-
Powiesz mi, co to jest szczęście?
-
Szczęście? Szczęście... to obudzić się w jasny,
wiosenny
poranek po wyczerpującej, pierwszej
nocy
spędzonej z piękną... namiętną... wielokrotną
morderczynią.
- O
cholera! Tylko tyle
(Banks)
Czuję
się jak poligon w Semipałatyńsku. Od początku tygodnia kruszę
lodowce na przemian z pokrywaniem warstwą teflonowych farb kolejnych
ścian. Znów jestem na tej osobliwej krawędzi, gdy ciało wykonuje
zaprogramowane czynności w seriach perfekcyjnych odruchów a umysł
zapada się i rozciąga w poskręcanym, kolapsie ku pochłaniającej
wszystko osobliwości, oblizującej się smakowicie, gdzieś w samym
środku tego, co zwykłem definiować jako mnie. Czuję się
dokładnie tak.
Wczoraj
leciało „Osiem części prawdy”. Nie przepadam za tego typu
filmami, ale ten do mnie dziwnie przemówił. Gwałtowność i
dynamika rzeczywistości. Wielkie sprawy tego świata. Wielkie
namiętności i dramaty, a w końcu i tak wszystko się zapętla
wokół małej dziewczynki stojącej pośrodku autostrady.
Do
Bossego zadzwoniła kobita, która ma na tarasie miejsce parkingowe
nr 152 i zawanturowała się, że leży tam śnieg. B wysłał mnie
tam. Wchodzę faktycznie – śnieg. Pokopałem go nawet trochę, a
jak przyjechał Pryncypałos i zrobił się dociekliwy powiedziałem:
Pamiętasz to miejsce, w które spychacz zwalił z całego tarasu
ponad 25 ton śniegu? To TO miejsce.
Poza
tym wydobyłem z ulicy żelka. Spostrzeżenie naukowe: Żelki nie
poddają się hibernacji. Po wykuciu żelka z litego lodu nadal
był... hm, żelkowaty.
Ostatnio
miałem też niezłą zwałę. Zamknęli jeden z Brzeźnieńskich
Burdeli. Miałem tam znajome, nawet gdy ta szacowna instytucja
jeszcze działała i generowała przychody do budżetu jako salon
odnowy biologicznej, to brałem czasem jedną, czy dwie laski do
remontów jako pomocników. Może was to dziwi, ale cholery są
wysokie, wysportowane i... wytrzymałe. Nauczyły się przy okazji
tego i owego. No i teraz Tamara, Finka i reszta radosnych
degustatorek majonezu wylądowały na bruku. Nie złamało ich to w
najmniejszym stopniu. Po dręczeniu mnie przez dwa dni telefonami i
trzygodzinnym przewleczeniu przez Praktikera, dziewczyny założyły
firmę remontową. Firma funkcjonuje czwarty tydzień i ma się
dobrze. Wyobraźcie sobie sześć długonogich, długowłosych lasek
w topach z przepastnymi dekoltami i w kusych pseudodzinach macha
pędzlami na wysokościach i smaruje się namiętnie śliskim
cekolem. Już nie wspomnę nawet o skręcaniu hydrauliki czy, o Mon
Dieu, wyciskaniu sylikonu. Mają zlecanie za zleceniem, podobno
zleceniodawcy potrafią postawić sobie w drzwiach krzesełko
turystyczne i pijąc kawkę patrzeć jak dziewczyny się pocą.
Ostatnie
dwa dni malowałem w towarzystwie dwóch papużek falistych, które,
za każdym razem gdy byłem w pobliżu, gwałtownie przysysały się
do krat i wpatrywały się we mnie intensywnie, jakby chciały pożreć
mi wątrobę. Ciapek zrobił prawo jazdy i jest teraz jeszcze
bardziej niebezpieczny niż był, strach pomyśleć co się stanie
jak uzbroi się w samochód. Marzana zaczepiło dwóch żuli jeden
chwycił go za kołnierz. M spojrzał na niego, a gość puścił go
cofnął się dwa kroki i powiedział niepewnie: Żartowałem
psycholu. Zdaje się zobaczył w jego oczach to wyjące coś co M
znalazł podczas samotnej wędrówki przez bezludne góry Bułgarii.
-
Boże naruszasz moją prywatność
-
Mam wszelkie pełnomocnictwa
(Dziechciarz)
*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz