i stukam w jej pokryte pudrem klawisze. Ona się właśnie wykąpała i jak wyznała nie posiada szlafroka. No dobra nie jestem konsekwentny.
Dziś wybierałem się na bastiony, chciałem wpełznąć w jakieś wilgotne, odizolowane od okrutnego świata podziemie. Poszukać skarbów i nietoperzy. Przygotowałem sobie nawet czołówkę i zapas baterii. Szczególnie liczyłem na nietoperze, byłoby na pewno zabawnie, PACH! i skórzasta fala prosto w twarz, wszystkie rozjuszone, a co trzeci z wścieklizną.
A tak Awari zawlecze mnie do Whitetown, gdzie pośród rzesz niemieckich emerytów, krążyć będziemy w zapamiętaniu po antykwariatach. Ona będzie co chwilę wyciągać jakiś tom i z zachwytem krzyczeć "popatrz co znalazłam, pułkowniku, przecież zawsze chciałeś to mieć..." a ja akurat jestem spłukany i na książkowym głodzie, wrrr to na pewno jakaś zemsta.
Powoli acz nieubłaganie narasta we mnie depresja. Mija 8 miesiąc jak nagle schrystianizowanej Lennonce obiecałem nie kraść i nie oszukiwać. ARGH frustracja zalewa mnie fala za falą. Przecież to niezdrowe. A ta dalej futruje mnie propagandą i wciska najnowszy przekład św. Marka. Swoją drogą trzeba chyba być starym ateistą by naprawdę docenić niepowtarzalne piękno i morderczą logikę chrześcijaństwa. Zazdroszczę chrześcijanom, jesteście z tym od zawsze, słuchacie niesłysząc księży, klepiecie automatycznie modlitwy. A ktoś taki jak ja odkrywa oczywiste i niezauważalne dla was rzeczy jako absolutne nowości. To paskudne stracić nagle niewinność, zrozumieć ile z tego co codzienne okazuje się nagle złe i niesłuszne. Kurdre! Wy tego nawet nie zauważacie a ja o tym myślę i jest mi ciężko.
Dobrze być dzikusem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz