wtorek, 9 września 2008

Na dnie sarkofagu noc


Bóg nie istnieje, ponieważ nie ma
czegoś takiego co określa się tym
pojęciem, Bóg  istnieje  ponieważ
wiem, że moja miłość do niego nie
jest złudzeniem. Ateizm oczyszcza,
trzeba przez niego przejść by zoba-
czyć nieskończoną odległość między
rzeczywistością przyrodzoną a nad-
przyrodzoną,   wyzbyć   się   pychy
„posiadacza prawdy” Wiara zaczyna
się dopiero po przejściu przez
sprzeczność

(Simone Weil)

Co robią ci ludzie na wzgórzu? Echo niesie się pośród ścian. Ta noc nie ma końca. Zlizuję pot z górnej wargi. Komu bije dzwon?
Nadciąga burza na żaglach ze spienionego mroku. Nad Brzeźnem jęzor tęczy. Czerwony jak płomień rozświetla od spodu chmury. Blask wlewa mi się przez oczy, zalewa ciemne zakamarki. Bestie uciekają z piskiem.
Marzan niczym forpoczta życia, wypełza na brzeg ociekając słoną wodą, wprost do wnętrza betonowej skrzynki śniadaniowej gigantów. Goni duchy starych torped, wspomnienia poczerniałych wnętrz, nie wiedząc, kto nagle otworzy wieczko by sięgnąć po kanapkę z człowiekiem. Samotność krystalizuje się w nim kawalerskim bohaterstwem i tanecznym krokiem na szklanej krawędzi.
Astral i Layla biorą ślub. 20, 15.00, Kościół w. Ignacego Loyoli, ul. Brzegi 49. Czujcie się zaproszeni.
Okazało się, że Borys nie lubi marcepanu, bo jego zapach kojarzy mu się z żelatyną wybuchową. Znając jego żonę, przez niektórych zwaną Piątym Jeźdźcem, to wziął ten tekst nie z praktyki, ale z jakiejś kiepskiej literatury.
Polscy naukowcy stwierdzili, że do końca wieku Bałtyk nie podniesie się więcej niż o dwa metry. Odetchnąłem z ulgą, Brzeźno wciąż będzie żeglowało nad sadzawki dnem, goodbye Glattkau, NewPort i Dolne Miasto. Jeżeli dożyję to z pewnością z nostalgią będę obserwował jak gasną kolejne światła WhiteTown. Rosyjskie czołgi porosną mchem. Elfy pożeglują na zachód.

W  szpitalu  dojrzała  w  niej  potrzeba
chrztu.  Kapelan  Wolnych  Francuzów
po  parokrotnych  rozmowach odmówił.
- Dla  niego  Simone  nie była w zgodzie
z  całością  katolickiej  dogmatyki. Zroz-
paczona  na  kilka  dni  przed  śmiercią
poprosiła   przyjaciółkę - katoliczkę,  by
ochrzciła  ją wodą  z  kranu – jak wiemy
taki chrzest, w podobnych okolicznościach
jest ważny. Wbrew legendzie Simone Weil
umarła ochrzczona

(Bieńkowska)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz