Przerdzewiałe druty kolczaste
wynurzały się tu i ówdzie z ziemi i wiły rudymi splotami po piasku. Wyglądały
jak skręcone , porwane ścięgna wojny, czy inne jelita. Ostra jak sztylety trawa
sterczała pomiędzy krzakulcami nadmorskiego mikołajka. Gatunek chroniony, jak
bym tak wyglądał też bym chciał być chroniony.
Wszędzie pełno porwanego żelastwa
i betonu, ziemia śmierdzi tu prochem.
Dziewczyny wypuściły się
najostatniejszą plażą Rzeczpospolitaj, chłopaki zaś poszukiwali historycznych
kawałków żelbetu i robili sobie zdjęcia z lufą działa między nogami. Kobiety
uznały to za jakiś kompleks, każdy uznał że ma własne zdanie a ja uznałem że
nudzą mnie spory i na dalszą eksplorację udałem się sam.
Wzdłuż brzegu płynął żaglowiec
przemytników marzeń. Było parno i nagle też zadeszczyło. Półwysep kręcił się
wokół latarni, którą znalazłem dopiero na pocztówce po obejściu całego
wybrzeża.
W fokarium sześć oślizgłych
,morskich bydląt dopraszało się o śledzie. Słodkie, choć wszędzie wiszą
tabliczki "uwaga , foki gryzą". Przy wejściu w gablocie jedna
wypchana...pewnie ugryzła kogoś kogo nie powinna. Na widoku zdjęcie z sekcji,
garść jelita i parę kilo miedzianych monet, którymi kochani turyści dokarmili
zwierzątko.
Główna ulica miasta bardzo gwarna
i wakacyjna. Od horyzontu po horyzont stoiska z bilionem ułożonych liniami,
rzędami i kohortami pluszowych foczek. Foczki białe, szare , plamiaste i w
wszystkich odcieniach tęczy. Foczki maleńkie, średnie i monstrualne fokulce. Foczki
torebki, saszetki i wybałuszające się na koszulkach, absolutne focze epicentrum
wszechświata.
Oczywiście nie byłbym sobą gdybym
nie zrobił czegoś w spak, zajrzałem za półki od tyłu...płetewki, miliony
płetewek.
Podczepiłem się pod brygadkę w
kowbojskich kapeluszach i sącząc powoli na plaży piwo na ich koszt poczekałem
aż moi mnie znajdą.
Wracałem z Awari i z Gają. Patrzyłem
sennie jak za oknem miga Cisowa, miejsce na które kiedyś mówiłem
"nasze", i skąd zaczynałem z setkę beznadziejnych powrotów do domu o
2 nad ranem.
Na dworcu w Gottenhaven mieliśmy
okno z widokiem na Aube żegnającą kochanka, z tej okazji odstawiała taniec godowy,
co przyznam było interesujące a nawet pouczające.
Popatrzcie sobie kiedyś z boku na
stojącą parkę, język ciała ulega zwielokrotnieniu i rozmowa wygląda na taniec,
krążą wokół siebie i wiążą w smugach rąk.
Spadł równy, ciepły deszcz, byłem
zmęczony i na zatruciu lekowym po wczorajszej migrenie. Gaja pocałowała mnie na
dowidzenia i dzień się skończył.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz